Nigdy nie przypuszczałem, że będę tak stary.
Kiedy miałem 15 lat – zastanawiałem się momentami jak to będzie kiedy nadejdzie rok 2000. Jak to będzie kiedy ukończę studia (nie wiedziałem wtedy jeszcze jakie), jak to będzie być całkowicie dorosłym, odpowiedzialnym i pukać te fajne rude laski z wielkimi balonami.
I wiecie co? Rok 2000 minął 13 lat temu.
Film „Chłopaki nie płaczą” ma 13 lat.
13 lat temu zaczęli kręcić M jak miłość.
13 lat temu oddali do użytku most Świętokrzyski, który później wystąpił w każdej reklamie w tym kraju.
Ja pierdolę 13 lat temu otworzono mBank.
W piątek widziałem się ze swoim przyjacielem ze studiów. Uświadomiłem sobie, że znam go już 17 lat.
Jestem stary, stary, STARY!!!! Koniec dramatu.
Jest taka piosenka Franka Sinatry “It Was A Very Good Year”.
Śpiewa z jakimi kobietami był kiedy miał 17, 21 i 35 lat.
Mi najbardziej podobała się ta zwrotka kiedy opisuje siebie jako 35 – latka.
“When I was thirty-five
It was a very good year
It was a very good year for blue-blooded girls
Of independent means
Wed ride in limousines
Their chauffeurs would drive
When I was thirty-five”
Co się wydarzyło kiedy miałem 36 lat?
Od razu po urodzinach wylądowałem w szpitalu. Przy okazji chciałbym uświadomić wszystkich, którzy uważają że ratunkiem dla państwowej służby zdrowia jest całkowite sprywatyzowanie służby zdrowia – odpowiadam ni chuja. Przepraszam – doprowadzi to do sytuacji, że pewnych chorób zwyczajnie nie da się wyleczyć, bo się to nikomu nie będzie opłacać.
Moja choroba – nazwijmy ją „podwójny botoks w prawy pośladek i depilacja nóg laserem” należała do gatunku takich, że żaden szpital prywatny nie był w stanie technicznie jej przeprowadzić.
Po prostu nogi miałem zbyt owłosione.
W szpitalu wylądowałem w dwójce, ba nawet z prysznicem – całość wyremontowana za unijne pieniądze i byłoby całkiem przyjemnie gdyby nie to, że obok mnie wylądował facet który miał nieszczęście upaść twarzą na studzienkę kanalizacyjną.
Ludzie – ale on chrapał! Ja pierdziele jakże ja współczułem jego żonie. Zwłaszcza po czwartym spacerze który odbyłem w ciągu jednej nocy. Nie, zatyczki też nie pomagały.
Z pobytu w szpitalu najbardziej jednak zapamiętałem kolacje podawane o godzinie 16. Za pierwszym razem dostałem: dwie kromki suchego chleba, jedno obrane jajko na twardo i kawałek masła ot tak wielkości połowy łyżki. Za drugim był już wypas – jajko zastąpił dietetyczny twarożek.
W grudniu okazało się, że moja książka sprzedaje się z przyspieszeniem Sputnika 2 z suką Łajką na pokładzie (Łajka niestety zdechła w trakcie lotu, a i tak nie przewidywano jej ściągnięcia z powrotem co jest kolejnym dowodem na to, że jak faceci wystrzelą sukę w kosmos to nie przewidują jej powrotu).
W styczniu siadłem do pisania drugiej części. I wyznam wam szczerze niewiele już z tego okresu pamiętam, bo nie chcę pamiętać.
Zapierdalałem tak że do czerwca pozbyłem się zaległego urlopu z poprzedniego roku i właściwie całkowicie wykorzystałem urlop na rok obecny.
Najwięcej książki napisałem siedząc niczym mnich na strychu u moich rodziców rozpoczynając w sesji pierwszej o 7 rano a kończąc o 13 a kontynuując w sesji drugiej od 14 do 19 (jak ktoś zapyta jak powstają moje teksty zakurwię z laczka i poprawię z kopyta).
To był rok podróży. Byłem w Los Angeles, Czechach, Hiszpanii i Francji. I do LA kiedyś jeszcze wrócę.
Do niedawna moim ulubionym miastem w USA był Nowy Jork. Przy drugiej wizycie w Los Angeles jednak absolutnie zadurzyłem się w tym mieście. Jest dzikie, szalone i różnorodne. I tylko tu możesz zobaczyć gdzie i przed jakim klubem nocnym padł z przedawkowania znany aktor, tylko tu możesz zza szyby luksusowego samochodu oglądać bramę rezydencji Hugh Hefnera, tylko tu widzisz kolejkę na 700 metrów do roli w drugorzędnym serialu i tylko tu możesz zobaczyć jak wyglądało miejsce gdzie kręcono Californication.
Patrzę na ten rok, który już minął, oglądam swój ryj w lustrze i pocieszam się że i tak wyglądam pięć lat młodziej niż w rzeczywistości i myślę, że do nędzy jestem już na tyle stary i cyniczny, że mogę sobie pozwolić na patrzenie z nadzieją w przyszłość.