Ludzie wcale nie chcą prawdy. A kiedy ktoś mówi, że kocha szczerość to w rzeczywistości, chce usłyszeć to, co mu/jej pasuje. 

Pierdolisz, Czarny?

To zaczynamy.

To post z jednej z grup dla zrozpaczonych kobiet na Facebooku.

„Jestem załamana. Podczas kłótni wykrzyczałam mu że ma małego. Zależy mi na nim, ale wczoraj ostro się pokłóciliśmy a ja tak mam, że jak się wkurzę to wszystko wygarniam i powiedziałam że ma małego nigdy mi dobrze nie było i nawet go nie czuje. Załamał się, nie gadamy ze sobą, unika mnie. Jak to odkręcić?? 

Będzie już trzeci tydzień jak się do mnie nie odzywa. Byliśmy ze sobą niemal rok i mam ot tak przekreślić ten związek??? 

Niestety to że ma małego jest prawdą i przez to na pewno go zabolały moje słowa. Długość jego penisa we wzwodzie na pewno nie przekracza 10cm, ale mi taka długość odpowiada. Jest moim pierwszym i nadal mam nadzieje, że moim ostatnim. 

Przepłakałam całą noc, nie mogę sobie tego wybaczyć ;( on się do mnie nie odzywa i nie odbiera telefonu. Żałuję tych słów ale boje się że ich już nie odkręcę.

Jak mam mu teraz udowodnić że wcale nie przeszkadza mi jego rozmiar (bo tak serio jest)?? Jak on by mi wykrzyczał że mam małe cycki to bym się tak nie przejęła.”

Cóż, jak to mówi bohater mojej ostatniej książki, Drwalu: 

„W męskim świecie nie ma czegoś takiego jak za dużo alko, piguł czy za duży telewizor. Tylko kutas jest zawsze o dwa centymetry za krótki.”

A najbardziej wkurwia mlaskanie.

Nazywam się Piotr C. 

Jestem pracoholikiem, bywam pretensjonalny i nieznośny, jestem lekko autystyczny, uparty jak muł i zbyt często bywam przejęty sobą.

Patrzę w lustro więc od dawna wiem, że nie ma ludzi idealnych. Bo taką właśnie osobę w odbiciu widzę. Jednak ludzie w dzisiejszych relacjach masturbują się swoją manią wielkości, oczekując, że partner/ka ma nam dać wszystko. Ona że będzie matką i żoną, będzie robiła schabowego, a drugą ręką brała głęboko w gardło. On że będzie kochankiem z wielkim boa dusicielem i jednocześnie ojcem, będzie robił karierę i miał zawsze czas, będzie miał cierpliwość oraz dowcip. I tak razem przez świat, we dwoje, alpagi łyk (no dobra, hiszpańskie musujące też może być) i dyskusje po świt. 

Ta lista – co ta druga osoba ma wnieść do relacji – jest coraz dłuższa. Ba, nawet psychologowie radzą, aby czasami zadać sobie pytanie: (“Zajebiście, ale to zajebiiiście ważne pytanie”, jak rzecze Laska z ‘Chłopaki nie płaczą’) co mnie w nim/w niej irytuje?

Tylko nie wiem, czy to jest jednak takie mądre, a nader wszystko bezpieczne. Bo po miesiącu znajomości na tej liście nie ma jeszcze nic. Po roku można ją streścić w kilku sms-ach. Ale po pięciu latach będzie to audiobook na osiem godzin i dwóch lektorów. 

A powszechnie wiadomo, że najbardziej wkurwia mlaskanie.

W związkach ranimy się nieustannie

A czasami sprawia nam to wręcz dziką przyjemność. 

I są takie rzeczy, które ta druga osoba za jakiś czas wybaczy, takie, które ktoś uda, że wybacza, ale będzie o nich cały czas pamiętał i takie, które spowodują rozpad relacji. 

Ot, dajmy na to: “nienawidzę cię”. “Nienawidzę cię” jest całkiem niezłe. Zakłada jakieś emocje. Albo “śmierdzisz jak toi-toi na Giewoncie”. Prosty komunikat, dający pole do poprawy. Owszem, przyznaję, taki król protekcjonalności, czyli: „a nie mówiłem?” jest wkurwiający. Ale jeszcze do przejścia. Podobnie jak „przesadzasz”, bądź, niezwykle tonujące emocje: „uspokój się”. Swoją drogą, jak ktoś mi znajdzie kobietę, która po wypowiedzeniu tej zbitki faktycznie się uspokoiła i ze skruchą przyznała, że przesadza, to ja stawiam szampana i wcale nie z Biedronki. 

To jednak związkowe klasyki. Grane rano i wieczorem, w dni powszednie i świąteczne, jak ktoś nie słyszał, nie uczestniczył, nie stłukł paru naczyń (ewentualnie się przed nimi nie uchylał) to nic nie wie jeszcze o życiu. I jak ktoś się w tym momencie dziwi, to ja mu nic na to zdziwienie nie poradzę. 

Ale – dochodzimy tu do clou – takie szlagiery jak: 

„Moja eks gotowała lepiej. Nie możesz gotować jak ona?”

„Nie jesteś już taka ładna jak kiedyś”.

„Wstyd mi cię pokazać kolegom.”

„Już mnie nie pociągasz.”

„Fatalnie obciągasz.”

„Nigdy cię nie kochałem.”

„Wyrosłem z ciebie.”

„Nie jesteś wystarczająco dobry w łóżku.”

„Zdradziłam cię i miałam z nim tyle orgazmów w trakcie jednego wieczoru ile z tobą przez całe życie.” 

„Jesteś nieudacznikiem.”

Bądź wspomniane: „masz małego i nawet cię nie czuję” – to jest droga do anihilacji związku. Coś jak pięć piw pod litr wódki i napoleonkę.

Tak, szczerość to piękna sprawa. Tylko z tą szczerością jest jak z piosenkami Majki Jeżowskiej. No, każdy kiedyś słuchał i ma sentyment. Ale trzeba dawkować, żeby nikt się nie porzygał. 

Takie bombowe bon moty jak wyżej, owszem, być może w momencie wypowiadania brzmią jak doskonały pomysł. Ba, czuje się nawet ulgę: „w końcu mu powiedziałam”. Ale płaci się za to bardzo wysoką cenę. I zwyczajnie rzecz biorąc sprawia się ból. Którego z czasem nie da się wymazać. 

Bo w związku  trzeba rozważyć nie tylko to, czego sami chcemy, ale – uwaga to będzie rewolucja – również wziąć pod uwagę jak to, co mówimy, wpłynie na kogoś, kto jest z nami. 

Czy będąc z tobą, mogę być sobą?

Czy koleżka od tego posta faktycznie ma małego? Pewnie ma. 

Czy ten albatros wie o tym? No, ba.

Czy to, że jego kobieta powie mu, że ma małego sprawi, że nagle go sobie wydłuży, albo wyrośnie mu (abrakadabra) pyton? No raczej nie sądzę. 

Czy to stwierdzenie stanu faktycznego w jej wykonaniu jest mu do czegokolwiek potrzebne? Ni… chuja. 

Czy go to zaboli? Owszem. Jak cholera. 

Bo zawodnik nie czuje się w pełni męski. Chciałby mieć maczugę, a ma fistaszka. Ten kompleks w nim jest od lat. Ukryty. Ale ściągając gacie zawsze o nim pamięta. 

Tak jak w kobiecie, która w podstawówce usłyszała: “masz kiepskie nogi” i pamięta o tym przez lata. Albo wiązała dwa palce u stóp gumką „bo za bardzo odstawały.” 

Czy ten związek da się ocalić? Moim zdaniem – nie. A nawet jeśli, to seks już zawsze będzie kiepski. Ona będzie uprawiała tani teatr ze sztuką pt. „Z nikim nie było mi lepiej” (po namyśle, to chyba faktycznie nie było, skoro jest jej jedynym i pierwszym). On cały czas będzie się zastanawiał: „ech, gdyby był większy o dwa centymetry….  Albo chociaż grubszy…. Moje życie byłoby wtedy inne”. 

Także tak, Arkadiusz Milik na bramkę. Pudło, słupek i poprzeczka.

W rzeczywistości, najważniejsze pytanie, jakie się zadaje w związku to: czy będąc z tobą, mogę być sobą?

Z niezbyt perfekcyjnymi nogami, z ograniczonymi umiejętnościami kulinarnymi, z rosnącą powoli dupą. I z małym kutasem też.

Chcesz dostawać powiadomienia o nowych notkach?

OSTATNIE TANGO

zamówisz na razie tylko w Empiku

https://www.empik.com/ostatnie-tango-piotr-c,p1451745306,ksiazka-p

Zatańczysz?

4 uwagi do wpisu “Dlaczego czasami nie warto być szczerym w związku (“podczas kłótni wykrzyczałam mu, że ma małego”)?

  1. Czytając myślałam tak: Milczenie jest złotem, niby stara mądrość, a wciąż bywa przydatna. Abstrahując od tego, czy mówimy tu o związku, czy o akcie desperacji ( bo w tym przypadku raczej tak), to ciche dni się sprawdzają najlepiej. Dają czas wszystkim stronom na przemyślenie. Wkurzeni zazwyczaj tracimy zdrowy osąd, zaś milczenie jest jak lek uspokajający. Lustro też czasem dobrze robi, warto przyjrzeć się sobie, zanim zacznie się wytykać niedoskonałości innym. W kontaktach międzyludzkich prawda jest subiektywna, zależy od oczekiwań i rozczarowań indywidualnych. Łatwo się krzywdzi, wybacza z trudem. Przyznam, że nie bardzo rozumiem potrzebę dyskutowania wszystkiego na forum publicznym. Gdzieś, z tyłu głowy, mam pytanie: czy aby Internet nie staje się kolejną religią, uwalniającą ludzi od samodzielnego myślenia? Jak mam wyglądać, jak się ubierać, co jeść i jak żyć, czym się ekscytować? Bez cudzych opinii w każdej sprawie? A – szczerze mówiąc – kogo obchodzi moje zdanie? Tylko mnie. I vice versa.

    Polubienie

    1. Też nie rozumiem takiego wywalania na forum publiczne ale widocznie są ludzie, którzy inaczej nie potrafią załatwiać spraw między sobą jak nie opiszą ich w necie.

      Polubienie

  2. Ja odnoszę takie wrażenie, że treść postu nie ma za wiele wspólnego ze szczerością w tytule. Szkoda, że w całej rozmowie pominięto odruch partnerki, że w sytuacji jak jest zła to zaczyna ranić swojego partnera słowami, których później żałuje. I później okazuje się, że jednak nie miała ich na myśli.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.