„Nie zostanę już gwiazdą rocka. Nie umiem grać na niczym. Nie mam słuchu. Ergo modelki nie będą dobijać się do mojej garderoby aby mi obciągnąć. Nie będę sławnym sportowcem co pcha, bije, kopie bądź uderza. Nie będę grał w tenisa jak Federer, strzelał bramki jak Van Nistelrooy, pływał jak Phelps, jeździł jak Armstrong i nawet mi najlepszy koks już nie pomoże. Zabrakło 10 tys. godzin treningu do ukończenia 18 roku życia. Raczej nie zostanę gwiazdą Hollywood. Nie ten ryj, nie ten kraj, nie te możliwości. Za późno aby wyjechać do LA i statystować w knajpie roznosząc piwo i pizzę, czekając na wielkie odkrycie. Właściwie to chuj strzelił moje wszystkie największe marzenia z dzieciństwa. Bo gdzie ta sława, cukier i miód ha? Gdzie odpowiedniki Jenny Jameson? Hę?”
Tak napisałem w „Pokoleniu Ikea”. I to kurwa prawda. Już pozamiatane. Gwiazdą zawodowego sportu – miałem plakat Agassiego na ścianie ale gram ciągle jak dupa wołowa to już niezostanę. W miejsce na półce, które trzymałem na Wielkiego Szlema mogę postawić kalafior i parę sezonów nowych seriali.
Aktorem też nie zostanę, mimo że w przedszkolu ładnie recytowałem wierszyki. Chuj przepadło. Co sobie na sławę pociągnąłem za warkocze to moje.
Reżyserem w Hollywood już nie. Jakoś zapomniałem kupić kamerę w odpowiednim czasie.
Nie zostanę nawet Natalią Siwiec – cycki nie te, a męskie jaja jakoś nie budzą specjalnej sensacji.
Kto by nie chciał być sławny? Nadal w swoich marzeniach przed snem masz jak nic te seksowne laski, które pukasz od niechcenia (facetów) , flesze, szybkie fury, występy w tv i wieści z twojego życia na TMZ albo Pudelku, bo kupiłeś sobie nowy model tampona.
Ryan Gossling to twój kumpel a w najgorszym razie Wojewódzki.
Nigdzie na świecie ten ból, że to może być już koniec szans na sławę nie jest tak silny jak w Los Angeles.
Na każdym kroku tutaj spotykasz drugie „Kings of Leon”, drugą Demi Moore, trzecią Kate Upton a wszyscy walczą o to aby być rozpoznawalni.
Aby być w tym TMZ, aby nagrywać płyty, aby kręcić filmy.
Sława tak mi się wydaje to zespół okoliczności: pracy, talentu, odpowiednich znajomości i zajebistego farta.
Ale przede wszystkim to efekt pasji. Macie jeszcze taką pasję w sobie kotki?
PS> Te dwa filmy nakręciłem w trakcie pobytu. Sorry za jakość ale w końcu iphone ma doskonałą stabilizację obrazu.