Kasa (Negocjacje 4)

Siedzimy w kuchni. Podwinąłem rękawy od białej koszuli. Trę parmezan. Olga siedzi na blacie. Kiecka jej się podwinęła do góry. Marlenka na krześle. Piją białe wino.  Wyglądamy jak lemingi chwilę przed odlotem. Tylko sushi nie ma.

– Stoję przy kasie. Trzymam jajka, cukinię , bakłażana, sos pomidorowy w słoiku, oliwę, chleb pełne ziarno…

– Dwa tuziny prezerwatyw – dodała niewinnie Olga.

– Tuzin. Mam zajęty weekend. Będę dużo pisał.  Ale nie o tym. Przede mną stoi ładna blondynka z dużym, metalowym wózkiem, wiecie tym na kółkach. Taka posągowa, słowiańska, dobrze na mleku odchowana, co to uwielbiało się ją w przedszkolu za warkocze ciągnąć.

– Z cyckami?

-Prowokatorka – prychnąłem. –  A i owszem, skoro o tym wspomniałaś całkiem niezłe. Wysoka. Inaczej. W szpilach wyglądała na wysoką, duże niebieskie oczy, włosy spięte w koński ogon, dobrze ubrana, lat może 30. Raczej mniej. Tak 7 i pół na 10. Może na nawet 8. W klubie jakby było ciemno nawet na pewno 8 bo wyglądało, że ma niezłe nogi.

– Rzuciłeś na taśmę, wychędożyłeś, a po namyśle dołożyłeś kasjerkę. A później rzuciłeś czarną kartę kredytową i powiedziałeś: za resztę płacę Mastercard…

– Olga widzę, że ci Karol Strasburger dowcipy pisze. To słusznie brać wzór od najlepszych w branży. Sucharów. Za nią jest facet.  Brunet. Nie należy oceniać ludzi po wyglądzie ale morda jakaś zapyziała. Bawi się komórką. Trochę gra. Trochę siedzi na Fejsie. Buty ma brudne w każdym bądź razie.

– Nie wie jak się w sklepie zachować, brutal. W brudnych butach przyszedł? No, jak on mógł!

– Myślę, że fajki chce kupić. Albo nie wiem, maszynkę do golenia. Laska wyjmuje wszystko na taśmę a jest tego od cholery i ciut ciut. Walczy z pięć minut. Podnosi zgrzewkę wody, jakieś jogurty a później zaczyna to wszystko pakować. Piętnaście toreb co najmniej, zgrupowała to wszystko, posegregowała, nabiał do nabiału, mięso do mięsa. Rachunek coś koło 480 zł. Płaci. Zaczyna się zbierać z tym majdanem i pyta nagle tego kolesia stojącego przede mną: kochanie idziesz? To był jej mąż. I teraz powiedźcie mi co ciągnie laski do takich gości?

tumblr_mej4usx8dh1rtfpaso1_500

Pre-fuck pasta (Negocjacje 3)

Moja kumpela kiedy miała zamiar iść do łóżka z facetem, zapraszała go na obiad podając pre-fuck chicken. Był to kurczak w jakimś pleśniowym serze z tego co pamiętam. Do tego wino. Dużo wina.

A później siadali na kanapie. I już z niej nie wstawali. Zresztą jeżeli facet był kumaty to kurczaka jadł już po. Na deser? Niech będzie, że na deser.

Jest coś podniecającego w gotowaniu. Możesz jej podać łyżkę z sosem żeby spróbowała. Możesz stanąć za nią napierając na jej pośladki aby pokazać jak powinna trzeć ser. Może usiąść na blacie rozchylając uda. Możesz dolewać jej wina bez ograniczeń. W końcu gotujecie.

Czytaj dalej

Negocjacje 2

– Co robimy? – zapytała Olga.

Jakoś idea, że po – czekaj tak właśnie że po już 15 godzinach pracy pójdziemy do domu, weźmiemy prysznic i wstaniemy koło niedzielnego popołudnia nie była dostatecznie zachęcająca.

– A na co macie ochotę? – westchnąłem ciężko.

– Ja bym potańczyła – stwierdziła Olga.

– Potańczyła??? – spojrzałem na nią jak na wariatkę. – Nie miałaś dość tańca w konferencyjnej? Poza tym w tym czymś? – wskazałem na jej granatowym mundur i białą koszulę. Brakowało jej tylko M16 w ręku. Sorry miała blisko odpowiednik, czarną skórzaną teczkę.

– Pytałeś na co mam ochotę – wzruszyła ramionami.  – A poza tym wystarczy jeden guzik. Pod warunkiem, że wiesz gdzie go rozpiąć.

– Niby piątek jest – stwierdziła Marlenka ociągając się nieco.

Malenka doskonale wiedziała jak się tańczy. Jej ciało było muzyką. Jej biodra były muzyką. Jej falujące eliptycznie ręce były muzyką. Jej włosy rozwiane w dzikim szale też były muzyką.

Jeśli istnieje superuniwersalna metoda aby przekonać się jak bardzo szalona będzie kobieta w łóżku zobacz jak tańczy. Spojrzysz na jej cztery, pięć ruchów i już będziesz wiedział wszystko.

Marlenka tańczyła jak zbliżający się sztorm.

Olga inaczej. Była jak tai chi. Każdy ruch prowadził do zaplanowanego celu. Ktoś się miał za nią obejrzeć? Ooo uwierzcie – obejrzał się na pewno.

Chyba, że się mocno wstawiła. Wtedy puszczały jej hamulce. Widziałem to raz. Myślę, że wypowiem się za wszystkich panów, którzy tego dnia byli o czwartej nad ranem w pewnym już nieistniejącym warszawskim klubie. Tak, wszyscy jak leci mieliśmy erekcję.

– To gdzie idziemy?

– Jak to gdzie? Do Klubo – zaproponowała Marlenka. – Chociaż Ty Czarny to już powinieneś chyba zacząć do Dekady chodzić albo Eve.

– Nigdzie nie idę dopóki czegoś nie zjem – warknąłem.

– Warszawskiego kebaba? – zaproponowała uprzejmie Marlenka.

– Mam zasady. Unikam kobiet z różową szminką. Nie kupuję ciuchów w pierwszej cenie. Nie jem niczego co jest z mielonego drobiu, brudzi rękawy i buty – odszczęknąłem

9317_2561

 

Negocjacje

Zaległem na kanapie. Była skórzana i miękka. Idealna na to aby się do niej przytulić i zasnąć. Krawat miałem w kieszeni marynarki. Białą koszulę wyjętą ze spodni a u góry odpięte dwa pierwsze guziki.

Buty mnie piły. Oczy miałem jak podbite. Czułem się jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł a później przywiązał jeszcze za nogę i powlókł po tłuczonym szkle.

Zresztą mniej więcej odpowiadało to rzeczywistości.

Były negocjacje. My, inna kancelaria i klienci.  Coś jak pożar w burdelu tylko wszyscy są ubrani w garnitury i garsonki.

Raz prawniczka drugiej strony tłumacząc mi jak rozumie podatkową odpowiedzialność za skutki umowy kupna pewnej firmy weszła ze mną do kibla. I nie po to aby w zaciszu kabiny dać zdjąć sobie majtki. Wycofała się dopiero gdy ręką pokazałem na pisuar.

Negocjacje mają swoje prawa.

Marlenka usiadła po mojej lewej stronie. Olga po prawej.

Zapadłem się na kanapie. Pochłonęła mnie. Wessała.

– Zmęczony jestem – jęknąłem.

– To tylko 14 godzin – nie marudź – odpysknęła  Olga.

Ona dla odmiany wyglądała jakby właśnie wyszła ze spa gdzie przystojny brunet przez dwie godziny ugniatał jej plecy i pośladki a następnie rozkosznie przedrzemała przez godzinę w trakcie robienia dajmy na to peelingu kawitacyjnego.

Po jej oczach jednak też było widać zmęczenie.  Ale i tak kobiety są silniejsze.

Marlenka? Marlenka po prostu położyła się na kanapie i wyciągnęła nogi kładąc na moich kolanach. Wyglądała jak kot, który znalazł kaloryfer i może wreszcie zasnąć.

– Zaczynasz się kończyć po prostu – stwierdziła autorytatywnie Olga. – Dawniej byłeś w stanie siedzieć tam i 20 godzin.

– Jakie kończyć? Ja się jeszcze nie zacząłem – jęknąłem po raz drugi.

– Chcecie kawy? – zapytała Marlenka. – To mi też przynieście!!

– Nie, już nie mogę. Wypiłem dziś chyba z osiem. Wódki? – zapytałem z nadzieją.

– Nie ma. JO z Marianem wczoraj wychlali.

Sięgnąłem z trudem do kieszeni marynarki.

– Mam jeszcze czekoladę – zaproponowałem. – Chętne?

– Nie, dzięki – stwierdziła Marlenka. – Jeszcze mi znowu w cycki pójdzie.

– Daj kawałek – Olga ułamała sobie mniej więcej jedną czwartą tabliczki gorzkiego Rittera i zaczęła jeść kostka po kostce z regularnością niemieckiego karabinu maszynowego.

Do sali wszedł na moment Krzysztof. Spojrzał na nas na kanapie, poczerwieniał i się cofnął.

– Tak jesteśmy jedną wielką dysfunkcyjną rodziną – stwierdziła Olga. Po czym wsadziła mi rękę do kieszeni i wyjęła resztę czekolady.

2326_5475

CDN

Spóźnienie

– Wyobraź sobie, że ten BARAN – Olga zaakcentowała bardzo silnie słowo baran. – Że ten baran umówił się ze mną na 20 – tą. Trzy razy go pytałam  czy zdąży i czy mu nic nie wyskoczy? Jasne, zdążę nie ma sprawy – Olga wczuła się w głos pewnego wysokiego chirurga, lat 38.  I co?

– Spóźnił się – pokiwała głową Marlenka.

– Spóźnił się 45 minut!!!! Czekałam jak idiotka przy kinie.

– A co zmarzłaś? – zapytałem.

– W centrum handlowym? – Olga spojrzała na mnie jak na idiotę.

– To o co chodzi? Nie mogłaś pójść dajmy na to na zakupy??? – wzruszyłem ramionami.

– Chodzi o zasady młotku! – prychnęła wściekła Olga. – O brak szacunku chodzi. Czy wiesz – to już było do Marlenki – że on nawet do mnie nie zadzwonił, że się spóźni? To jest naprawdę takie trudne wyjąć telefon i wycisnąć numer??? Albo chociaż wysłać smsa?

– I co Ci powiedział??

– JAK TO CO? A CO TE BARANY MÓWIĄ ZAZWYCZAJ???

– Że nie miał czasu, bo był w pracy – zasuflowała Marlenka.

– Właśnie! Jakby to było jakiekolwiek logiczne usprawiedliwienie!!!! Pięć razy z nim na ten temat rozmawiałem. I co mi odpowiadał? Jasne! Nie ma problemu! Oczywiście będę dzwonił!!! I jeszcze mi strzelił focha, że ja nie rozumiem jego pracy kurwa mać!! Ja nie rozumiem jego pracy???A ja to co niby nie pracuję? Ja mogłam się zerwać na 20 – tą a on bidulek już nie?

– Oczywiście, że to wasza wina.

– Nasza????!!!! – Marlenka z Olga spojrzały na mnie groźnie.

– Oczywiście, że wasza. Wymusiłaś na nim deklarację, o której wiedziałaś że nie ma szansy jej dotrzymać! – wskazałem oskarżycielsko na Olgę. – On o tym wiedział i ty o tym wiedziałaś!

– Nie składa się obietnic bez pokrycia mój drogi – oczy Olgi zapłonęły na fioletowo.

– Och, jestem głęboko przekonany, że mając do wyboru godzinną „rozmowę” na ten temat  to by się zgodził nawet na depilację gorącym woskiem – stwierdziłem szyderczo.

– Kiedy wy się do nędzy nauczycie, że nie robi się takich rzeczy????

– Ech, to akurat łatwe – machnąłem ręką.

– Tak? – Olga z Marlenką nachyliły się nade mną ze skupieniem.

– No w tym samym momencie kiedy wy nauczycie się mówić przepraszam.

??????????????