– Byłem u fryzjera – wyznał dumnie JO.
– Dumny jestem jakbym sam cię urodził – uśmiechnął się złośliwie Marian. – A co tam robiłeś jak umyli ci i nawoskowali czachę?
– Byłem u fryzjera – wyznał dumnie JO.
– Dumny jestem jakbym sam cię urodził – uśmiechnął się złośliwie Marian. – A co tam robiłeś jak umyli ci i nawoskowali czachę?
– Halo? – Marian odebrał, dzwoniła żona.
– Marian! Kupisz mi maskarę, ja nie mam czasu!! – rozwrzeszczała się znienacka słuchawka Mariana.
Marian z obrzydzeniem, jakby tarantulę trzymał za odwłok, odsunął od ucha telefon, na jakieś 10 cm i słuchał dalej.
– Pójdziesz do Douglasa i mi kupisz coś fajnego, ma pogrubiać i podkręcać rzęsy, aha i szczotka a być wygięta!!
Perła potu zalśniła na czole Mariana, zaraz obok błękitnej żyłki, która pojawiła się nie wiadomo skąd.
– Sama se nie możesz kupić??! – odwrzasnął.
– NIE… MAM… CZASU!! – zaryczała słuchawka – A… TY… MASZ… BLISKOOOOO… – zaryczała i zasapała.
– Już dobra, dobra – pojednawczo zniżył ton Marian – To weź mi napisz smsa dokładnie co mam kupić, bo wiesz, że się nie znam.
Połączenie momentalnie zrobiło over.
Zapadła cisza.
Nim ktoś ją przerwał przyszedł sms.
– No co się gapicie? – zapytał Marian – Luzik, jak zawsze się nie wyrabia z niczym, a ja muszę ratować sytuację.
– To se nie może przez internet jak każda normalna kobita zamówić? – zapytał JO.
– Nie. Woli sama kupować.
– Przez ciebie?
– Lepiej przeze mnie niż przez internet – wyszczerzył się Marian.
Marian wylazł z pracy. Do Douglasa w Złotej Teresie jak na jego gust było o 100 metrów za daleko. Przeczytał sms: Givenchy, Phenomen’Eyes Mascara.
– Pieprzyć Douglasa, zresztą na jasny chuj mnie wysyła, idę do Rossmana, czym się jedna jebana maskara od drugiej różni, ceną i metką co najwyżej – postanowił.
Wszedł i nie opierdalając się w ogóle podszedł do sprzedawczyni perfum, pudrów i tuszów do rzęs i patrząc prosto w oczy zaczął:
– Dzień dobry, potrzebuję pomocy, potrzebuję maskary – zastygł.
– Jakiej? – padło pytanie uzupełniające.
– No wie Pani, takiej dla kobiety, do brwi…
– Rzęs chyba?
– To nie to samo?
– Nie, jak Pan chce maskarę to do rzęs. Ma wydłużać, pogrubiać?
– Nie wiem – Marian bezradnie rozłożył ręce – ma być pokręcona.
– ??
– Nie prosta, pofalowana, ta szczoteczka – wydusił.
Sprzedawczyni była młoda, miała ciemne odrosty pod blond fryzurą i różowe paznokcie ale i tak Marian chciwie patrzył na jej tyłek gdy schylała się na dolną półkę.
Już zaczynał nawet puszczać wodze fantazji. Nic szczególnie wyrafinowanego. Szybka laska w samochodzie załatwiłaby sprawę.
– To powinno być to – nieświadoma ciężkiej pracy językiem sprzedawczyni podniosła się, rozkręciła maskarę, fakt, szczotka była czarna i pofalowana, zołza powinna być zadowolona.
– A ile to w ogóle kosztuje? – zapytał jeszcze.
– 10zł.
Marian był wniebowzięty, miał jakieś mgliste pojęcie, że kwoty przeznaczane przez starą na kosmetyki nie są aż tak żenująco niskie, ale jak raz solidnie spieprzy, to może i ona się od niego na dobre odpieprzy.
Zadzwonił telefon. Odebrał.
– Gdzie jesteś?
– W Ro… w sklepie.
– W Douglasie?
– Tak, tak…
– I co wybrałeś?
– Piękna maskara, Loo-ve-ly – przeczytał.
– Jaja sobie ze mnie robisz? – wrzasnęła słuchawka.
– No nie, pani poleciła, podobno supermarka.
– Czy ja mówię po estońsku????? Wyrzuć to gówno do śmietnika, idź do Douglasa i kup mi to co Ci pisałam!!!,
Obok stał ochroniarz, taki starszy, szerszy w barach, siwawy, brązowe oczy, zapytał:
– Co tam? Żona zła? Dobrej maskary Pan potrzebuje? Dobrze słyszałem?
Marian przeklął w duchu swój zasmarkany smarkfon.
– Nooo… tak…
– To co za problem?
Ruszył wzdłuż półek pieszczotliwie gładząc produkty opuszkami lewej ręki.
Marian się zaniepokoił, pedał, czy co?
Ochroniarz jak po sznurku podszedł do L’Oreala i sięgnął po jeden produkt, podał Marianowi.
– To powinno być to.
– Dobre to jest? – zapytał, rzucił okiem na cenę, jakieś 80zeta, więc zaczęło mu się wydawać, że może i dobre, wolałby przepić tą kasę, ale trudno.
– L’Oreal to panie produkuje i dla Lancome i dla Guerlaina i dla innych.
Marian zbaraniał, bo skąd niby dorosły chłop ma takie rzeczy wiedzieć?
Patrzył z niedowierzaniem na ochroniarza, na plakietce dodatkowo miał napis – szef.
– Co pan tak patrzy? Aktorem jestem, drugoplanowym, to się znam.
Pół godziny później w domu.
– Kupiłeś?
Marian podał opakowanie.
– Co to jest? – warknęła.
– No maskara.
– Co to za gówno? Dlaczego nie kupiłeś tego o co prosiłam???
– A co za różnica? – zdziwił się Marian. -Jedno maskara, drugie maskara. Dobra jest w sklepie mi mówili.
– Debil!!! – wrzasnęła.
Manifestacyjnie otworzyła drzwi szafki, jej ręka wsunęła się do środka, usłyszał pacnięcie, po którym się skrzywił. Maskara wylądowała koło zgniłego pomidora i kartonu po mleku.
Ta sama ręka, która dokonała egzekucji maskary, wyprostowała palec wskazujący i pokazała drzwi.
Wkurwiony Marian spojrzał na jej twarz, po czym doszedł do wniosku, że nie ma sensu kłócić się z wariatką i sięgnął po kluczyki od samochodu.
– Ty widziałeś? – zagulgotał Marian – Perfekcyjna pani domu się społeczeństwu nie podoba. Najbardziej ogłupiający program roku!
– A co się dziwisz – zapytał Gustaw – Byle jakie, tendencyjne, ogłupiające i poniżające… Oglądałeś to kiedyś w ogóle?
– Dwa odcinki.
– I co, tak ci się podobało?
– Noooooo….. Całkiem niezłe – wyznał Marian.
– A co w tym takiego fajnego?
– Wszystko jak trzeba i na swoim miejscu, tradycyjnie, konserwatywnie, chłop zapierdala, kasę przynosi, kobieta się domem zajmuje.
– Wiesz co jest najgłupsze w tym programie? – zapytał Gustaw.
– No?
– Korelacja i sugestia, że jak dobrze posprząta, to on ją dopiero będzie kochał. Że ZASŁUŻY dzięki temu na miłość.
– A nie będzie????
Gustaw patrzył na Mariana jak na idiotę.
– Raczej nie.
– Słuchaj, mi się podoba, że wszystko tam jest poukładane i na swoim miejscu. To patriotyczny program, sprzyjający wartościom rodzinnym – podniósł palec do góry Marian.
– Ty z wartościami rodzinnymi to daj sobie może spokój – wyskoczyła Marlenka – Z tego programu bije totalne buractwo i zwyrodnienie. Poza tym oczywiście że ona ma lat 36 a wygląda na 46. Tylko nogi i cycki ją ratują.
– O ta, napewno – włączył się JO – Ja np. lubię jak jest czysto, sprzątaczka do mnie przychodzi tylko raz w tygodniu, wiesz co się dzieje dzień po jej wizycie?! Pandemonium kurwa. Dobrze, że mam żonę.
– Masz dwie ręce i nogi, to nimi rusz, coś posprzątaj, pomóż żonie! – zapieniła się Marlenka
– O której? Jak wracam o 22 moja droga koleżanko? – zapytał kąśliwie JO. – Mam zrzucać obuwie i brać się za odkurzacz? Macie swoje funkcje wyznaczone przez cywilizację i naturę tego należy się trzymać!
– Czyli kochasz swoją żonę za to że ci sprząta?
– Oczywiście!
– To po cholerę żeniłeś się z ekonomistką a nie zawodową sprzątaczką?