Sytuacja jest cokolwiek niezręczna.
Dzwoni do mnie dawno niesłyszany zawodnik, z którym kiedyś po klubach w Warszawie usiłowaliśmy łapać choroby weneryczne.
– Kupuję akcje Gazpromu – mówi. – Spadły 70 proc. na giełdzie w Londynie. To się najdalej za pół roku odbije!
Patrzę na foksteriera, który przed momentem dostał opierdziel za wykopanie dziury koło garażu, foksterier patrzy mi w oczy i milcząco odpowiada: nie gap się na mnie, to jego pojebało. Kolega, co prawda, do tej pory co najwyżej hurtowo kupował gumy w Rossmanie, ale pytam na wszelki wypadek:
– Kupowałeś kiedykolwiek akcje chociaż w Polsce?
– Nie. Ale to nie jest okazja, to jest mega okazja.
I ja już wiem, że popełniam błąd, ale tłumaczę, że to chujowy pomysł pakować hajs w rosyjską spółkę, kiedy trwa wojna, że pomijając zwyczajny wstyd, jak mu już kasa świat przesłania, to ryzyko jest ogromne, itp. itd.
Odpowiedź:
– Głupi jesteś, można zrobić dużo papieru.
Kolega chce iść na skróty. Taka teraz moda.
Czytaj dalej