Mam nadzieję, że ich polubicie.
Czytaj dalej
To dobry dzień na szczere wyznania. W ubiegłym roku czułem, że znudziło mi się pisanie.
Wydałem…
(spoczko, właśnie musiałem sprawdzić, ile tego napisałem).
…osiem powieści.
Grubo ponad pół miliona sprzedanych egzemplarzy, czyli niby dużo, ale w porównaniu z takim Remkiem Mrozem to poziom ligi okręgowej. Solidnej, ale jednak okręgowej XD
(Ile to jest mało? Otóż mało to jest ponoć pół litra na dwóch).
Niczym bokser szykujący się do zejścia z ringu wypuściłem „Ostatnie tango”, które było dla mnie cholernie ważne, i odłożyłem klawiaturę tam, gdzie ludzie trzymają bieżnie do biegania i rowerki stacjonarne. Żeby się ładnie zakurzyła.
Aż WTEM! Nadszedł 29 sierpnia 2024.
I zacząłem robić coś dla przyjemności.
Jak dawniej. Ale nie sam.
Tylko z Pauliną. Przez cały rok szykowaliśmy COŚ.
Nadchodzi książka, która dosłownie wysadzi wam głowę.
Jest oczywiście zabawna.
I urocza (czyli o mnie).
I groźna (czyli o niej).
I pełna takich zwrotów akcji, że Netfliksowi chwilowo spadną subskrypcje (tak, chcemy żeby ktoś to sflilmował)
To historia o małżeństwie, które kiedyś bardzo się kochało. A dalej? A dalej musicie sobie już sami przeczytać.
Tytuł: Miasteczko.
Autorzy: Paulina Świst i Piotr C.
Bohaterowie: … Paulina i Piotr.
Data premiery: 27 sierpnia.
I mam nadzieję, że będziecie się przy tym bawić równie dobrze, jak ja przy pisaniu.
Buzi, Czarny
PS Wróciłem.
Nową książkę możecie zamówić w przedsprzedaży tu:
https://www.empik.com/miasteczko-swist-paulina-piotr-c,p1633074147,ksiazka-p
I co tu kryć, jest cholernie dobra.

Wierzę w miłość. Wierzę, choć to wiara absurdalna, bolesna, a czasami idiotyczna. Jak widać, jestem „człowiekiem dużej wiary”. To może dość niepopularna teza, ale mężczyźni też szukają miłości. Nawet najwięksi pukacze z Tindera chcą, aby ktoś ich przytulił. Chcą miłości i stabilizacji. Czasami trudno jest im się do tego przyznać, nawet przed samym sobą.
Tak, jesteśmy nieprzygotowani do stałych związków. Nie przygotowują nas do tego rodzice, bo sami tkwią w kostropatych relacjach. Wychodzimy na świat bezbronni, skrzywieni, uczymy się na błędach, bądź – co gorsza – nie uczymy w ogóle.
Czytaj dalej
Staję na postoju na starym mieście. Nie ma nikogo, można więc uznać, że jestem zwycięzcą.
Wrzucam do ust gumę do żucia, żeby wytrzeć posmak pawia. Miasto dwóch ulic i rynku – myślę ponuro. Pypeć na mapie, znany tylko z jednego: Kombinatu, który produkuje paliwo, który karmi, który poi, który ubiera i który wnerwiawszystkich Polaków, poza Kombinatem rzecz jasna. Miasto jednego zakładu. Proszę, godzina dwudziesta pierwsza, czwartek, wszyscy w łóżkach i psy dupami szczekają.
Dlaczego wszyscy tu tak zdziadziali?? Szczury. Szczury z Kombinatu.
Daję słowo, że kiedyś było tu inaczej.
Kiedyś o tej porze było tutaj życie. A teraz co? Nawet apteki nie ma. Gdzie tam apteki – reflektuję się. – Nawet Żabki tu nie ma.
A Żabki są już chyba wszędzie.
Albo po prostu, jak na kogoś, kto urodził się na ulicy i pierwsze kroki stawiał na trzepaku, pod śmietnikiem mam zbyt wysoko postawione oczekiwania.
Czytaj dalej
W niedzielę obudziłem się z potwornym kacem. Jak zwykle usiłując odtworzyć wydarzenia poprzedniej nocy.
Byliśmy na basenie. Później w saunie.
Następnie poszliśmy do Między Bułkami, gdzie zjadłem burgera z
jalapeño. Do tego było jakieś piwo. Następnie Dom Whisky, gdzie piłem Negroni i patrzyłem na kociaki, których było tutaj naprawdę dużo. Patrzeć jeszcze lubiłem. Wieczór skończyliśmy na koniaku w Bristolu.
Teraz jednak coś mi nie grało.
Raz – bolał mnie penis. Dwa – tyłek. I to nie pośladki. Bolała mnie jego centralna cześć. W sensie odbyt. Szczerze mówiąc, to piekł jak cholera.
CO JA ROBIŁEM DO NĘDZY WCZORAJ WIECZOREM I CZY KTOŚ POSUWAŁ MNIE W TYŁEK???
(Jeśli budzisz się rano z prezerwatywą w tyłku po spotkaniu z kolegami, to znaczy, że już nie masz kolegów).
Czytaj dalej