“Jest późno w nocy i zaczynasz szukać czegoś do oglądania na Netfliksie. Rzucasz okiem na kilka tytułów, czytasz nawet kilka recenzji, ale ciągle nie możesz się na nic zdecydować. Klikasz. I klikasz. I nagle jesteś zbyt zmęczony, aby cokolwiek obejrzeć. Więc godzisz się z porażką i idziesz spać”. 

Ta scena to według Pete’a Davisa charakterystyka całego naszego pokolenia. Pyzaty 20-kilkulatek o spojrzeniu mopsa wyznał to, kończąc naukę na wydziale prawa uniwersytetu Harvarda. Stojąc przed swoimi koleżankami i kolegami z roku. 

Pokolenia, które nie może się skupić tak naprawdę na niczym. Które cały czas jest niepewne. Świata, własnych wartości, miłości. Mając na karku 20 lat. 30 lat. 40 lat (pierwszy rozwód, drugi rozwód, rozgoryczenie, żółć). Które nie potrafi przywiązać się do niczego ani nikogo na stałe. Życie jest tu kroczeniem korytarzem między mnóstwem drzwi. Każde z nich oznacza jakieś możliwości. Lecz mijamy je. Otwieramy na moment. I idziemy szukać dalej. 

Utknięcie w którymś pokoju jest przerażające. Bo przecież jest tyle innych. Ale równie przerażające jest utknięcie w korytarzu. Nie potrafimy się zaangażować, tak samo jak nie potrafimy wybrać filmu na wieczór. Bo wszystko co najlepsze już widzieliśmy. 

Miałem nadzieje i marzenia, mam browara i Facebooka

Dzieciństwo i młodość jest stanem, w którym króluje potencjalność. Możesz stać się piłkarzem jak Robert Lewadowski, możesz stać się słynną aktorką jak Joanna Kulig, możesz być bogaty, możesz wszystko. 

Później zaczynamy się przejmować. Z roku na rok boimy się  coraz większej ilości rzeczy. 

Że nie skończymy szkoły. Że nie znajdziemy dobrej pracy. Dobrego partnera. Ten strach schodzi coraz niżej. Do coraz drobniejszych rzeczy. Że seks już nie ten. Że facetowi przestało zależeć. Że samochód coś szarpie na jałowym. Że ktoś się wepchnął przed nami na światłach. Że kobieta w sklepie była nieuprzejma. 

Setki dram, małych i większych, tworzą obraz człowieka, który nieustająco się czegoś boi. Że popełni jakiś błąd. A później, nie wiadomo kiedy, potencjalność się kończy i okazuje się, że większość ludzi może bardzo niewiele. Może oglądać tego Lewandowskiego w telewizji i mówić “Ja bym lepiej zagrał”, albo patrzeć na tę Kulig na ekranie i komentować “Tłusta taka, co ludzie w niej widzą?” Jak ktoś nienawidzi, że innym się udało, to całą swoją energię poświęca na nienawiść. I na nic innego już jej nie zostaje. 

Świat jest brutalnym miejscem, które wygina nas i miażdży. Nie każdy robi to, co w życiu chce i nie każdy dostanie od życia to, co chce. Jeśli nasze życie jest jak bar, to na niektórych czeka tylko tanie piwo.

Jeśli nasze życie to jezioro, to w miarę upływu czasu porasta ono glonami. Zaczyna śmierdzieć. Czuć tam zapach, jak w miejskim autobusie bez klimy przy 35 stopniach. W końcu to, co żywe – pozbawione tlenu zdycha.
Ale marzenia dają nam nowe jeziora. Dają nam oddech.

Marzenie może być banalne. Ale ma być twoje

Wszyscy żyjemy w świecie ‘insta lie’, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje być. Laska wstaje rano, robi makijaż i kładzie się znów do łóżka, aby strzelić sobie fotkę jak wygląda po przebudzeniu. I wrzucić ją do społecznościówek.

Każdy chce być piękniejszy niż w rzeczywistości, lepszy niż w rzeczywistości i robić bardziej ciekawe rzeczy niż w rzeczywistości. Targowisko próżności, w którym o jakości twojego życia decydują twoje zdjęcia. Sztuczny świat, pełen smutnych ludzi. Nie ma tam nic własnego. Wszystko jest zaś na pokaz. W ten sposób ludzie boją się przyznać, co naprawdę lubią. Żyją życiem innych. Żyją tym, co najlepiej wygląda w sieci i budzi największy podziw.

Marzenia są zaś czymś autentycznym. Zazwyczaj nie znamy marzeń innych ludzi, bo są one kwestią indywidualną. Naszą, prywatną. Często wstydliwą. Ta potrzeba musi z nas wypływać, gdzieś z wnętrza. 

Mój dobry przyjaciel ma ośmioletnią córkę. I jego marzeniem jest, aby zapewnić jej możliwie najlepszą edukację i patrzeć jak dorasta na pewną siebie, mądrą kobietę. Dlatego miesiąc w miesiąc płaci kilka kilo kaszanki i sporo plastrów bekonu za jej szkołę. Mimo, że to boli i to bardzo. 

To piękne marzenie. Podoba mi się. 

Marzenia dla mnie wiążą się z jakimś wewnętrznym spokojem. Ze zrozumieniem kim jestem, czego pragnę, co jest dla mnie ważne. Z akceptacją przerażającej odpowiedzialności za moje życie. 

Wiem już, że im większa niepewność w naszym życiu, tym większa potrzeba łapania chwilowej przyjemności. Udowadniania sobie czegoś. Stąd się biorą sytuacje, kiedy facet szuka spokoju w domu i ognia na mieście. I żadna ilość kobiet nie jest w stanie zaspokoić głodu, który ma wewnątrz. 

Film fantasy dla kobiet? Wilkołaki dmuchają się z wampirami. Film fantasy dla mężczyzn? Klip z kartoflanego hip – hopu: kobiety, bardziej rozebrane niż ubrane, wypinają pośladki. Mężczyźni siedzą w Porsche albo w Ferrari, które to auto ma im zapewnić dostęp do tych zgrabnych kobiet się wypinających.

Jak to śpiewa? Malik Montana:

Przyszedłem sam, zabrałem dwie

Wychodzimy we troje do nowego AMG

Przyszedłem sam, zabrałem dwie

Wychodzimy we troje, w samochodzie robię je

Na podłodze robię je

Na kanapie robię je

Wkładaj go do buzi zanim roztopi się

 To nie moje marzenia. 

 Ja już wiem, że te kobiety uprawiają komedię, w której grają pożądanie w której grają podniecenie. W której krzyczą: “Ależ ty masz wielkiego!”. A skoro wiem, to nie chcę w tym brać udziału.  

Czekając na cud

W miarę upływu lat ludzie zaczynają szukać skrótów. Schudnij 10 kilo w 10 dni. Zarób milion w tydzień. Poderwij ją/jego używając trzech prostych ruchów (w przypadku faceta będzie to trzykrotne pociągnięcie za jedną dźwignię). I moje ulubione: wygram w Lotto i wtedy się zacznie. Cztery miliony. Osiem milionów. Dwanaście. Wtedy będą samochody i podróże. Wtedy pójdę do mojego szefa i powiem mu, że jest głupim chujem. Zawsze wtedy pytam ludzi, czy grają. Dziewięć na dziesięć osób odpowiada, że nie… 

A czasami ktoś wyjątkowo zdesperowany robi tak, jak Belle Gibson.

Gibson to niezwykle atrakcyjna 20-kilkuletnia blogerka z Australii. Napisała na swoim blogu „Whole Pantry” że kiedy miała 20 lat stwierdzono u niej raka mózgu. Miała umrzeć. Że leczenie nic nie pomagało. Nowotwór zaatakował trzustkę oraz wątrobę. Że zrezygnowała z tradycyjnego leczenia i opracowała dietę, która ją całkowicie wyleczyła.

Zrzut ekranu 2019-07-12 o 08.56.14

Napisała książkę kucharską, którą kupowały osoby chore na raka. Dużo egzemplarzy. Ludzie jej przekazywali pieniądze za pośrednictwem aplikacji na komórki. Dużo pieniędzy. Kasa miała iść na cele charytatywne, w tym na pomoc dla chłopca chorego na nieuleczalnego raka mózgu. 

Pokazywała swoje życie na Insta. Ludzie szaleli na jej punkcie. Bo młoda. Bo ładna. Bo zdolna. Zapraszały ją media. Była sławna i popularna. Do momentu, aż jedna z gazet dotarła do jej koleżanek ze szkoły, które stwierdziły, że Gibson nigdy nie miała raka. A później wyszło, że z 410 tys. dolarów które zarobiła na sprzedaży książki na cele charytatywne poszło tylko 10 tysięcy. Gibson wydawała pieniądze na podróże na Bali. Na leasing luksusowego sportowego auta. Na ubrania.

Marzenia są fajne. Ale  marzeniami jest jak z zakupami w sklepie mięsnym za komuny. 

Dla każdego były tylko puste haki i gruba wredna sprzedawczyni. 

Za czymkolwiek co nadawało się do jedzenia trzeba było już długo postać. 

Ktoś patrzy na mnie i myśli: “Dobrze ma, jebany. Chuj mu w dupę, skurwielowi”. Tak, dobrze mi. Ale ludzie którzy na mnie patrzą teraz, widzą tylko stan na dziś. 

Nie widzą drogi, którą przeszedłem. Która zaczęła się od ławki pod blokiem 20 lat temu. Od pierwszej wódki pitej z kumplami na ogródkach działkowych. 

Czy ktoś poświęci 20 lat aby być na moim miejscu? Jakoś kurwa nie sądzę.  Jestem atencyjną dziwką, przez większość czasu myślą zdecydowanie za dużo o rzeczach których i tak nie zrozumiem, popełniając każdy możliwy błąd o których mówiłem sobie, że już ich więcej nie popełnię. 

Choć wiem, wiem ta pyta do kolan kusi.

Czy poświęcisz pięć lat swojego życia, aby spełnić jakieś swoje marzenie? 

A rok?

Bo nie ma drogi na skróty.  

Co jeśli nie zdążysz?

Piszę te słowa siedząc w lobby hotelu w Chicago, gdzie kiedyś zaczynała się route 66, a kończyła w Kalifornii w Los Angeles. Siedzę tutaj bo chcę zrealizować jedno z marzeń mojego życia. Przejadę samochodem z Chicago do Nowego Orleanu. Zobaczę miasto, które jest moim marzeniem. Zwiedzę południe.

I ja rozumiem, że można nie rajcować się podróżami, a taki Immanuel Kant to nawet całe życie spędził w Królewcu (za wyjątkiem jednego wypadu do Gołdapi), a nikt nie może powiedzieć, że nie miał bogatego życia wewnętrznego.

I laski go chciały tak, jak chcą gościa, który na wiejską dyskotekę podjeżdża Audi tt w gazie.

(Jadę Audi w el pe dżi,
Jestem panem każdej wsi,
Jest Mariola, jest Teresa,
Więc jedziemy pod GS-a,)

Ale ja chcę to zrobić od kilkunastu lat. Od kiedy oglądałem w telewizji „Północ Południe” oraz „Przeminęło z wiatrem”. Kiedy oglądałem „True Blood”. Kiedy czytałem „Amerykańskich Bogów”.
Zawsze to odkładałem. 

Bo przecież zdążę.  

A co jeśli nie?

Patrzę na zdjęcie mojego dziadka Mańka, który kpiąco uśmiecha się do mnie z brązowej fotografii. Miał o ponad 20 lat młodszą żonę. Miał przed II wojną światową samochód, choć wtedy takie rzeczy chyba nazywano automobilami. Automobil czy samochód, niewiele osób miało coś takiego w tamtych czasach. A on chciał, więc miał. 

Moje pierwsze wspomnienie z nim związane pochodzi z czasów, kiedy miałem pięć czy sześć lat i dźgałem go dziecinną szabelką przez szparę w drzwiach, kiedy siedział na sedesie. Musiał być ostro poirytowany zachowaniem gówniarza, bo mi tę szablę połamał, co zresztą opisałem w Pokoleniu Ikea, czyli swojej pierwszej książce.

Za ten gest babcia Lodzia obraziła się na niego na kilka dni. 

Jakie były marzenia Mańka? Nie wiem. Pamiętam jednak jego radość, gdy dostał encyklopedię PWN (taki papierowy, mocno uproszczony google). Dla niego, człowieka już wtedy ostro po 70 – tce  czytanie zapisanych tam haseł była możliwością podróży do innego świata. 

Zmarł mając 85 lat. 

Patrzę na zdjęcie mojego ojca Tadeusza. Długie włosy. Obok stoi moja matka w kwiecistej sukience. Jest bardzo słoneczny dzień, zdjęcie jest trochę za bardzo naświetlone. Są bardzo młodzi. Mają po 20-kilka lat. Uśmiechają się do siebie. Planują. Nie ma mnie jeszcze na świecie.  

Jakie były jego marzenia? Wiem tyle, że na starość chciał przeprowadzić się nad morze. I patrzeć na fale, kiedy będzie powoli umierał, mając moją matkę przy boku. 

Zrobił to. 

Umarł mając lat 70. 

Kiedy ja umrę nikt nie będzie ich już pamiętał.

 Nasze życie jest proste. 

Przedszkole.

Podstawówka.

Liceum.

Pierwsza miłość.

Matura.

Studia.

Pierwsza praca.

Małżeństwo.

Dziecko.

Dziecko dorasta i wyprowadza się.

Starość. 

Śmierć.

A gdzieś w międzyczasie jesteśmy my. Ludzie umierają. Za rok. Za pięć. Za 20. I mało kogo to obchodzi.

W życiu przez ostatnie 20 lat nauczyłem się kilku rzeczy. Że wszystko czego się bałem, te czarne scenariusze, które przewidywałem, w większości przypadków się nie zrealizowały. Martwiłem się bez sensu na zapas. Wydarzyło się za to dużo chujowych rzeczy, których przewidzieć nie byłem w stanie. 

Nauczyłem się, że gdy ktoś mnie pyta co to znaczy być dorosłym, to odpowiadam, że to stan, kiedy nie muszę już nikomu nic udowadniać. Nie muszę robić wrażenia. Nie muszę być podziwiany. 

Nauczyłem się wreszcie, że trzeba żyć, a nie zrzędzić, że nie mogę. Że jestem za stary, za biedny, za głupi, zbyt nieśmiały, etc. Po prostu wzruszam ramionami i robię swoje.

Ja nie spełnię waszych marzeń. Ale próbuję spełnić swoje. 

gabriel-matula-R0XqbcEQrk8-unsplash

Photo by Gabriel Matula on Unsplash

 

 

 

29 uwag do wpisu “Czy oddasz pięć lat swojego życia, żeby spełnić jedno swoje marzenie?

  1. Droga 66. Też mam taki pomysł. Amerykański kabriolet, wiatr we włosach ( dla tych co je jeszcze mają), 2-3 kumpli i 2 tyg. w drodze ( jak „W drodze” Kerouca). A potem ? Póki mnie Rakowski nie załatwi czy jakaś inna k… , to znów jakaś droga, przed siebie, na koniec świata czy gdzie tam …

    Polubienie

  2. Czy marzenia to nie współczesna niewola ducha i ciała? Masz mieć marzenia, bo inaczej to… jesteś ludzkim zerem? Bo marzenia świadczą o drobienie człowieczeństwa? A może to tylko uwarunkowanie behawioralne?

    Polubienie

  3. Większość marzeń to bardziej cele, bo zarobić/ kupić/ zwiedzić/stworzyć/nauczyć się, to wszystko można osiągnąć, jeśli jesteś wytrwały… Mam wiele takich celów i realizuję je… Marzenia to coś na co nie mamy wpływu; marzę o prawdziwej przyjaciółce, marzę o niestarzeniu się i zdrowiu dla siebie i bliskich, marzę by mieć moce jak Avengersi…. A tekst świetny;)

    Polubienie

  4. Piotr, skoro nie musisz nikomu nic udowadniać, to może zaczniesz więcej pisać, bo nie ma czego czytać w internetach.

    A może podeślij namiar na młode, dorastające wilki które przelewają swoje bóle dojrzewania w sieć?

    Szerokości

    Polubione przez 1 osoba

  5. ‚Eternal browsing mode’ o ktorym mowi gosciu z klipu przedstawiasz jako cos negatywnego. A rownoczesnie sam Czarny przyznajesz ze troche tobie zajelo zrozumienie tego co wazne. Zabierasz sie za realizacje marzen w solidnym dosc wieku 43 (rok mniej niz ja). Traci to hipokryzja gdy pouczasz smarkaczy na blogu zeby wybrali swoja sciezke zycia juz teraz. A jesli trafia zle? Ti maja skonczyc jak poprzednie pokolenie? Z kochankiem bo maz ciapa sie okazal, z mezem siedzacym cale dnie w pracy lub nad hobby w garazu, bo rodzina go meczy?
    Daj im czas na ‚browsing’ stary. To najlepsze lata. Jak ktos utkwi w tym korytarzu i nie zdecyduje sie na otwarcie drzwi do pokoju na dluzej to trudno. Prwnie i tak mialby/mialaby problemy z zaangazowaniem. A calej reszcie wyjdzie na zdrowie jesli poszukaja tych wlasciwych drzwi zamiast wchodzisz przez pierwsze lepsze. Pozdr 🙂

    Polubienie

    1. Uważasz, że mając te młode lata potrafimy szukać, otwierać odpowiednie drzwi? Jestem przekonana, że nie. Dlatego cudnie by było jak młody człowiek obok miałby takiego Czarnego, np. za brata, sąsiada, przyjaciela, ojca. Mówi o swoich błędach jednocześnie rozumiejąc co spieprzył. Lecz pomimo wszystkiego wierzę w refleksję młodych ludzi, bo sporo ich czyta Czarnego.

      Polubienie

  6. To chyba jeden z najlepszych Twoich wpisów. Ja właśnie tak żyje, że unikam podejmowania decyzji o związku.. bo jest tyyyyle opcji. G**wno prawda. A podejście do podróży podzielam – sama zaliczyłam 5ty kontynent – wiec jeszcze dużo przede mną 😉

    Polubienie

  7. Czytałam, a raczej pochłonęłam tekst z wielką przyjemnością… budzi refleksje.
    A marzenia? Pewnie, że warto je mieć i realizować! Życie jest tylko jedno 🙂

    Polubienie

  8. Żaden Twój wpis nie poruszył mnie jak ten. Może dlatego, że uderzył w moje marzenia, które są takie same. Ogromnie Ci zazdroszczę wyprawy, ale w pozytywnym sensie 🙂 szczególnie Luizjany! Szalenie podobają mi się tamtejsze drzewa podobne do naszych wierzb. Nie wiesz jak się nazywają? Pozdrawiam i życzę wspaniałych przygód 🙂

    Polubienie

  9. Marzyłam o Paryżu latami, rok temu zawzięłam się i pojechałam. W Notre-Dame trudno mi było powstrzymać wzruszenie w błękitnej poświacie witraży… kiedy płonęła, płakałam.
    Masz rację. Trzeba spełniać swoje marzenia.
    A Nowy Orlean… marzę, żebyś go opisał 😉

    Polubienie

  10. Nie poznałam marzeń mojego ojca, też zmarł mając 70 lat. Oddałabym kilka lat za rozmowę z nim, o życiu, trudach i blaskach. Ogromnie mi go brak! Z mamą nie czuję więzi do rozmowy o wszystkim, ona inaczej patrzy na świat. Więc rozmawiajmy z nimi, rodzicami, póki są tu na tym świecie. Piszesz inaczej, Piotrze, przynajmniej tu w tym tekście, krótkie celne zdania, bardzo mi się podoba takie refleksyjne pisanie. Powodzenia w realizacji marzeń, bo ta podróż to nie jedyne marzenie, które spełnisz tego lata? Skoro dorosłeś.

    Polubione przez 1 osoba

  11. Ludzie lubią chodzić na skróty. Lubią marzyć dla sztuki, ale nie chcą tych marzeń spełniać. Lubią zyskiwać bez poświęceń. Najlepiej na pstryknięcie palców. Bo to takie łatwe odkładać decyzje, pozbywać się odpowiedzialności, omijać przeszkody a nie je pokonywać. Kiedyś myślałam, że nie ma na to lekarstwa, ale tak naprawdę wystarczy tylko chcieć. Post bardzo wartościowy, dzięki ci za to.

    Polubienie

  12. Tak wiele wątków, że aż trudno się odnieść.

    Puste haki były fajne. Ludzie mieli pieniądze i znikomy wybór szynek, o ile w ogóle. Przy tym świadomość, że to ile i jakich kupią, jest od nich zupełnie niezależna. Zależna jest od długości kolejki, dnia cyklu sprzedawczyni, transportu, uboju… Dziś jest odwrotnie, haki aż się uginają, można kupić wszystko, więc pojawia się presja, świadomość, że to ile zdążymy spróbować zależy jedynie od naszej determinacji, zaradności, chęci, ilości wziętych na siebie etatów. Do tego zewsząd reklama „zjedz”, „spróbuj”, „ta jest lepsza”, „ta najlepsza”, „tę jadł sam Cezary Pazura”, „od tej odmłodniał Ibisz”.
    Kiedy już człowiek zda sobie sprawę z tego, że nie uda mu się odwiedzić wszystkich plaż świata, spróbować wszystkich kobiet/mężczyzn, że najprawdopodobniej nie wejdzie już na Mount Everest, to robi mu się trochę przykro. (To się szumnie nazywa „kryzys wieku średniego”). Jedni się z tego dźwigają i ustalają priorytety, biorąc tyle ile zdążą. Innych dopada marazm i rezygnacja, bo skoro nie uda się mieć wszystkiego, to po co mieć cokolwiek? Obrażają się na świat, odwracają ostentacyjnie do niego dupą i w tym momencie zaczynają powoli umierać.
    Fajnie, że nie odwróciłeś się dupą do świata. 😉

    Bon Voyage!

    Polubienie

  13. @GMO – masz trochę racji, ale tylko trochę. Równie dobrze ktoś może napisać, że moment w którym uznasz że ludzie robią to i to, potem zaliczają „kryzys średniego” i wybierają jedno z dwu rozwiązań – to jest moment w którym stajesz się mentalnym trupem, to jest moment gdy poupychasz sprawy w szufladkach z etykietkami i od tej pory wszystko ma miejsce, jest poukładane i taki porządek jest niezmienny i słuszny. Tyle, że można już tylko umierać, upajając się tym jak to ładnie poukładane jest :).
    Ludzie w większości realizują „program kulturowy” – właściwy dla danych czasów i miejsc. I te programy są różne, wcale nie zdeterminowane niezmienną naturą. Choć rzecz jasna, model „najprzeciętniejszy z przeciętnych” – jaki opisał autor (szkoła->dzieci->trumna w skrócie) jest największym atraktorem jako model powszechny, bezpieczny i z pełną akceptacją społeczną i państwa.
    Z kolei kryzys wieku średniego prawie nigdy nie wynika z samooceny, a z prostej konstatacji że dziecko osiągnęło pełnoletność, co automatycznie oznacza przesunięcie z „rodzic- dawca i opiekun życia” do roli „dziadek/babcia”. Co tradycyjnie wiązano z wycofaniem się z głównego nurtu i przyjęcie roli dobrotliwego sponsora z którego zdaniem mało kto się liczy.

    Polubienie

  14. @JAPKO Kryzys wieku średniego wynika wyłącznie z samooceny, choć ma podłoże hormonalne. Zaczynamy zdawać sobie sprawę z przemijającego czasu, z tego, że sporo już bezpowrotnie za nami, że być może nie wszystko zdążymy zrobić przed śmiercią, że życie zdegradowało nas do roli „dziadostwa” (o czym ładnie piszesz) – ergo jesteśmy starzy.
    To oczywiście w bardzo dużym uproszczeniu.

    Polubienie

  15. Gdy spojrzymy na zycie kazdy z osobna to jest ono jakby podróżą najczęściej w głąb siebie potem w innych a podróżujemy zawsze w przyszłość W przeszlość podróżujemy przywołując wspomnienia te które były dla nas dobre .Wyobrazenia o lepszej przyszłości niż ta która zastajemy to marzenia .I dodają one zyciu jakiegoś dynamizmu, napedzaja działania ludzkie ,.Marzenia sa czyms magicznym kolorowym zazwyczaj lecz oczywiscie problem jest z ich natychmiastową jak sie wyraże implementacją w życie. Wiemy jak codziennosc moze dokopać. Wtopieni w prozę zycia oddalamy swoje marzenia zapominamy o nich . Jednak warto je mieć .Pamętam jak mój cięzko choty ŚP..ojciec nota bene artysta bardzo pragnął zobaczyć Wenecję i w tą podróż zabrał i mnie,To przeżycie bylo dla nas bardzo poruszające .Ojciec potrafił zachwycać sie każdym zakątkiem w tym miescie pelnym piękna ale i dramatu bo Wenecja na wpół tonie .To uciekające piękno moze byc metaforą naszego życia ,które mija dość szybko dlatego zachwycajmy sie jego nawet drobnymi urokami.Dziś mam jeszcze małą pozłacana gondolę weneckiego rzemieślnika ,którą dostałam od taty na pamiątkę i patrżac na nia przypominam sobie ta podróż dzięki której spojrzałam z zachwytem na swiat ,sztukę .Marzenia taty sie spelnily a ja nauczyłam sie marzyć i mieć nadzieje ,ze piekne chwile moge jeszcze powtórzyć a o tym co przezylam i doswiadczylam moge sie podzielić z przyjaciółmi rozbudzajc w nich zdolność do marzeń 😉

    Polubienie

  16. Ja poświęciłam nawet więcej niż pięć lat swojego życia ale było warto. Zostałam lekarzem weterynarii właśnie zaczynam swoją pierwszą pracę w życiu. Trzymajcie za mnie kciuki 🙂

    Polubienie

  17. Żyjemy w świecie próżnym i ubranym w fałsz. Ludzie teraz sami nie wiedzą kim są i dokąd idą. Z każdej strony jesteśmy pchani w kompleksy, wszyscy obok są przecież idealni. No pewnie! Nasze głowy są ekspertami od tkania sieci przyszłych czarnych scenariuszy, które nigdy się nie wydarzą. Bo zamiast skupić się na sobie, szukać swojego ja i swojej równowagi nie akceptujemy się. Stąd doły, depresje. Gonienie za cudzymi marzeniami nazywając je swoimi. Bo nie ma czasu na znalezienie swoich marzeń, swojej ambicji i siebie.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.