Mniejsze dupy 9 – finał

Blondyna rozszerzyły się ze zdziwienia oczy.

– Co?

– Jak to co? Wciągam gacie! Gówno dryfuje w moją stronę! Macham łapami w tempie Otylii. Olimpijskim! Wchodzę na deskę. Obcieram pot z czoła. Byłem na kursie kolizyjnym. Do brzegu spacerkiem. Siadam na plaży.

– I co to już koniec?
- Blondyna wydała się być nieco rozczarowana.

– O, żeby to był koniec to ja byłbym szczęśliwy –westchnąłem boleśnie do wspomnień. – Ale nie! Znowu bulgot… Kałdun mi puchnie. Deska pod pachę. Przyspieszam kroku. Pośladki zaciśnięte. Drobię jak gejsza. Lecę do domu Kury. Deskę jebłem na trawę na podwórku. Do kibla wpadam razem z drzwiami! Siadam na kiblu. Gówno leci ze mnie tak, że zginam się w pół. Wpierw twardziele, grube jak ręka niemowlaka. Później zupa grzybowa. Godzina jak nic. Wstaje zbolały. Nie mówię, że wiem co czuje kobieta gdy rodzi. Ale byłem blisko. I słuchaj teraz jest najlepsze. Kibel jest starego typu. Ze zbiornikiem na wysokości dwóch metrów żeby woda miała rozpęd. I z tzw. podstawką na gówno. Patrzę i oczom nie wierzę. Bite i szarpane cztery kilo. Jak krowa na łące.

– Masz osiągnięcia.

– No – potwierdziłem chełpliwie głową. – Podcieram dupę i spuszczam. Naciskam przycisk i co???

-????
Blondyna była ewidentnie zafascynowana historią. Byłem dla niej niczym Szecherezada połączoną z Jelonkiem Rambo.

– I to było kurwa najtragiczniejsze  – roześmiałem się do wspomnień.
Zbiornik od kibla był stary. Wiesz lata 60, żeliwny, podwieszony na dużej wysokości. Jak woda z niego leciała to ino z wizgiem!!! I woda poleciała. sruuuu!!!!!!! Prześlizgnęła się po tej tamie z gówna, zabrała ze sobą trochę i wywaliła mi to wszystko na zdjęte gacie. Całe spodnie miałem obsrane.

Blondyna najwyraźniej wyobraziła sobie sytuację, bo zaczęła dusić się ze śmiechu. I rechotać. I znowu się dławić. I płakać.

– O Jezus Maria ja nie mogę – zawyła ze śmiechu.
Cycek jest wyszedł spod ręcznika jednak bardzo obiecująco.

– I co zrobiłeś – zaczerpnęła z trudem tchu.

– Jak to co? Tego dnia zrezygnowałem z pływania na desce.
Ale jak się zważyłęm po przyjeździe to byłe, trzy kilo lżejszy.

– Gówniana historia.

– I to jak – uśmiechnąłem się do Blondyny.

– Dobra, ja idę się myć. Powiesz Chemikowi, że chce go poznać?

– Jasne – zełgałem.

– No mam nadzieję.
Blondyna zeszła z półki trzęsąc niewielkimi cyckami mniej więcej 40 centymetrów od mojej twarzy. Zatrzymała sie przed drzwiami i przez minutę obwiązywała się ręcznikiem. Tanie ale skuteczne.

– Ale wiesz Czarny – Blondyna zrobiła usta w ciup.

– No?

– Zawsze możesz spróbować umówić się ze mną przed Chemikiem.
Mówiąc te słowa

Blondyna zamknęła powoli drzwi kręcąc przy tym tyłkiem.
W sumie to się już zgrzałem – pomyślałem. – Ale posiedzę jeszcze pięć minut. Lepiej żebym na nią nie wpadł przy wyjściu. Bo gdzie ja będę na siłownię ganiał jak ją przelecę? Chyba kurwa na Pragę.
Wyciągnąłem się z powrotem na deskach. Ciepło. Błogo.
ZENNNNN.
Gdzie ja byłem? Aaaa cycki Edyty Dórniak. Krągłe cycki. Ciekawe czy są robione czy naturalne?

—-

Chciałbym powiedzieć, że się na nią nie skusiłem. Chciałbym. Ale mam słabą – silną wolę. Nie, nie poszliśmy do łóżka. Zrobiła mi loda w męskiej przebieralni w sklepie Peek and Cloppenburg w Centrum Handlowym Reduta. Nie widzieliśmy się od tego momentu.

Obawiam się też że mogłem przez przypadek uprawiać seks z jej przyjaciółką.

1272_57d8 8903_ae80

Mniejsze dupy 8 (odcinek przedostatni)

Kura wziął wtedy ze sobą deski. Znaczy się ja miałem się uczyć a Kura jako instruktor miał mnie uczyć. Czyli mieliśmy nie tylko pić jak zwykle. Dojechaliśmy – 14.02, rozbebeszyliśmy auto. Zjadłem pierogi z jagodami babci Kury. Wypiłem dużego Żywca w barze nieopodal. Popatrzyłem na cycki młodej wczasowiczki, która przyszła z rodzicami do baru zjeść rybę. Westchnąłem. Wypiłem małego Żywca.

Przyszedł Kura. Babcia ewidentnie go zmęczyła bo miał wyraz wyparcia na twarzy. Wypił dużego Żywca. Spojrzeliśmy na siebie. Nie było sensu przedłużać. Na jeziorze wiała 4. Może 5.
Kura wziął deskę i wiosło od kajaka. Wiosłem miał mnie napierdalać w celu wyrobienia odpowiednich odruchów. I postawy na wodzie. W przerwach miał nim machać aby dopłynąć na desce w moje okolice. Wziąłem najszerszą deskę od Kury. Można zresztą po tym poznać na wodzie  czym szersza deska tym kolo jest bardziej początkujący.

Wleźliśmy na wodę. Za bardzo zimno nie było. Zdziwiło mnie to.
W początkowej fazie nauki człowiek robi za boję i koncentruje się na wpadaniu do wody i wyciąganiu z niej żagla. Ja byłem po początkowej fazie ale niezbyt daleko. Potrafiłem postawić żagiel i płynąć. Bez zwrotów. Jak wiatr mocniej dmuchnął mieliło mnie i wpadałem do wody. Kura podpływał, krzyczał i napierdalał mnie deską. W sumie fantastyczna rozrywka. Pływaliśmy tak ze dwie godziny. W końcu zachciało mi się srać. Do brzegu było daleko. To i nasrałem do wody. Ot cała historia.

Spojrzałem na rozradowaną blondynę dalej kontemplującą młodzieńcze przygody z transformatorem.
– Dobra historia mi się przypomniała. Mam takiego kumplę Kurę. Jest  właścicielem agencji reklamowej – podkoloryzowałem. – W ogóle miły koleś, chociaż pedal.
– Pedał?
– Ano pedał.
– Nie lubię pedałów – wyznała bez wstydu blondyna. – Psują rynek.
– Ten jest w porządku. Kolo jest instruktorem windsurfingu, miał mnie poduczyć paru sztuczek.
– To on jest właścicielem agencji czy instruktorem windsurfingu?
– I tym i tym. To znaczy, na życie zarabia robiąc zdjęcia a pływa dla przyjemności. Cicho! Ja mówię nie? No.

Laska zamachała potakująco albo z dezaprobatą nogami. Nie interesowało mnie to. Wolałem brzmienie swojego głosu.
– Zeżarłem przed wejściem do wody pierogi z wiśniami, wypiłem małe piwko i idziemy do wody. Pływamy, pływamy Kura mnie napierdala tym wiosłem. Plecy mam czerwone. Dupę całą poobijaną. Czuję, że siniaki będę leczył jeszcze ze cztery tygodnie.
Ale stoję dzielnie na tej desce na środku jeziora.
Czuję się … No jakoś mało rześko się czuję.

I w komiksach by narysowali WTEM!!!! czuje bulgot. W żołądku. Wiesz takie totalne pierdut, które robią kichy gdy zaczyna chcieć ci się srać.
Blondyna zachichotała. Zarechotałem do wtóru.
– Myślę oho! – browar czy pierogi??
– Raczej pierogi – blondyna ciągle była błyskotliwa.
– Ja post factum obstawiam browar. Jakiś taki mało nagazowany był – wyjaśniłem. – Czuję pierwszy bulgot, czyli organizm daje mi jakieś 10 minut zanim puszcze bengala albo eksploduję gównem Tomahawk w celu. Do brzegu w pytę daleko. Dookoła zresztą same plaże a ciężko wywlec się na lad i spuścić gacie podczas gdy grono wczasowiczów będzie bić brawo i domagać się powtórki. Nie mam czterech lat i na tyle mocnej psychiki.
– Moja kumpela jak była na imprezie to z jednej strony srała na kibelku a z drugiej rzygała do miski.

– Double – double. Twarda zawodniczka. Ale ona miała chociaż kibel. Jak się na wodzie zachce komuś lać ok. Trzaskasz w gumowa piankę która masz na sobie i wszystko wypływa nogawka. Spadasz do wody, cztery ruchy rękoma i jesteś czyściutki i pachnący jak noworodek. Zesrać się w gacie jednak nie mogę. Wyglądałoby co najmniej niesymetrycznie. Wielkie zgrubienie na czarnej dupie. Wyjdę na plaże i która mi da? Gościowi, który najwyraźniej ma hemoroidy mutanty i śmierdzi gównem??
– Ja bym Ci nie dała – Blondyna znów zachichotała, dając się uwodzić memu niepowtarzalnemu poczuciu humoru.  Oppss.
– Nie dziwię się. Myślę – nic to. Wytrzymam. Płynę do brzegu. Już niedaleko. Żyły na czole mi wystają. Można policzyć spokojnie puls. Zaciskam zęby. Żagiel – 6,6 metra. Mówiąc po ludzku w chuj wielki. I ciężki. Co chwila ląduje w wodzie bo nie mogę się skoncentrować. Żeby folię z wody wyciągnąć trzeba co zrobić? No?

– ??
– Ech dziewczyno ty tylko w machaniu nogami jesteś dobra. Spiąć się trzeba. Mięśnie zacisnąć. Dla zwieraczy to tragedia. Nic to. Trzymam. Żagiel złapał trochę wiatru. Robię balet w powietrzu. Noga w górze. Druga noga w górze. Kozioł. Jebnąłem się głową o kant deski. 5.0 – wartości artystyczne. 4.8 technika. Sędzia z DDR wstrzymał się od głosu. Jestem w wodzie. Nie wytrzymam – myślę. Główkę już widać. Ściągam gacie. Łapami trzymam się deski. Właśnie mija najpiękniejsze 30 sekund mojego życia. SRAM! I wiesz co było dalej?

6027_aa75

Mniejsze dupy 7

– Może ja lepiej podleję kamienie wodą.

Zszedłem z półki, poprawiłem ręcznik. W kącie stało drewniane wiadro. W środku drewniana łyżką. Wzialem łyżkę i podlałem obficie po rozgrzanych kamieniach. W powietrze walnęła wielka chmura pary wodnej. Taka, że mi dech zaparło.

Blondyna zaczęła chichotać pod nosem.
– Co tam?
– Nie, nic.
Chichra się dalej.
– No powiedz, no.
– Nie bo mi głupio.
– Mów!!! Przecież wiesz, że teraz już ci nie odpuszczę.
– Jak byłam dzieckiem sikałam  na transformator z prądem. Wtedy też taka para leciała… I takie fajne ogniki były. Niebieskie.
– Lałaś na transformator z prądem??
– No.
– Serio?
– Serio.
– Wow.

Zarechotałem wyjątkowo szczerze. Głównie do wspomnień. Lanie na transformator wydało mi się równie zabawne jak stawianie kloca w wodzie z deski windsurfingowej.
A kloca stawiałem nie dalej jak rok temu. No, może trochę ponad rok. Wyjechałem z Kurą na Mazury. Był długi weekend majowy czyli Marks, wódka, Konstytucja, rzyganie, ja miałem 34 dni wolnego a firma inspekcję pracy na karku. – Las, piwo, zwęglona kaszanka z grilla tego mi trzeba. Trzeba odpocząć od smętnej atmosfery napiętych szturmówek – pomyślałem.

Kura pracuje jako senior copywriter  w agencji reklamowej i w ogóle jest miłym kolesiem. Pedałem o czym wiedzą wszyscy jego znajomi ale on się nie przyznaje i w sumie nikomu to nie przeszkadza. Ma 2 m wzrostu, zarośniętą klatę a w barach jest szeroki jak szafa gdańska.
Między pedałami są podobno panny i faceci. Myślę że jak Bóg ma poczucie humoru to Kura jest właśnie panną, która się nadstawia i jęczy, bo w rzeczywistości wygląda na 1000 proc. macho. Do momentu kiedy nie kładzie mi ręki na kolanie wszystko jest w porządku.

Lubię jeździć z Kurą na Mazury i robimy to przynajmniej dwa razy do roku. Jest droga – Warszawa – …. gdzie Kury starzy mają chatę, jest muzyka – US3 pierwsza płyta, bo w trakcie jazdy potrzebne jest coś speedującego, są ciemne okulary, bo tak nakazuje folklor. Każdy z daleka musi widzieć że jesteś twardym gościem a nie byle burakiem, za kierownicą Saaba rocznik 99.
Droga kojarzy mi się z amerykańskimi filmami z cyklu on the road again. Koleś rzuca wszystko: prace, klatkę dla brojlera, bony z sodexo, automat do kawy. Idzie do banku wyjmuje całą kasę jaką ma i rusza w podróż. Śpi w motelach po 20 dolców za noc gdzie rośnie grzyb na firance prysznicowej a karaluchy zapieprzają po podłodze robiąc sobie manifestację w obronie praw pracowniczych. Tak jak w Thelma and Luise albo Duets.

On podrywa kelnerkę z przydrożnego baru. Ona jest miłośniczką klasycznej poezji amerykańskiej na wyrywki cytuje Whitmana i oczywiście marzy o tym, żeby zostać modelką w Big Apple. Ewentualnie chce otworzyć sklepik z psim żarciem i wieść życie proste i nieskomplikowane, obserwując dajmy na to gwiazdy. W filmie obowiązkowo musi być scena kiedy on zadzierając łeb do góry mówi: to jest  wielki wóz. O to! Wiesz to z lewej strony.
Na co ona odpowiada: – Skąd wiesz [wstawić trzepot rzęs]?
– Studiowałem dwa semestry astronomię.
Tylko że astronomia to godziny jebania o fizyce na poziomie zaawansowanym a nie żadne patrzenie w gwiazdy. Nic to i tak jedzie się fajnie.

5364_db81

Mniejsze dupy 6

Szukamy zen. Uwaga adin, dwa, tri, cietyry…
ZENNNNN
Jestem pieprzonym kwiatem lotosu na pieprzonej tafli jeziora.
ZENNNNN
Leżę, kwitnę i się pocę.
ZENNNNN
Kątem oka widzę, że laska ma problem i chce zagadać ale coś nie może się przełamać.
Zlewam ją. Liczy się:
ZEEEENNNNN
ZEEEENNNNN

Zacząłem zastanawiać się jakie cycki ma Edyta Górniak. Ze słodkich marzeń wyrwał mnie głos blondie.
– Ten blondyn z którym gadałeś długo go znasz?
Kurwa. I po co się odzywasz kobieto? Po co zakłócasz mi błogi spokój? Why? Why? Why?
– Tak?
– Ten blondyn wiesz co z nim gadałeś? No, wiesz który. Taki wielki. Długo go znasz?

Podniosłem głowę z dech.
– A Chemik? Nie wiem, dwa lata? Widujemy się tu czasem. A co podoba Ci się?
– Lubię takich dużych gości. Nie patrz na moment dobra?
Blondyna zręcznie zrzuciła z siebie ręcznik i rozłożyła go na ławce. Jednym susem położyła się na brzuchu wystawiając krągły a przede wszystkim nagi tyłek na działanie temperatury. Spojrzała w moją stronę upewniając się, czy widziałem jej akrobacje, czy jestem w stanie przełknąć ślinę i czy mam na tyle silną wolę aby oderwać wzrok od jej pośladków.
Chciałbym powiedzieć że moja wola była dostatecznie silna.

– Wolny? – zapytałem, przełykając ślinę.
Zastanowiłem się moment czy sztanga i siłownia to wystarczający substytut kobiety na stałe. Wychodziło mi że nie bardzo.
– Nic nie mówił żeby wyrwał coś ostatnio – spróbowałem ostrożnie.
Kąciki ust drgnęły mi w uśmiechu. Pohamowałem sie z trudem. No dobrze jestem trochę złośliwy tak?!
– Choć muszę cię uprzedzić Chemik ma pewne problemy…
Zwisa mu!!! La la la Zwisa mu !!! la la la la Zwisa mu !!!! Impotent !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
– Khem ze sobą…
– Pedał?
– Nie. Ale wywiesił białą flagę na maszcie.
– Nie poszło mu z jakąś??
– Ciężko mi wypowiadać się za kogoś ale chyba ćwiczy solo. Musisz sama zbadać jego stosunek w tym zakresie.
– Zrobię mu loda i się od razu przełamie – blondyna uśmiechnęła się lubieżnie.
Szczera kobieta. Cenię takie.
– Może i tak. Może i nie. Brzmi to jednak przekonująco – dodałem pośpiesznie, co by nie urazić kobiety.
5488_970c

Mniejsze dupy 5

Azaliż powiadam wam nic nie równa się temu momentowi na siłowni, kiedy skończyłeś ostatnia serię i możesz powlec się do szatni. Powlokłem sie więc do szatni. Drżący. Zmęczony. Przekrwienie mi ustąpiło i jestem jak 12 sekund po orgazmie. Zbliżam się do mitycznego pojęcia szczęścia. Ściągnąłem przepocone ciuchy. Wrzuciłem je od razu do torby, dorzucając gratis sportowe buty. Wziąłem ręcznik i klapki. Teraz  sauna i do domu. Będę 22.30.

Umyłem się pod prysznicem. Nie jestem w końcu chamem, żeby spocony pchać się do sauny. W sumie to idiotyczne , bo zaraz i tak będę się pocił ale według savoir vivre jesteś dżentelmenem jeśli robisz określone rzeczy w określonej kolejności. Robisz kupę – myjesz ręce. Uprawiasz seks, wracasz do domu. Wchodzisz niespocony, wychodzisz spocony.
– Mam nadzieję, że skubańcy jeszcze pieca nie wyłączyli– pomyślałem markotnie.

Markotnie, bo ostatnio żeby rachunki za elektrykę niższe płacić potrafili piecyk odłączyć już o 21, tak że koło 22 było jak latem na plaży nad Baltykiem.. Zamiast 90 ledwo 50 stopni.
Obejrzałem jeszcze podejrzliwie swój brzuch w lustrze, czy przypadkiem zbyt duża ilośc steka i frytek nie odbiła się fatalnie na jego kondycji. Nie było źle więc klap, klap poczłapałem do sauny.
Chemika już dawno nie było.

W saunie siedziało za to marzenie producenta pornoli. Blond z pasemkami w różowym ręczniku. Z krwistoczerwonymi pazurami jakby rozdzierała nimi kurę gołymi łapami. Zgodnie ze schematem powinienem ją teraz wychędożyć i porzucić rozpaloną w saunie. Ale sorry rozczaruje was dupa kompletnie nie w moim typie.

Kojarzę ją od kilku miesięcy. Jak przyszła była odrobinę puchata ale za to miała warunki z przodu i tyłu. Teraz wygląda jakby trochę ją wklęsło. Jakby z D do B zjechała. Jak dla mnie gorzej. Pewnie sprzedaje żel do włosów albo przepaski na włosy.
– Dobry –powiedziałem na wejściu.

Zamknąłem drzwi. W miarę szybko aby ciepło nie uciekało.
– Cześć – odpowiedziała blondyna
Poczłapałem do ławeczki. Siadłem na dole, bo było ciepło. Jakby było zimno siadłbym na górze, bo ciepło zgodnie z pieprzonymi prawami fizyki, które usiłowała mi wbić do głowy pani Chmielowska z liceum szło do góry.
– Ciepło dzisiaj – powiedziałem z wrodzonej uprzejmości, żeby jakoś zagaić i nie wyjść na chama.

Ja w domu telewizor Sony mam
Video Sanyo, na kompakcie gram A
Nie jestem cham
Nie, nie, nie, nie jestem cham
Ja domy mam dwa i cztery auta
Nie jestem cham !

– Nagrzali. Gorąco jest – zripostowała bystro blondyna.
– Dobrze dla nas. Nie zawsze im się to zdarza. Ile jest?
Blondyna spojrzała na termometr. – Coś koło setki.
– Ostro. Ostatnio jak tu byłem to było jak latem w Łebie. (Ostatni raz latem 1992 kiedy przyjechałem do babci)

Panna zachichotała i zrobiła usta w ciup.
To część oficjalną mieliśmy już za sobą i mogłem spokojnie położyć się na dechach z fińskiego świerku. Co też zrobiłem. Starając się nie myśleć zbyt intensywnie kto pocil się w nie pięć minut wcześniej. Ale szczotką która leżała w rogu kabiny sauny bym się już nie wyszorował. Nie potrafię aż tak kastrować wyobraźni.4841_8558