Blondyna rozszerzyły się ze zdziwienia oczy.
– Co?
– Jak to co? Wciągam gacie! Gówno dryfuje w moją stronę! Macham łapami w tempie Otylii. Olimpijskim! Wchodzę na deskę. Obcieram pot z czoła. Byłem na kursie kolizyjnym. Do brzegu spacerkiem. Siadam na plaży.
– I co to już koniec? - Blondyna wydała się być nieco rozczarowana.
– O, żeby to był koniec to ja byłbym szczęśliwy –westchnąłem boleśnie do wspomnień. – Ale nie! Znowu bulgot… Kałdun mi puchnie. Deska pod pachę. Przyspieszam kroku. Pośladki zaciśnięte. Drobię jak gejsza. Lecę do domu Kury. Deskę jebłem na trawę na podwórku. Do kibla wpadam razem z drzwiami! Siadam na kiblu. Gówno leci ze mnie tak, że zginam się w pół. Wpierw twardziele, grube jak ręka niemowlaka. Później zupa grzybowa. Godzina jak nic. Wstaje zbolały. Nie mówię, że wiem co czuje kobieta gdy rodzi. Ale byłem blisko. I słuchaj teraz jest najlepsze. Kibel jest starego typu. Ze zbiornikiem na wysokości dwóch metrów żeby woda miała rozpęd. I z tzw. podstawką na gówno. Patrzę i oczom nie wierzę. Bite i szarpane cztery kilo. Jak krowa na łące.
– Masz osiągnięcia.
– No – potwierdziłem chełpliwie głową. – Podcieram dupę i spuszczam. Naciskam przycisk i co???
-???? Blondyna była ewidentnie zafascynowana historią. Byłem dla niej niczym Szecherezada połączoną z Jelonkiem Rambo.
– I to było kurwa najtragiczniejsze – roześmiałem się do wspomnień. Zbiornik od kibla był stary. Wiesz lata 60, żeliwny, podwieszony na dużej wysokości. Jak woda z niego leciała to ino z wizgiem!!! I woda poleciała. sruuuu!!!!!!! Prześlizgnęła się po tej tamie z gówna, zabrała ze sobą trochę i wywaliła mi to wszystko na zdjęte gacie. Całe spodnie miałem obsrane.
Blondyna najwyraźniej wyobraziła sobie sytuację, bo zaczęła dusić się ze śmiechu. I rechotać. I znowu się dławić. I płakać.
– O Jezus Maria ja nie mogę – zawyła ze śmiechu. Cycek jest wyszedł spod ręcznika jednak bardzo obiecująco.
– I co zrobiłeś – zaczerpnęła z trudem tchu.
– Jak to co? Tego dnia zrezygnowałem z pływania na desce. Ale jak się zważyłęm po przyjeździe to byłe, trzy kilo lżejszy.
– Gówniana historia.
– I to jak – uśmiechnąłem się do Blondyny.
– Dobra, ja idę się myć. Powiesz Chemikowi, że chce go poznać?
– Jasne – zełgałem.
– No mam nadzieję. Blondyna zeszła z półki trzęsąc niewielkimi cyckami mniej więcej 40 centymetrów od mojej twarzy. Zatrzymała sie przed drzwiami i przez minutę obwiązywała się ręcznikiem. Tanie ale skuteczne.
– Ale wiesz Czarny – Blondyna zrobiła usta w ciup.
– No?
– Zawsze możesz spróbować umówić się ze mną przed Chemikiem. Mówiąc te słowa
Blondyna zamknęła powoli drzwi kręcąc przy tym tyłkiem. W sumie to się już zgrzałem – pomyślałem. – Ale posiedzę jeszcze pięć minut. Lepiej żebym na nią nie wpadł przy wyjściu. Bo gdzie ja będę na siłownię ganiał jak ją przelecę? Chyba kurwa na Pragę. Wyciągnąłem się z powrotem na deskach. Ciepło. Błogo. ZENNNNN. Gdzie ja byłem? Aaaa cycki Edyty Dórniak. Krągłe cycki. Ciekawe czy są robione czy naturalne?
—-
Chciałbym powiedzieć, że się na nią nie skusiłem. Chciałbym. Ale mam słabą – silną wolę. Nie, nie poszliśmy do łóżka. Zrobiła mi loda w męskiej przebieralni w sklepie Peek and Cloppenburg w Centrum Handlowym Reduta. Nie widzieliśmy się od tego momentu.
Obawiam się też że mogłem przez przypadek uprawiać seks z jej przyjaciółką.