Dlaczego nie powinniśmy spełniać swoich niektórych marzeń

Mam pewne wątpliwości, czy słyszeliście o Ignacu.

Ale żyje, chwostem macha i jestem w stanie założyć się o risotto z truflami, w mojej ulubionej knajpie, plus kieliszek Młodego Ziemniaka, że sami znacie takiego albatrosa.

Ignaś, jak pół tego miasta cierpi na poczucie, że zmarnował życie. I, jak drugie pół, uważa, że wybrał złą kobietę. Większą przyjemność sprawia mu sranie, niż małżeństwo. 

Ale po kolei. 

Czytaj dalej

Czy facet jest chujem zostawiając matkę swojego dziecka?

W „Pokoleniu Ikea Kobiety” pisałem o rytuałach godowych swojego kumpla Franza, który po rytualnej wymianie pierwszych wiadomości dostał ultimatum. Spotkamy się, ale pokażesz mi zaświadczenie z USC, że jesteś kawalerem, bo mam złe doświadczenia. 

I Franz zaświadczenie zdobył i pokazał, bo kobieta była wysoką blondynką z pasemkami, miała duże cycki  i tipsy. A on lubi ten typ. Cóż poradzić, ja wolę niskie i bez pasemek.

A dalej to już było tak: 

„- Ponieważ mieszkali w innych miastach, to spotykali się rzadko. Może ze cztery tygodnie przez rok. Dwa razy byli ze sobą w Egipcie po tygodniu. Ale raz on dostał sraczki, a raz ona, więc to się za specjalnie nie liczy. I postanowili wziąć ślub. A trzy tygodnie później okazało się, że ona jest w ciąży, więc przyspieszyli tę decyzję. Franz się co prawda zdziwił, że ma taką skuteczność, bo w tym okresie to ją zmłotkował raz i trwało to pięć minut, na dodatek w gumie, ale wiadomo. Guma nie tytan, czasami pęka. On wyrzucił na ślub 50 000, ona 50 000, bo miało być na wypasie. Hotel dla gości. Do ślubu podjechali karetą. Byłem na ślubie, panna młoda wyglądała nieźle, co prawda lekko slutty cheerleader, ale to nie moja sprawa. 

– Slutty cheerleader

– Kieckę miała krótką, cycki na wierzchu i domagała się zdjęcia ze mną, jak ją trzymam na rękach. 

– Faktycznie zdzira! 

– Ślub był w sobotę. W poniedziałek Franz spakował graty i wrócił do siebie do chaty, oznajmiając, że będzie rozwód. Później, jak byliśmy już przy czwartym guinnessie, wyznał, ale to, rzecz jasna, tajemnica, że tydzień przed jedna i druga strona ostro młotkowała, żeby odwołali tę imprezę, bo nie ma sensu, znają się za krótko itp. A wiesz, dlaczego się rozstali? Bo w czasie rozpakowywania prezentów ślubnych ona powiedziała, że się do niego nie przeprowadzi. Chce, żeby zamieszkali w domu jej matki, która odda im piętro. A wcześniej obiecywała, że to zrobi!!!

Franz spakował się w neseser, uchylił czapki i pierwszym pociągiem wrócił do Warszawy. I wiesz co? Nawet jej nie przerżnął w trakcie nocy poślubnej! Nie dała mu.”

I teraz powstaje pytanie, czy Franz był chujem, zostawiając przyszłą matkę z jeszcze nienarodzonym dzieckiem? Bo kwestia, że 100 tys. na wypasiony ślub dziś już nie starczy, jest jakby oczywista. 

Czytaj dalej

O kobietach i mężczyznach, którzy dają za dużo

Lubię sobie pójść na balet. 

Będąc w Odessie poszedłem więc do opery na Giselle, czyli „najpiękniejszy balet romantyczny XIX wieku”. Zaczęło się dobrze, bo przed spektaklem lali w barku całkiem niezły koniaczek. Po dwóch – świat wydał nam się miejscem pięknym i szlachetnym. 

Do czasu. Zasiadłem na balkonie, oglądam i aż mi się czajnik zagotował. Ale – nie uprzedzajmy faktów. 

Mamy ładną dzidę, w tej roli przepiękna wieśniaczka Giselle. O Giselle stara się beta, czyli leśniczy Hilaron. Ma stabilną fuchę, wielką flintę i zero szans. Każda kobieta już czytając te słowa wie, że taki kolo to się może do małżeństwa nadaje, ale do romantycznej miłości już nie bardzo. Giselle poznaje Chada z kwadratową szczeną, powyżej 180 cm wzrostu, który podchodzi do niej i mówi: “Siema maleńka, pomogę ci z winobraniem”. 

(Jestem Dominik i podoba mi się Twoja mini 

Kręcą mnie Twoje cycuchy o wielkości dyni 

Rozbieraj się do bikini by czynić swoją powinność)

Giselle nie wie, że ten facet to w rzeczywistości książę Albert ze Śląska (młody, przystojny, bez chorób wenerycznych, moja beta nigdy pusta). Nie był Polakiem, tylko był Ślązakiem. To różnica, jak między twarogiem, a serem. Niby podobne, ale jednak nie. Miłość jest wielka i oczywiście od pierwszego wejrzenia (dzisiaj: włożenia). 

Czytaj dalej

Tyrania związków „póki śmierć nas nie rozłączy”

Na TV mentalny powrót do przeszłości ‘Friends: The Reunion’, wspomnienia o serialu ‘Friends’, który rozpoczął epokę  „bingowania” . Nawet się jakoś tam wzruszam. A o to trudno, ostatnio najczęściej się wzruszam przy tatarze.

Friendsów oglądało się na pożyczonych płytach. Bo to były jeszcze czasy płyt. Ziomki, które miały najszybsze łącza ściągały serial z Internetu i puszczały dalej w obieg. 10 sezonów. O Netfliksie i HBO GO jeszcze nikt nie słyszał. Do tej pory pamiętam pilota tego serialu (team Chandler!). Spotkanie w kawiarni. Ross jest smutny bo właśnie odeszła od niego żona, która odkryła, że jest lesbijką. Joey mu radzi: „Jesteś singlem, zabaw się”.  Na co Ross odpowiada: „Nie chcę być singlem, chcę po prostu być żonaty”. I w tym momencie do kawiarni wbiega Rachel w białej sukni ślubnej, która właśnie uciekła sprzed ołtarza, bo zorientowała się, że nie kocha swojego potencjalnego męża. Ona kocha projekt pod tytułem: bycie żoną lekarza. 

W weekend byłem na ślubie swojego kumpla (kończy się sezon na szparagi, trwa sezon na truskawki, zaczął ten na śluby). Historia była długa i romantyczna bo poznali się przed pandemią w Londynie, gdzie ona powiedziała: „Wpadnij do mnie kiedyś na drinka”. I kumpel przyjechał po dwóch tygodniach. A na pytanie: „Co ty tutaj robisz”, padła odpowiedź: „Jak to, co? Zapraszałaś mnie na drinka to jestem”. Chwilę później to ona wpadła do niego z rewizytą, jadąc pociągiem z Londynu do Belgii. Po czym okazało się, że to ostatni pociąg bo właśnie zamknięto granice. 

Romans czasów covidu.

A teraz ślub. 

Dla mojego kumpla nawet trzeci. Nie wspominałem? To wspominam.

Czytaj dalej