Przez ostatni miesiąc robiłem z siebie debila. Nie żeby to było coś odbiegającego od normy, bo po półrocznej wyprawie na pomorską wieś każdy uważa, że jestem pierdolnięty. Teraz jednak pytałem bliższych i dalszych znajomych, co ich zdaniem sprawiłoby, że byliby szczęśliwi. 

Za niemal każdym razem wymieniali te same rzeczy. Pieniądze, samochody, torebki, ze szczególnym wskazaniem na Alma BB Samier Ebene od Louis Vuitton za 1760 dolarów, podróże (raczej dalsze), domy (raczej większe), ubrania (raczej droższe), etc. 

Jestem zły do szpiku kości, więc to samo pytanie zadawałem kilka godzin i kilka drinków później, gdy zbliżał się już szary świt, a w butelkach kończył się alkohol. I wtedy jak już opadła ta pierwsza fala entuzjazmu słyszałem, że mężczyźni na swojej drodze do szczęścia marzą o rozpustnych sukach robiących im laskę. Wychodząc z założenia, że stracili młodość albo właśnie za moment ją stracą.

Kobiety mówiły mi zaś, że marzą o wielkiej porywającej miłości. I nie było tu specjalnego znaczenia czy są wolne, czy tkwią w nieudanych związkach, bo większość małżeństw i konkubinatów niezależnie od tego co się w Internecie pokazuje i jak ładnie się przy tym pozuje jest jednak nieudana. 

A dzieci? Dzieci wkurwiają albo rozczarowują. 

Przyznaję, wysłuchałem i popadłem w pewien stupor. A co zrobić w takim przypadku? Najlepiej pójść na wódkę z przyjacielem. Umówiłem się z kolegą, bo kolega jest od tego. Razem zjedliśmy chinkali, popiliśmy czaczą, czyli gruzińskim samogonem i dopiero wtedy zapytałem: co by go uczyniło szczęśliwym? 

Kolega mecenas w odpowiedzi zacytował mi kawałek wielkiego i słusznie popularnego polskiego artysty, czyli Chwytaka:

„W wannie

Się napierdolę w wannie

Jest kurwa idealnie

Się napierdolić w wannie”

Co trzeba zrobić żeby osiągnąć szczęście? Iść do wanny 😉

Jak widać z przytoczonych wyżej przykładów, nie jest lekko, ale wydaje nam się, że seks, alkohol, zakupy i miłość jakoś nam na drodze do tego szczęścia pomagają, bądź pomogą. No, może do pełni ekstazy potrzebujemy jeszcze dwóch drobiazgów, czyli sławy i pieniędzy. 

Ups, zapomniałem!!!!  Jeszcze jedno! Żeby nam wszyscy, kurwa, mocno zazdrościli. I proszę mi tutaj nie stękać, wiem swoje, w końcu cały Instagram oparty jest na zazdrości.

Ile razy byłeś szczęśliwy w życiu?

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w czasach kiedy nie było Internetu, ani zasięgu komórek, na terenie dzisiejszej Hiszpanii żył Abd al-Rahman III. Tron Kordoby zgarnął przypadkiem (generalnie poszło grubo bo dziadek wykończył mu ojca, żeby władcą został stryj, ale stryj i dziadek przedwcześnie kopnęli w kalendarz. W sumie nieważne). Abd al-Rahman III był ze wszech miar wybitny. Napier…. się jak mało kto, podbił wszystko w okolicy, co do podbicia było.

Co nie przeszkadzało mu być tolerancyjnym humanistą, który budował pałace i kolekcjonował książki. W Kordobie ufundował uniwersytet, który szybko stał się jednym z najpotężniejszych na świecie. Gospodarka hulała. Żeby mu się nie nudziło miał dwa haremy. Innymi słowy: wrażliwy drań, taki, którego kochają kobiety. 

Koło 70-tki, co w tamtym czasie oznaczało niezwykle zaawansowany wiek, postanowił policzyć dokładną liczbę dni, w których czuł się szczęśliwy. 

„Przez 50 lat swoich rządów odnosiłem zwycięstwa, bądź cieszyłem się pokojem. Byłem kochany przez moich poddanych, wśród wrogów budziłem strach, sprzymierzeńcy mnie szanowali. Miałem każde bogactwa, każde zaszczyty i każdą przyjemność. Próbowałem wszystkiego.”

I? 

„Skrupulatnie policzyłem dni czystego i szczerego szczęścia, które przypadły mojemu losowi. 

Było ich czternaście”. 

I chuj. 

Wbrew pozorom niewiele tu przez wieki się zmieniło. 

Czego pożądasz?

Kilkanaście lat temu zapytano poetę, Czesława Miłosza, w wywiadzie z okazji 90. urodzin czy miał udane życie. Kto jak nie on? Laureat nagrody Nobla. Pojechał do USA i zrobił tam karierę. Wykładowca najlepszych amerykańskich uczelni. Zarobił gruby hajs. Był więc z wieloma kobietami, z pierwszą z nich – kiedy miał 15 lat. Czyli nie tylko piórem potrafił machać. Hołubiony, czczony, nie że światowo rozpoznawalny na każdym rogu, ale generalnie niejedna redaktorka literackiego czasopisma miała mokro. 

Miłosz usłyszał pytanie i długo milczał. Aż w końcu powiedział: „Nie.”.

A mi, kiedy czytałem tę historię, przypominał się jego wiersz: „Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis”. 

Zaczynało się to tak:

„Moje uszy coraz mniej słyszą z rozmów, moje oczy słabną, ale dalej są 

nienasycone.

Widzę ich nogi w minispódniczkach, spodniach albo w powiewnych tkaninach,

Każdą podglądam osobno, ich tyłki i uda, zamyślony, kołysany marzeniami porno.”

I dalej: „Nie pożądam tych właśnie stworzeń, pożądam wszystkiego”. 

Czy pożądając wszystkiego można być szczęśliwym? No ni chuja nie da rady. Bo nie da się zdobyć wszystkiego, człowiek cały czas będzie w niespełnieniu. 

Czy wygrana w Lotto daje szczęście?

W ten weekend była w Lotto kumulacja, 18 dużych baniek do wzięcia. Wiele osób wzdycha, och, gdyby wygrać taką kasę, jakby to zmieniło moje życie. Zmieniłoby, owszem, na pewno. Ale czy sprawiło szczęśliwym?

Dwa lata temu, czyli dawno i nieprawda, pisałem o Mickey Carrollu, który mając 19 lat kupił na loterii los za 1 funta. Był rok 2002. Oczywiście wygrał. Dostał 9,7 mln funtów.  Na obecne to jakieś 50 milionów ziko. Przed wygraną Mickey piastował pożyteczną funkcję śmieciarza. Jego żona Sandra Aitken była w siódmym miesiącu ciąży. Czyli życie było z grubsza poukładane. 

Rok później Mickey budził się rano, ściągał trzy kreski, pociągał pół butelki wódki i dopiero wtedy był gotów wstać z łóżka.

Kupił sobie za 390 tys. funtów dom z ośmioma sypialniami w Norfolk, gdzie robił mocne imprezy. W tabloidach narodził się nowy bohater: Król Dresiarzy. King of the Chavs. Złota keta na szyi ważąca na oko mniej więcej kilo, złote bransolety na łapach, złote sygnety, skóra na karku i BMW za prawie 50 tys. funtów przed domem. Wakacje spędzał z kumplami w burdelach w Puerto Banus na hiszpańskim Costa del Sol, bo były tam najładniejsze laski. 

Oczywiście rozpierdzielił cały szmal. 

Teraz mieszka w Szkocji i dostarcza węgiel do domów. Siedem dni w tygodniu za 10 funtów za godzinę.

– Nic nie poszło źle. To było najlepsze 10 lat mojego życia za jednego funta – mówi. –  Cieszę się, że już nie muszę patrzeć przez ramię, że nikt nie walnie mnie w łeb i nie obrobi. Mam fart, że jeszcze żyję. Gdybym ciągle miał kasę, to już bym nie żył.  

Że debil, że my na pewno dalibyśmy sobie radę z taką kasą i byli szczęśliwi? Nie wykluczam. Ale wątpię. 

Szczęście jest w nas. No co Ty Czarny nie powiesz?

W 1978 roku psycholog społeczny Philip Brickman i jego banda z bardzo porządnego Northwestern University zrobili badanie, w którym mierzyli zadowolenie z życia sparaliżowanych ofiar wypadków, zwycięzców loterii, oraz grupy kontrolnej, czyli normalsów. 

Tak, tak, to pojebany pomysł, ale naprawdę ciekawe jest to, co im wyszło. W kwestionariuszach badano poziom szczęścia chwilę po wypadku/wygranej, oraz w rok po tych – jakby nie było-  dość ważkich wydarzeniach. 

Co się okazało? 

W dwanaście miesięcy po wypłacie wygranej, bądź po wypadku, który przykuwał człowieka na resztę życia do wózka, poziom szczęścia członków obu grup… powrócił do poziomu sprzed tych wydarzeń.

BAM!!

Czyli co, może być butelka szampana, maserati w garażu, sterczące piersi nad twarzą, a tu nic jednak nie pomaga??? Taki banał ‘pieniądze szczęścia nie kupią’ okazuje się prawdziwy?  Szczęście jak się okazuje jest zwyczajnie w nas? Zaprogramowane przez genetykę, ukształtowane przez dzieciństwo, wypracowane dzięki cieszeniu się z małych rzeczy?

Czyli co? Może jednak ta gała to nie jest taki zły sposób na szczęście? LOL Choć jeśli ktoś by mnie zapytał o zdanie, to dobry kawałek pizzy też nie jest zły. Do tego skrawek błękitnego nieba, kieliszek białego wina w garści, kilka osób, z którymi można szczerze pogadać i jakoś to zaczyna lepiej wyglądać, nie?  

A co myśli człowiek czytając te słowa? 

– ‘Nieeeee. To, kurwa, niemożliwe. Dajcie mi hajs. Przekonam was, że się mylicie.’ 

Philip Brickman 13 maja 1982 roku, w wieku 38 lat wszedł na dach Tower Plaza, najwyższego budynku w Ann Arbor, i skoczył z 26 piętra. Facet, który zrobił jedno z fundamentalnych studiów psychologicznych na temat szczęścia, nie mógł sprawić, by jego własny ból zniknął.

Źródło: Lottery winners and accident victims: is happiness relative?

Chcesz dostawać powiadomienia o nowych notkach?

Chcesz więcej takich opowieści? 

To zamów sobie moją nową książkę ROMAN(S)

https://www.empik.com/roman-s-piotr-c,p1326826985,ksiazka-p

Czy największa miłość Twojego życia może trwać tylko cztery tygodnie?

12 uwag do wpisu “Czarny usiłuje się dowiedzieć na czym polega szczęście w życiu (bez pizzy i seksu oralnego)

  1. Bo większość ludzi utożsamia szczęście ze strzałem dopaminy w mózgu. A takowe następują właśnie przy jedzeniu/piciu/seksie i kiedy dostajemy długo upragnioną zabawkę (ciuch/auto/telefon). Tak jesteśmy biologicznie skonstruowani i tego raczej nie zmienimy.

    Cały myk polega na tym, aby posiadać własną definicję szczęścia, która wychodzi trochę ponad nasz jaszczurczy mózg. Dobrym punktem wyjścia pewnie jest podejście epikurejskie (hint: nie mylić z hedonizmem) – nie boli, masz dach nad głową i co jeść – to już z definicji jest dobrze. Tak jak wspomniałem – punkt wyjścia, potem każdy może sobie dorzucić do tego swoje dodatkowe klocki.

    Polubienie

  2. Piosenka Chwytaka jest prosta i mówiąca językiem takim już, że chyba prościej ciężej:
    „Jest kurwa idealnie”
    Można mieć za hajs „wszystko” a i tak kurwa nie będzie idealnie.
    Dlaczego?
    Bo cały czas oczekujemy więcej. Zakładamy nieustanną pogoń za szcześciem bez momentu pogratulowania samemu SOBIE, że ogarnęliśmy kredyt, mamy zdrowe dzieci, kochających rodziców/dziadków/brat czy siostrę czy po prostu to, że siedzisz przy ognisku w górach z najlepszym kumplem po całodniowej wędrówce jedząc konserwę patrząc jak słońce zachodzi i czując zapach lasu! I susząc przemoczone gacie. Bo co? Bo zasięg znalazłeś, odpaliłeś IG i akurat Stefan pojechał do Turcji na ‚al-inklusiv’ i pije drina razem ze swoją nową dupą 9 na 10. A Ty kurwa co? Konserwe wpierdalasz. Tylko zapominasz, że to jest zajebiście, bo tego chciałeś, a teraz się porównujesz i nagle całe Twoje szczeście ucieka…
    Odpuść! Daj sobie luz!
    Jest kurwa idealnie!

    Polubienie

  3. „Philip Brickman 13 maja 1982 roku, w wieku 38 lat wszedł na dach Tower Plaza, najwyższego budynku w Ann Arbor, i skoczył z 26 piętra. Facet, który zrobił jedno z fundamentalnych studiów psychologicznych na temat szczęścia, nie mógł sprawić, by jego własny ból zniknął.”

    nie od dziś wiadomo, że na psychologię ludzie idą po to, żeby ogarnąć lub próbować ogarnąć swoje demony.

    co do samej notki i mitycznej krainy szczęśliwości. być może tęsknimy za tym czego nie mamy i myślimy, że właśnie to da nam szczęście. z pozycji widzenia faceta, najlepsze cycki i najlepsze obciąganie może (ale oczywiście nie musi) się z czasem znudzić, bo za każdym razem będzie z gruntu podobnie. I wpadnie znudzenie, rutyna. Coś, co wielu innym wydawałoby sie wielkim WOW, bo tego nie mają, dla tego konkretnego faceta będzie nudą. i pewnie tak ze wszystkim. a że dodatkowo mamy świat Instagrama, który wygląda, jak mówisz, i widzisz tych wszystkich uśmiechnięty ludzi (na potrzeby fotki), na rajskich plażach (pewnie na sponsoringu), w super ciuchach (w większości nie ich) i w super samochodach (na kredyt) i myślisz sobie: kurwa, co poszło u mnie nie tak, że żona ta sama od lat, samochód kilkuletni, a wakacje co najwyżej nad Bałtykiem, albo na popolularnej wyspie, ale niekoniecznie na Mykonos. a na koniec dnia, pewnie by sie okazało, że jesteś szczęśliwszy od tej instagramowej pozerki

    Polubienie

  4. Uważam że swoje marzenia należy realizować, zwłaszcza te z młodości. Ja mam to szczęście, że mam taką możliwość. Zresztą …. można o tym na moim blogu poczytać jak ktoś chce.

    Polubienie

  5. W „Czterdziestolatku”, chyba trzecim odcinku, kiedy Karwowski wdaje się w płomienny romans z urodziwą pielęgniarką (pielęgniarki to zwykle szekowne białczi – nie mylić z salowymi) jest scena, w której ta pięlęgniarka pyta go, czy jest szczęśliwym, na co on odpowiada „nie jestem nieszczęśliwy, a to już bardzo dużo”. Zapadło mi to w pamięć i staram się tego trzymać.
    Najbardziej nieszczęśliwi są ci, którzy za tym szczęściem gonią – mercedesami, odrzutowcami, ostatnio nawet rakietą można się wybrać i go poszukać w kosmosie, a pani Villas śpiewała, żeby nie szukać go daleko. I miała rację.
    Ja ju swoje nalez.

    Polubienie

  6. Niedawno probowalam rozwiklac zagadke czym dla mnie jest sukces, bo okazalo sie ze zupelnie inaczej go pojmuje niz moi znajomi. Takze dla kazdego szczesciem bedzie cos innego, tak jak i sukcesem. Grunt to pozostac wiernym sobie na tyle na ile sie da.

    Polubienie

  7. Szczęście to stan wewnętrzny, niezależny od sytuacji zewnętrznych.
    Nie należy łączyć szczęścia z zadowoleniem z konsumpcji. Wraz z ilością konsumowanego dobra jego użyteczność spada. Konsumpcyjny styl życia w dłuższej perspektywie będzie prowadził do skrajnego niezadowolenia a tym samym – potocznie rozumianym brakiem szczęścia. A brak szczęścia …

    Polubienie

  8. A to przypadkiem nie Ty, Czarny cytowałeś na zupie badania, prowadzone przez wiele lat w Stanach, z których jasno wynikało, że (w skrócie) największe poczucie szczęścia daje rodzina i poukładane relacje z nią? Bez względu na status, majętność, poziom wykształcenia, wykonywaną pracę… że właśnie to jak poukładasz się w relacjach z rodziną i otoczeniem, że bliscy, że znajomi…
    Może nawet to, że od lat głównym tematem Twoich wpisów są relacje damko-męskie, jest jakimś wskazaniem? Bo przecież nie pisałbyś o bzdurach, szkoda życia….

    Polubienie

  9. Zgadzam się, każdy ma własną definicję szczęścia. Niedosyt będzie zawsze. Jesteśmy jako ludzie zachłanni. Jednak muszę powiedzieć, że prawdopodobnie jako nieliczna osoba z grona dorosłych na tym świecie nie posiadam kont na fb ani instagramie. Marzy mi się wypasiony Volvo SUV, ale w gruncie rzeczy czuję, że prawdopodobnie wstydziłabym się odbiegać od innych, no może nie w wielkim mieście. Ale marzę o wsi. Właśnie o wsi (ALE SKOMUNIKOWANEJ Z MIASTEM :D). By dzieciaki wyszły boso na trawę, by w końcu kupić wymarzony dom bez długu w banku. Szczęście dają mi dzieci. Dzieci są takie jakie je wychowujemy, „zaprogramujemy”, ile czasu im poświęcimy. Mój synek robił wczoraj eksperymenty: woda woda po ogórkach, barwnik, soda. Stolik kawowy stał się na chwilę jego pracownią. Jakie było jego zaangażowanie…słów brak. A szczęście proszę wszystkich to RODZINA. Ci którzy nas powołali do życia i Ci których my powołaliśmy do życia.
    Slutligen kan man saga: moje szczęście spełni się,gdy we własnym domu nakryję wielki stół, upiekę chleb, kilka ciast i razem z moim fenomenalnie gutjącym mężem, przyrządzimy wielką kolację i zaprosimy do stołu.
    A tym czasem znajdzie nas Pan w Szwecji, notabene, zapierdzielających na swoje marzenia i próbujących wychować dzieci w dobrym stylu, nieelektronicznie.

    Pozdrawiam, Ania

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.