Nazywam się Piotr C. i  kiedy byłem małym dzieckiem nie dalibyście złamanego grosza za mój sukces.

Nazywam się Piotr C. Zjebałem w swoim życiu wiele rzeczy na maksa. Po trosze jestem socjopatą, po trosze pracoholikiem. Uczcie się na moich błędach.

Nazywam się Piotr C. i mało brakowało, a wykonywałbym teraz zawód, którego nie lubię, bo tego chcieli moi rodzice.  

Nazywam się Piotr C. i teraz zadam ci pytanie: Czy przeszłoby ci przez gardło stwierdzenie „Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe”?

Boli, prawda?

Ile masz własnej kasy?

Jakiś czas temu poznałem bardzo bogatego biznesmena. Ten biznesmen ma syna, który bardzo chciał pojeździć w wakacje pociągami po Europie. Przyszedł do swojego ojca i powiedział: „Tato, potrzebuję 2 tys. zł. Chcę z kumplami pojeździć pociągami po Europie.”

Jak widzicie – gotowy projekt. Dotacje z Unii na takie przyznają. Początek, środek, zakończenie. Finansowanie, wartości poznawcze, bo w końcu chodzi o zwiedzanie świata.  

Ojciec, którego było stać, aby kupić cały pociąg łącznie z torami, zapytał:

– A ile masz własnej kasy?

– Zero – odpowiedział bez namysłu syn.  

– To ja też ci dam zero – odpowiedział ojciec i wrócił do czytania gazety.  

Syn nigdzie nie pojechał. Ale w następnym roku wziął swojego 20-letniego golfa, na którego sam zarobił, i bujnął się do pracy do Norwegii. Przez pierwszy tydzień spał w aucie. Pracował fizycznie. Ale przywiózł 12 tys. zł. Ojciec spojrzał na niego niby to z marsową miną, ale wewnątrz puchł z dumy. Dołożył swoje 12 tys. zł. i syn pojechał na wakacje do Azji.  

I teraz zastanawiacie się, dlaczego ten ojciec był takim chujem, że swojemu ukochanemu dziecku nie dał trochę kruzejros, aby ten porozbijał sobie dupę po Europie. Przecież go stać, nie? Odpowiem: bo ten biznesmen jest mądrym człowiekiem, który wie, że dzieci trzeba nauczyć polować. To tak jak z dokarmianiem leśnych zwierząt. Jeśli zwierzę dostaje od ludzi żarcie, to już nie chce ścigać zwierzyny. To zbyt męczące.

Dzieci potrzebują najków a edukacja jest święta

Trzy tygodnie temu opublikowałem notkę „Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30tki?

Na fejsie, gdzie ją zalinkowałem, jeden z czytelników, o imieniu Piotrek, napisał tak: 

Mnie dziwi jeszcze inne zdanie w tym artykule: „Kredyt na mieszkanie, pensja 2000 brutto i pińcset złotych alimentów przy dobrych wiatrach nie brzmi zachęcająco” – trochę może to będzie kontrowersyjne, ale… jak można myśleć o ślubie, dziecku, kredycie na mieszkanie… przy takiej pensji?”

Na to odpowiedziała Marta:

“‪Japrdl. Typie, sięgnij wzrokiem dalej niż czubek własnego nosa, to może zauważysz, że w małych miastach większość ludzi żyje za taką pensję i utrzymuje za to swoje rodziny. Myślisz, że praca w korpo za 5k netto czyni cie odpowiedzialnym i daje dopiero przyzwolenie na układanie sobie życia osobistego?

A później już była rzeźnia. Ja rozumiem Piotrka, tak jak rozumiem i Martę. Rodzice zawsze chcą zapewnić dzieciom przyszłość. Tyle, że jest to nieco inna przyszłość niż oni mieli.

Dzieci potrzebują kursów hiszpańskiego i butów Nike. Tabletów, wyjazdów na zielone szkoły, mocnych komputerów, na których pójdą nowe gry, smartfonów i zajęć dodatkowych. Przede wszystkim zajęć dodatkowych. Dzieci stały się elementem statusu. Jeśli rodziców stać na to, aby uczyły się francuskiego i hiszpańskiego to wszystko jest w porządku. Jeśli będą grały na fortepianie to wszystko jest w porządku.  Dżesika z chowu klatkowego i Brajanek z wolnego wybiegu. 

Edukacja w naszych czasach jest jak Jezus Chrystus i Budda. Jest święta. Jak alkohol dla alkoholika. Jak kokaina w koedukacyjnym kiblu w klubie. Kokaina, którą wszyscy ciągną i wszyscy wierzą, że załatwi ich problemy.

Tylko widzicie, ja jestem już tak stary, że widzę wokół siebie dziewczyny i facetów, którzy byli wychowywani w jej kulcie.

I jakoś nie tryskają radością.

Sukces albo śmierdź. No to zaśmierdziałem

Prace dzielą się na dwa rodzaje. Zajebiste roboty, gdzie robisz niewiele i płacą ci fortunę. Owszem są takie. Jedne na tysiąc. Oraz cała reszta, gdzie aby dostać przyzwoite pieniądze musisz się nazapierdalać od rana do nocy. A czasami możesz też się nazapierdalać i gówno z tego mieć, bo i takich fachów jest całkiem sporo.

Przez ostatnie 27 lat czyli od czasu kiedy socjalizm dostał kopa w dupę, żeby mieć jakiś szmalec rodzice zapierdalali ponad wszystkie normy. Od rana do nocy. Jak Wincenty Pstrowski na przodku. Tyle, że nie pod hasłem ‘Socjalizm górą’, ale: ‘Musimy dać swoim dzieciom wszystko to, czego nie mieliśmy sami’. I dawali. Srając szkłem, jeśli trzeba.  

Efektem są ludzie, którzy dostali za dużo. Którzy nigdy nie musieli walczyć, za to cały czas słyszeli, że mogą wszystko i są skazani na sukces. Którym rodzice nosili tornistry, bo były ciężkie. Którzy próbowali wszystkiego, a nie umieją nic. Nawet sport uprawiali do pierwszego bólu i odpuszczali. Którzy cały czas słyszeli „Uważaj, bo coś sobie zrobisz”, (nie kop pana, bo się spocisz) przez co teraz głównie siedzą w strefie komfortu. Którzy długo nie mogli rozpocząć zwykłego życia, bo spędzali je w szkołach. Którzy od rodziców dostali mieszkania, samochody, telewizor, kuchenkę, lodówkę, mikser i wibrator.

Którzy ślub biorą za pieniądze rodziców. Którzy cały czas słyszą ‘My ci pomożemy’, więc nigdy nie muszą się troszczyć o siebie. Którzy, ponieważ nigdy nie musieli brać za siebie odpowiedzialności, nie potrafią brać odpowiedzialności za innych. Którzy ciągle mieszkają z rodzicami, bo tak jest wygodniej (robi tak ponad 40 proc. młodych Polek i Polaków). Którzy boją się wziąć za trudne rzeczy, bo to grozi porażką, a porażka mogłaby sprawić, że ich wrażenie zajebistości mogłoby być wystawione na szwank. Którym powiedziano, że żyjemy w świecie, w którym wystarczy chcieć, by mieć. Bo pewne rzeczy wypada mieć bez wysiłku. Którzy są zaprogramowani na sukces. Sukcesem ma być świetna robota. Kupa hajsu. 

Sukcesem ma być związek. Romantyczny jak Leonardo DiCaprio w Titanicu i polany karmelem, co podsyca telewizja, kino, piosenki, nawet, kurwa, gry komputerowe.

Tyle, że wszystko jest możliwe tylko w reklamach. Trzydziestoletni mężczyzna w apartamencie z oknami od podłogi do sufitu, kosztującym jakieś 2 miliony złotych, przytula swoją piękną żonę, świeżo wypuszczoną od fryzjera i patrzą obydwoje z dumą na uśmiechającego się niemowlaka.

A wszystko za 2 tys. brutto. I pięć stów alimentów. 

Sukces albo śmierć. A jeżeli tego sukcesu nie ma, to znaczy, że sprawiło się zawód. Sobie i rodzicom.

Mężczyźni, którzy mają za dużo. Kobiety, które  potrzebują ojca

Efektem tego sposobu wychowania jest plaga mężczyzn niegotowych. Niegotowych do życia, które ich przeraża. Nieumiejących nawet naprawić gniazdka w ścianie. Egoistycznych i narcystycznych. Którzy uważają, że są najlepsi. Paradoks polega na tym, że w tym samym momencie uważają, że są najgorsi. Nieszczęśliwych w pracy i w życiu. Którzy boją się zaangażować. Którzy cały czas szukają nowego związku, bo może nowy związek ich ocali.  

Efektem tego jest plaga kobiet, które boją się powiedzieć facetom „Nie. Spierdalaj. Chcesz odejść? Zabierz śmieci.”

21766914_10155297636669213_129636046_o

Rysunek: nieladnierysuje

Które uważają, że są zjebane od samego początku. Tkwiące w jednym związku, a w tym czasie marzące o innym. Które nie potrzebują partnera, tylko ojca, który będzie w stanie precyzyjnie nakreślić im granice, mówić „Nie”, ale będzie przy tym wyrozumiały.

Które nie pozwalają się poznać, nie pozwalają się przebić przez swoje pancerze, bo po części same siebie nie znają, a po części boją się, że ktoś je zrani. Co najwyżej zacytują przypowieść prababki: „Nigdy nie pokazuj facetowi całego swojego tyłka”.  

Takie kobiety i takich mężczyzn łączy, tak jak pisałem w ‘Pokoleniu Ikea’, tylko jedno: strach.

Mamy kompetencje tylko do zaciągania kredytów

Urzeka mnie ta wiara, że pieniądze załatwią wszystkie nasze deficyty.  Że będziemy szczęśliwymi ludźmi, jeśli w dzieciństwie pójdziemy na określoną ilość zajęć dodatkowych. Albo jeśli będziemy mieli markowe buty, czy wyjedziemy x razy za granicę.  

Dorosłe dzieci są spieprzone, bo rodzice zamiast dawać im czas, dawali im kompetencje do pracy w korpo i zaciągania kredytu hipotecznego. Nie przekazali, że od sprzedawania burgerów w McDonaldzie, owszem, można się nabawić odcisków i oparzeń na rękach, ale proste prace wykonywane w młodości uczą życia. Nie przekazali, bo uważali że byłby przypał przed znajomymi, gdyby posłali dziecko do takiej roboty. Przecież taka harówa jest dla miernot. A poza tym, lepiej żeby dziecko w tym czasie się uczyło, prawda?

Nie mówili: „Nie wszystkie związki, które cię czekają, będą udane. Być może twoje małżeństwo będzie pomyłką. Będzie nudne.” Nie przekazali zdrowego poczucia własnej wartości, dzięki któremu, można w takich sytuacjach zacząć od początku. I kolejny związek zbudować już lepszy. Chronili je, przez co dzieci te nie nauczyły się jak smakuje porażka. I ile sił kosztuje zwycięstwo. Nie powiedzieli, że niekoniecznie będą milionerami, ale mogą być zadowoleni z życia.  

Co powtarzali? „Jeśli będziesz się dobrze uczył, to osiągniesz sukces.” Ale sukces przynosi nie szkoła, nie milion dwieście tysięcy kursów, tylko pasja. Samo jej odkrycie jest życiowym sukcesem.

 Sukces bierze się z ambicji.

Z buntu.

Z innego myślenia. 

Z drążenia jednej dziedziny. 

Z tego wszystkiego, co szkoła tępi.

Z bycia nieszablonowym. Niepokornym wobec autorytetów. A szkoła od czasów Bismarcka, kiedy wsadzono dzieci za ławki ceni pokorę. Ceni grzeczne dzieci, które notują wszystko w zeszytach. 

Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką rodzice mogą dać dzieciom, jest akceptacja. 

Że praca w sklepie jest ok, pod warunkiem, że czują się szczęśliwi. Bo ktoś musi pracować w sklepie i nie każdy musi mieć gigantyczne ambicje. Że jest to ich życie i nie mogą dać sobie wmówić, jak mają żyć.  

Nie popełniajcie błędów swoich rodziców.

marvin-meyer-242794

Photo by Marvin Meyer on Unsplash

Źródła: Stwierdzenie: „Jak widzicie – gotowy projekt. Dotacje z Unii na takie przyznają.” jest parafrazą jednego zdania z wystąpienia Jacka Walkiewicza na Tedx. Tyle, że Walkiewicz mówił o trampolinie. Bardzo go lubię, bardzo szanuję, a jak ktoś tego filmu nie widział to polecam. 

 

252 uwagi do wpisu “Czy przeszłoby ci przez gardło: „Moje dziecko pracuje na kasie w Biedronce i jest szczęśliwe”?

  1. Jak czytam większość waszych wpisów to kichać mi się chcę, jacy jesteście bogaci, obrotni, spelnieni… W komentarzach. Za dużo wizualizacji i coacha Grzesiaka. Macie więcej niż 40-50 latki z Niemiec, czy Anglii. Więcej niż dentyści w waszym wieku, młodzi prawnicy z korpo, a nawet 35-letni informatyk z własną firmą. Jedni mają mieszkania w Wilanowie a inni netto dostają kilkanaście tys., jednocześnie nie wiedząc, jak wygląda spłacanie kredytu hipotecznego. Jakim cudem przecietniacy są już prawie milionerami? Za dużo amerykańskich seriali?

    Polubione przez 2 ludzi

  2. 20 lat, koniec szkoly, znalezienie 2 pracy, którą lubisz, za pierwszą pensje wynajęcie mieszkania z kumplami, zero pomocy od rodziców, którzy wszystkie twoje decyzje negują i mówią, że nic z ciebie nie będzie, nie odzywasz się do nich, pracujesz, nie w korpo, nie w biedrze. W zawodzie, który zdobyłeś kończąc technikum. Koledzy z klasy na magazynach, mieszkają z rodzicami, mama da, tato dołoży. Pozdrawiam ambitnych

    P.S
    To tato nauczył mnie ciężkiej pracy i szacunku do pieniędzy

    Polubienie

  3. Nie boję się powiedzieć facetowi spierdalaj, jestem młodą singielką i od dwóch lat korzystam z życia pod każdym względem, ale są dni, noce, momenty, kiedy czuję się bardzo samotna i mam chęć przytulić się do partnera, którego nie mam.. Więc rozumiem też kobiety, które za wszelką cenę chcą być w związku ..

    Polubione przez 1 osoba

  4. Mam 19 lat.
    Podstawówka skończona ze średnią powyżej 5.0.
    Gimnazjum skończone ze średnią powyżej 5.0.
    Liceum skończone ze średnią powyżej 5.0.

    Nic w życiu nie musiałam robić. Nawet głupich śmieci wynieść, nie mówiąc o sprzątaniu czy gotowaniu. „L. ma się uczyć”, mówili. I szczęśliwi, że takie dobre oceny, a za jedną gorszą była czekolada i głaskanie po główce.

    Mam 19 lat. Rzuciłam studia po dwóch tygodniach. Napisałam książkę, której zapewne nikt nie wyda, ale jestem szczęśliwa, że to zrobiłam, bo nikt we mnie nie wierzył. Ale co z tego, skoro w wieku 19 lat jedyne, co umiem zrobić to naleśniki i jajecznica? Że nie umiem wydostać się ze związku w którym mi źle, bo chłopak mnie ogranicza?

    Ja nie chciałam studiować. Rodzice zmusili, zaszantażowali. Wiedzieli, że nigdy nie pracowałam, nie mam prawka i jedyne, co sobie mogę to porysować kredą na chodniku. „Jak nie pójdziesz na studia, to wyrzucimy cię z domu. Z takimi dobrymi ocenami nie chcieć być lekarzem albo prawnikiem. Wstydziłabyś się, córka sąsiadki, ta głupia, studia robia ty nie chcesz? CO LUDZIE POWIEDZĄ?!?!?!”
    I poszłam na pieprzoną ekonomię w swoim mieście, bo nie stać mnie było na wyjazd do innego miasta.

    Mamo. Tato. Rodzino.
    Mam głęboko w dupie, co powiedzą ludzie. Rzuciłam te studia, bo nie każdy musi je mieć. Chcę podróżować, spotykać nowych ludzi i bawić się. Jestem młoda, za młoda na bycie dorosłą. Studia to nie moja bajka.
    Dziękuję, że we wszystkim mnie wyręczaliście i nie umiem sama nic zrobić. Ale to się zmienia. I nie martwcie się o mnie.

    Kiedy piszę ten komentarz jestem właśnie w drodze do Berlina. Z jedną, dużą torbą na ramieniu i słuchawkami na uszach. Słucham Marka Forstera i czuję, że chciałam żyć, jak w „Kogong”, „Au Revoir”, „Flash Mich” itd. Rodzice nic nie wiedzą, pojechali w delegację i standardowo się nie odzywają. Zostawiłam tylko kartkę. „Wrócę”, napisałam.

    Moim celem jest Australia. Przyjaciel, który wyjechał z kraju kilka lat temu obiecał, że mnie przyjmie do siebie pod swój dach. Pracę znajdę, jakąkolwiek. Może kiedyś pójdę na studia z własnej woli. Ale teraz chcę pojechać na drugi koniec świata i mogę nawet sprzątać ulice w Australii, żeby cokolwiek zarobić.

    Nie chcę być pod linijkę, upchnięta w schemat, gdzie każdy idzie na studia, bo bez nich nie ma pracy. Jest, tylko trzeba pokonać barierę „co powiedzą ludzie, jak zobaczą, że pracujesz w kfc”.

    Może i jestem młoda i głupia. Może i mam 19 lat, miałam wszystko, co chciałam, ale rzuciłam to i wyjechałam w nieznane bez przygotowania. Ale ja tego pragnę. Wolności. Odpowiedzialności za siebie. Życia, a nie egzystowania.

    Życie jest piękne 💙

    Pozdrawiam cieplutko i trzymam kciuki za każdego, kto próbuje wyjść z własnego ciemnego pudełka i odnaleźć swoje miejsce w uniwersum.

    Polubienie

    1. czyli wedle ciebie swoista „wolność” to szorowanie kibli u niemca?No to gratuluje. Było się uczyć, zostać lekarzem, inżynierem czy elektrykiem to nie musiała byś starym szkopom dupy wycierać.

      Polubienie

    2. Dżizass! Po przeczytaniu Twojego wpisu, aż chciałbym Cię poznać! Może to głupie, ale masz w sobie taką pasję, że chciałbym usiąść, wypić kawę i porozmawiac, nie myśląc o niczym innym. Jeśli masz tylko chec, by porozmawiać, to odezwij się na maila eryk123qwe@wp.pl

      Polubienie

    3. Czytajac to, mam wrazenie jakbym czytala wlasny zyciorys.
      W wieku 25 lat miałam dość mieszkania z rodzicami i bycia bez pracy, w życiu nie brakowało mi niczego, miałam wszystko o czym tylko marzyłam a mimo wszystko czegoś brakowało. Każdy frajer który niby kochał mnie nad życie był ze mną tylko dla pieniędzy rodziców, mogłam to to wywnioskować po paru spotkaniach.
      Wiec spakowałam walizkę i wyjechałam… Początki były ciężkie, spanie na sofie w pokoju gościnnym, brak kasy na jedzenie itp. Prace miałam ale pieniądze były marne ledwie wystarczało na chleb i czynsz. Praca w jakiejś restauracji i sprzątanie kibli to tez nie moje marzenia. Ale zbierałam każdy grosz, zycie nauczylo mnie pokory i szacunku do ludzi.
      Teraz, po 10latach jestem dyrektorem finansowym w dużej znanej firmie i mam wystarczajaco kasy na wszystko, bez pomocy rodziców. Dużo musiałam przeżyć w życiu żeby to osiągnąć, ale było warto. Wiem jedno – Moje dzieci nie bedą dostawać wszystkiego na tacy.

      Polubienie

    4. Super! Jedź, doświadczaj życia. Ja rzucilam karierė w korpo :-), dokładnie w/w model partnerów życiowych i polski model myśleniowy. Jestem daleko, szczęsliwa, dałam radę. Tobie też tego życzè. Jak wylàdujesz kiedyś za oceanem, daj znać. Pomogę

      Polubienie

    5. Wow… ale zrobiłaś numer. Zatkało mnie. Życzę Ci szczęścia. ale uważaj na siebie. Nie obrażaj się jednak na rodziców. Jak będziesz trochę starsza to pewnie zrozumiesz, że chcieli dla Ciebie jak najlepiej, może nie to, co Ty byś chciała, ale tacy już są rodzice. Zaczyna się ich rozumieć jak się ma własną rodzinę. Trzymaj się i realizuj pasje. Wybrałaś fajny kierunek. Powodzenia.

      Polubienie

    6. Wiedza praktyczna – do Australii trzeba mieć wizę. Wizę otrzymuje się na podstawie oceny przydatności kandydata dla Australii.
      Im więcej umiesz tym wyższe są szanse na otrzymanie wizy.
      Im umiesz mniej, tym mniejsze masz szanse, że zobaczysz kangura na żywo.

      Więc zamiast marzyć, spraw, by Australia chciała Cię przyjąć – zrób coś ze swoim życiem.

      Polubienie

  5. Rozpatrujemy sprawę z perspektywy rodzica nieumiejętnie wychowującego swoje dziecko. Każdy kij ma dwa końce. Dziecko też ma swój rozum i wybór. Nikt mu na siłę pieniędzy nie wciska ani pracować nie wzbrania.

    Polubienie

    1. Jasne, tylko że a) dziecko jest w sporej mierze takie jakie ukształtowali je rodzice, a prawdziwą świadomość siebie zdobywa się często lata po osiągnięciu dorosłości.
      b) człowiek ma instynkty pierwotne i jeśli jest utrzymywany w komforcie to trudno się z tego wyrwać.

      Polubienie

  6. Autor zdecydowanie za dużo generalizuje, a przyczyny „imposibilizmu” młodych za bardzo upraszcza (żeby pasowało pod jego tezę).
    Co takiego złego jest w zajęciach popołudniowych? Gdzie dziecko ma nauczyć się pływać? Chyba nie na szkolnym korytarzu. Jak dziecko interesuje jakiś sport, to go nie zapiszę na zajęcia, bo jestem taki wyluzowany, i nie chcę go przygotować do pracy w korpo? Jakby start-up’y były lepsze… Gdzie dziecko ma się nauczyć języka? Bo chyba nie w szkole. A większość ludzi z tzw Zachodu, z którymi mam kontakt zawodowy, zna dwa języki obce. Szkoła ma to zrobić?
    Więc może należy olewać dobre oceny z historii, przyrody itp (jeżeli dziecko się tym nie interesuje, bądź nauczyciel nie potrafi ciekawie prowadzić lekcji) i skupić się na sporcie i językach? Ale to można zrobić wyłącznie po szkole. Zresztą nie od dziś wiadomo, że na to co będziemy robić w życiu, szkoła ma mały wpływ (i raczej negatywny).
    Tekst ratuje wyłącznie ostatnie zdanie pod warunkiem, iż praca którą wykonujemy jest wynikiem naszego wyboru, a nie konieczności.
    Nie popełniajmy błędów innych rodziców (wpatrzonych przez cały dzień w telewizor) i pokażmy dzieciom co decyduje o ich wartości w życiu. Może nie będzie to znajomość hiszpańskiego i umiejętność pływania, ale z pewnością nie zaszkodzi. A o historii czy przyrodzie mogą czytać kiedy ich jakiś temat zainteresuje

    Polubienie

  7. Nie podoba mi się to uwznioślanie ciężkiej pracy. ”
    Musisz tyrać by zarobić!
    Wysil się!
    Nie ma się co oszczędzać, trzeba zapieprzać!
    Z tekstu wręcz krzyczą podobne myśli. A ojciec z przytoczonej historyjki to dla mnie kawał fjuta.
    Nie mam bogatych rodziców i nie dostałem wszystkiego na tacy, ale też nie wypruwałem się i poświęcałem by zdobywać i osiągać cele materialne. Po prostu po kiego grzyba mam tracić życie na tyranie, jakie da mi środki właśnie na to życie jakie przeznaczę na dalsze tyranie? Jak pieprzony chomik biegający w klatce.
    Jestem szczęśliwy. Nie jestem bogaty, nie mam firmy, nie mam wysokiego standardu życia ale hobbystycznie robię to co lubię. Nie mam z tego ani gorsza, ale się realizuję. To daje mi szczęście i nadaje wartość mojemu życiu. Tyranie jakie zapewniłoby mi wyższy standard, a co za tym idzie nowe możliwości, okradałoby mnie z czasu jaki jest dla mnie najcenniejszy. Gdybym miał umrzeć za tydzień, to wolałbym spędzić jak najwięcej tego czasu na swoich pasjach a nie byciu niewolnikiem. Za zarobione pieniądze oddajemy swój czas, a czas to życie. A życie jednak jest cenniejsze niż pieniądze. Pewnie wiele osób krzyknie, że za coś żyć trzeba, jasne, ale po kiego mi życie jeżeli nie będzie ono moje i dla mnie? Moje dochody są minimalistyczne, często muszę rezygnować z czegoś, ale nie ma to wpływu na moje postrzeganie zadowolenia. Jestem prawdziwie szczęśliwy i mówiąc szczerze gardzę tymi co nie szanują swego życia zatracając je w gonitwie za kilkoma dyszkami więcej. Ludzi trzeba uczyć priorytetów, a sama idea pracy nie jest cnotą. Praca to konieczność, w większości przypadków smutny przymus. Nie nadawajmy jej znamion uwznioślających, bo tak naprawdę jest tym, co okrada nas z najcenniejszej istoty rzeczy.

    Polubienie

  8. Dostrzegam w tym tekście wiele irracjonalnych rzeczy
    Po pierwsze takie coś gdzie starci psioczą na młodsze pokolenie bo młodsi dostali telefon rower czy zegarek, podczas gdy starsi nie i gadanie że młodzi są przez to spaczeni bo „kiedyś to było lepiej” bo myśmy nie dostali, nazywa się syndromem „starczego pierdolenia”.
    To taki element zazdrości i zwykłego pieprzenia bo młodzi dostali coś od poprzedniego pokolenia. Teraz telefon czy laptopa a kiedyś gotowy po wojnie odbudowany kraj. Idąc takim tokiem to dojść można do wniosku że najlepiej to wrócić do jaskiń albo wysyłać dzieci na szkołę przetrwania aby dzieci same wszystko wykonały gołymi rękoma.

    Po drugie w tekście jest mowa że występuje swoisty kult nauki. Że trzeba dzieci słać na zajęcia po za lekcyjne, a kto nie śle jest jakiś nie teges. Jest to kolejna dawka nielogicznego pieprzenia z zazdrością.
    „Edukacja w naszych czasach jest (…) jak kokaina, którą wszyscy ciągną i wszyscy wierzą, że załatwi ich problemy.” – otóż edukacja jest rozwiązaniem wielu problemów i negowanie tego jest wysoce nie mądre.
    Znieczulica emocjonalna ze strony rodziców, którzy preferują słanie dziecka na zajęcia, czy danie mu komputera aby nie musieć z dzieckiem przebywać/rozmawiać to jedno ale zestawianie tego z jakimś „kultem” nauki i ze to nic nie rozwiązuje to zupełnie inna kwestia.

    „Sukces bierze się z ambicji.Z buntu. Z innego myślenia. Z drążenia jednej dziedziny. Z tego wszystkiego, co szkoła tępi.
    Z bycia nieszablonowym. Niepokornym wobec autorytetów”
    W jednej części biadolenie że rodzice nie dają czasu i uwagi dzieciom a potem pisanie buncie przeciw autorytetom, pod czas gdy to własnie rodzice są pierwszymi autorytetami. Relacje rodziców to jak się do siebie wzajemnie odnoszą, do dziecka oraz ich zajęcie/praca są pierwszymi wzorcami dziecka i pisanie że bunt przeciw temu daje szczęście jest wedle mnie nie logiczny.

    „A szkoła od czasów Bismarcka, kiedy wsadzono dzieci za ławki ceni pokorę. Ceni grzeczne dzieci, które notują wszystko w zeszytach. ” -szkoła od czasów średniowiecza taka była (szkoły parafialne, jedyne istniejące). Nawet aby się nauczyć chodzić, mówić, czytać i pisać dziecko musi wykonywać żmudne monotonne powtarzalne zajęcia. Każda nauka taka jest. Więc nie wiem w czym rzecz.

    „Jedną z najważniejszych rzeczy, jaką rodzice mogą dać dzieciom, jest akceptacja. (…) Że jest to ich życie i nie mogą dać sobie wmówić, jak mają żyć. ” – owszem, każdy ma swoje życie i pomysły, ale to rodzice kierują dzieckiem, nadają jakiś początkowy kierunek dziecku. Dziecko nie ma zdolności ocenienia skutków swoich decyzji czy zaniechania. Najchętniej by spało, jadło i się bawiło. A rolą rodziców jest wzięcie delikwenta za bety i kazanie się uczyć, Właśnie dlatego najpierw wszystkiego po trochu aby mogło doświadczyć co lubi a co nie i co chce robić. Najpierw musi być przymus szkolny, przymus rodziców do nauki aby móc podjąć decyzję i móc żyć swoim życiem.
    A nie gadka iż najlepiej zostawić dziecko samopas bo przecież to jego życie.

    Polubienie

  9. Chciałabym, żeby tak było. Moje dziecko jest właśnie takie – nieszablonowe, zbuntowane, anty-szkolne, choć zdolne i chcące się uczyć, ale także chcące rozumieć to czego się ma uczyć, i nie rozumiejące dlaczego ma interpretować autora, tak jak mówi nauczyciel a nie po swojemu? Ale ma pasje, jest nieszablonowe i składa się z tego, co szkoła tępi … tego uczyliśmy nasze dziecko. O losie spraw, by właśnie to dało mu dobre życie!!

    Polubione przez 1 osoba

  10. Z tego co widzę to „dobre, spokojne życie” nie zależy od tego czy rodzic dał czy nie dał, albo co dał i czy za dużo. Znam dzieci, które były mocno wspierane przez rodziców i potrafią to docenić, bo były przy okazji uczone rozsądku (przykładem, nie gadaniem). Znam też dzieciaki, które harowały na siebie od małego i skończyły jako alkoholicy, niektórzy nawet jeszcze żyją…
    Czemu mówimy o dorosłych dzieciach bogatych ludzi – nie jesteśmy USA i takich dzieci jest w Polsce mało. Porozmawiajmy o dorosłych dzieciach alkoholików, bo tych jest w naszym społeczeństwie znaczne więcej.
    Inna sprawa, że śmiesznie jest czytać kolejne teksty w stylu „za naszych czasów wychowywało się inaczej” ja tam wcale nie widzę tabunów fajnych, idealnych ludzi wychowanych dzieści lat temu. Czy nie śmialiście się kiedy wasi rodzice mówili podobnie?

    Polubienie

  11. No człowieniu… szacun wielki bo więcej prawdy się tu wcisnąć nie da. Ostatnio miałem przyjemność udzielić mojej interpretacji samospełnienia. Miotałem się nieco bo pytający to cholerny laik po 40stce. Pozwolę sobie w przyszłości posłużyć się twoim elaboratem.

    Polubienie

  12. Moja matka nie docenia tego że udało mi się coś osiągnąć. Przez jej chore ambicje poszedłem na studia, zapierdalałem na nich myśląc że to ja zadowoli. Nie dawałem sobie rady z podlizywaniem się profesorom Wiec odszedłem. Założyłem własna firmę, kupiłem nowy samochód i mieszkanie. Dobrze żyje, chociaż jak każdy w naszych czasach mam pare kredytów.
    Mimo tego ona dalej nie szanuje moje decyzji o rzuceniu studiów. Dla niej najważniejsze jest to że nie mam magistra.

    Polubienie

    1. dziecko moje na etapie liceum..ma ambicje, chce zostać lekarzem ale mnie gdzieś z tyłu głowy klaruje się myśl: a co gdy mu odwali ? Rzuci tym w cholerę . Co wtedy ? Jak ja podejdę do jego decyzji? Teraz bardzo go wspieram , daję wolną rękę, opier…co dzień gdy nie sprzątnie po śniadaniu ale ufam że sobie poradzi pomimo tego, że dzieciaki w tym wieku wydają mi się teraz jakieś ” lelujowe „, nieogarnięte. Na pewno nie pozwolę żerować na mnie nie pracując i tylko dojąc z matki profity. Jestem wrogiem takiego „matkowania” ale …jak do tego odniosłoby się moje serce ? Nie wiem tego..Ja w życiu pracowałam jako sprzątaczka, barmanka, sprzedawca w sklepie a teraz jako księgowa w kilku firmach..sama nauczyłam się tego fachu, bez szkół, kursów ,jedynie pod okiem mojego szefa ale gdyby przyszło mi znowu sprzątać – nie ma problemu. Radziłam sobie mając 1000 zł na nas dwoje więc wiem jak smakuje chleb z cebulą .

      Polubienie

  13. jakby opisana odmiana wychowania bezstresowego…
    czyta się gładko ale duch tchnie przekornie, nieodparte wrazenie buntu antycouchingowego, cos jak kiedys „dzieci kwiaty” za czasow Woodstock’u w Usa…wobec obezwladniajacej rzeczywistosci…
    zas konkluzja jest czystą abstrakcja w czasach presji wszechobecnych mediow, kreujacych za kase konsorcjow i korporacji jedynie sluszne augmented reality… dla outsiderow szczesliwych w takiej wizji miejsca brak… choc szczesliwym jeśli chcieć mozna byc wszedzie,,, ale ceną jest zwykle ostracyzm … i samotność…. to smutne.. pzdr

    Polubienie

  14. A mnie rodzice wszystko podsuwali. Mieszkanie, samochód, szkołę. Nie sprzątałem, nie wyrzucałem śmieci. W końcu skończyłem studia inżynierskie. Po 3 latach zostałem dyrektorem technicznym i nim jestem od 16 lat w 4 różnych firmach. Dalej za mnie ktoś wyrzuca śmieci i sprząta. Mieszkanie rodzicom oddałem do dyspozycji i kupiłem sobie dom – większy, nowszy i za gotówke. Samochód dałem siostrze. Za to, że znaleźli mi dobrą szkołę jestem wdzięczny rodzicom bo pracuje dziś w bardzo lukratywnym sektorze (telewizja). Zs to, źe mi dali mieszkanie na start i samochód też jestem bardzo wdźięczny bo wtedy moja kariera by się tak nie potoczyła.

    Polubienie

  15. To i ja swoje parę groszy dodam. Ojca widziałem pewnie z 6x w życiu, jedyne z czym mi się kojarzy to oślizgłe żarty; matka „bogu” ducha winna ale schizofrenia nie ułatwia życia. Jak się w końcu pozbierałem (5 terapii?) to nawet przeszło mi przez myśl, żeby nawiązać spóźnioną o hmmm 35 lat relację z ojcem… szybko się jednak okazało, że jego nerwica jest bardziej nieuleczalna niż moja więc sobie odpuściłem. Także….. moim skromnym zdaniem jeżeli rodzice się decydują na dziecko (o ile się decydują) to jednak jest to „jakaś” odpowiedzialność… potem może być spore kuku dla takiego dzieciaka (braki nie do zapełnienia w 100%…)

    Polubienie

  16. Żeby coś mieć trzeba ciężko pracować i nie jest to adekwatne do zawodu. Znam informatyków co zarabiają mniej niż jakiś fizol tak samo jak i lekarzy. Jak ludzie myślą, że coś za darmo się dostanie to się mylą. Informatyk , który bardzo dużo uczy się po godzinach dopiero po 10 latach zarabia w miarę przyzwoite pieniądze. Dzisiaj na byle czym się zarabia duże pieniądze. To kwestia godzin. Mam dwa dobre zawody , gdzie wcale pieniądze się nie różnią od pozostałych. Bajki z mediów ludzie oglądają, że ktoś zarabia ileś tam na godzinę.Ludzie w Polsce są naiwni. Praca w korpo za 5 tysięcy netto? ale mi szmal. Mój brat na wózkach widłowych , oczywiście z nadgodzinami zarabia ponad 7 tysięcy netto. Praca w korpo 5 tysięcy netto. Do tego , żeby pracować w tym korpo potrzebne są studia i kupę godzin straconych nad książkami, plus po pracy trzeba się uczyć. Za ten czas nauki zanim dostaniesz się do korpo już dawno postawisz dom. Dzisiaj nie liczą się ambicje tylko ciężka praca. Sam się o tym przekonałem. Niech najlepiej każdy robi to co lubi i będzie dobrze to sobie przynajmniej życia nie zmarnuje słuchając mediów.

    Polubienie

  17. A dzieciaki w szkole teraz są bardzo cwane. Mają swoją teorię, że nauczyciel nic nie może zrobić, bo go zwolnią.
    Nawet nie może być ZBYT SUROWY, bo by stracił pracę. Także hulaj dusza, piekła nie ma.

    Polubione przez 1 osoba

  18. Pracowałam w życiu w różnych firmach. Nie miałam co prawda ojca, który dołożyłby mi 12 tysi do wakacji, ale zasada była podobna. Ot, jeśli chciałam modny drogi ciuchy, to miałam uzbierać połowę sumy, jeśli chciałam drogą grę komputerową, miałam mieć „wkład własny” albo zasłużyć (świadectwem z paskiem na przykład). Finansowo rodzice udźwignęliby tę stówę więcej za spodnie i drugą za grę, ale ja bym się nie nauczyła rozsądnych wyborów czy oszczędzania. Ale nie o tym chciałam…

    Dzięki mądrym rodzicom nie miałam podejścia, że ciężka praca hańbi. Byłam raz kelnerką, raz kucharką… Różnie się układało. Miewałam też prace prestiżowe, mój ostatni pasek wypłaty pokazuje 2x tyle co zarabia moja mama. I właśnie rozważam odejście, bo o ile sam zawód jest fajny, to warunki w firmie – fatalne. Mobbing i psychiczne znęcanie się na każdym kroku, podkreślanie, jaka jestem beznadziejna. (No chyba że chcę dzień wolnego, zwłaszcza w niedzielę – wtedy nagle jestem niezastąpiona.) No właśnie – w niedzielę… bo pracuję 7 dni w tygodniu. Są takie dni, gdzie muszę wstać o szóstej. Są takie, kiedy wracam do domu o drugiej w nocy. Zero stabilizacji, zero czasu dla męża, o powiększaniu rodziny mowy nie ma, bo kiedy niby?

    I wspominam sobie studenckie czasy, kiedy pracowałam w lodziarni. Cały dzień na nogach, praca usługowo-fizyczna (wykręcenie 10 kg cytryn na ręcznej wyciskarce potrafi dać w kość, noszenie towaru również, do tego obsługiwanie klientów). Co jakiś czas klienci z podejściem, że jeśli nakładam lody i parzę kawę, to jestem głupim zerem i można się na mnie wyżyć. Zarabiałam 3x mniej niż teraz, ale znałam grafik z wyprzedzeniem, w tym grafiku były wolne dni i stałe godziny pracy, a przede wszystkim – byłam szanowana w pracy. Szefowa mówiła „dobra robota, dzięki za pomoc, nie dałabym sobie rady” a nie „mam na twoje miejsce trzech Ukraińców”. Kiedy miałam jakiś pomysł, słuchała go z uwagą, czasem wprowadzała w życie, a nie rzucała „to nie twoja sprawa, nie mieszaj się, rób co mówię”.

    Kasa i prestiż stanowiska to nie wszystko.

    Polubienie

  19. Tekst skłaniający ku (auto)refleksji, trochę gorzki. Ale tak żeby się oderwać od tego i uśmiechnąć w swej prostocie – miło zobaczyć tekst z mojego mema sprzed paru lat o Dżesice i Brajanku z różnych wybiegów. Exegi monumentum.

    Polubienie

  20. Cześć! Mam podobne odczucia. Praca w lodziarni to rzecz, którą wspominam z dużym rozrzewnieniem. Teraz co prawda, pracuję z domu, co sobie cenię, ale jak już napisalaś, w korporacji wygląda to trochę inaczej niż w tej prostej rzeczywistości… Pozdr.

    Polubione przez 1 osoba

  21. Ciężko jest dobrze wychować dzieci, bez dwóch zdań. Ja mam to szczęście, że przez bardzo długi czas miałam świetną relację z rodzicami – całkowicie partnerską. Dużo ode mnie wymagali, ale też oferowali stu procentowe wsparcie i pomoc. Nie dostałam wszystkiego na starcie, ale za to nauczyłam się jak zdobyć to, czego chcę 😉 Dzięki temu jestem zadowolona z osoby jaką jestem teraz. A to, że po drodze musiałam się sporo napracować, a nawet czasem postresować to chyba dobrze 😉 w każdym razie jestem wdzięczna mojemu tacie, że (może trochę przez przypadek xd) nauczył mnie wartości pracy, pieniędzy i szacunku do innych ludzi 😉 a satysfakcja z tego, że w życiu można było coś osiągnąć samodzielnie – bezcenna.

    Polubienie

  22. Lubie to! I podpisuje sie pod tym. Mam nawet takie przypadki w rodzinie, czyli moj maz…. ehhh…
    A szanuje za wplywy Jacka Walkiewicza w tekscie 🙂

    Polubienie

  23. Taka była moja rodzina. Chowali mnie pod kloszem, myślę że pomidorki w szklarni emerytki są mniej wypucowane niż moje dzieciństwo, a jak dorosłam do wieku jakiegoś tam, to drżeli że spieprzę sobie życie.
    Musiałam wyjechać z kraju, żeby w końcu dali mi spokój z matkowaniem i pozwolili dorosnąć. I turla się, ale poczucie bycia beznadziejną też się turla.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Athra Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.