O kobietach i mężczyznach, którzy dają za dużo

Lubię sobie pójść na balet. 

Będąc w Odessie poszedłem więc do opery na Giselle, czyli „najpiękniejszy balet romantyczny XIX wieku”. Zaczęło się dobrze, bo przed spektaklem lali w barku całkiem niezły koniaczek. Po dwóch – świat wydał nam się miejscem pięknym i szlachetnym. 

Do czasu. Zasiadłem na balkonie, oglądam i aż mi się czajnik zagotował. Ale – nie uprzedzajmy faktów. 

Mamy ładną dzidę, w tej roli przepiękna wieśniaczka Giselle. O Giselle stara się beta, czyli leśniczy Hilaron. Ma stabilną fuchę, wielką flintę i zero szans. Każda kobieta już czytając te słowa wie, że taki kolo to się może do małżeństwa nadaje, ale do romantycznej miłości już nie bardzo. Giselle poznaje Chada z kwadratową szczeną, powyżej 180 cm wzrostu, który podchodzi do niej i mówi: “Siema maleńka, pomogę ci z winobraniem”. 

(Jestem Dominik i podoba mi się Twoja mini 

Kręcą mnie Twoje cycuchy o wielkości dyni 

Rozbieraj się do bikini by czynić swoją powinność)

Giselle nie wie, że ten facet to w rzeczywistości książę Albert ze Śląska (młody, przystojny, bez chorób wenerycznych, moja beta nigdy pusta). Nie był Polakiem, tylko był Ślązakiem. To różnica, jak między twarogiem, a serem. Niby podobne, ale jednak nie. Miłość jest wielka i oczywiście od pierwszego wejrzenia (dzisiaj: włożenia). 

Czytaj dalej