Starsi są twardsi

Nie wiem czy wam mówiłem ale wuj Olgi jest Belgiem. Ma 55 lat. A może 56 – w sumie nieistotne. Na początku sierpnia poszedł przejść się w marszu na 100 km. Po co faceci to robią? To jasne jak reklama Viagry- chcą sobie udowodnić że są mężczyznami.

Marsz nazywa się  „Dodentocht”. Czyli marsz martwych. Bardzo zachęcająca nazwa.  Jest organizowany od ponad 40 lat. Trzy lata temu facet padł 300 metrów przed metą. Dostał zawału serca. Wcześniej przeszedł go pięć razy.

Wujek postanowił udowodnić sobie, że może. I że jest twardy. Ponoć aby przejść cały marsz w czasie poniżej 20 godzin  wystarczy robić sobie przechadzki – ot tak 50 km w tygodniu.   Później decyduje tylko i wyłącznie głowa. Idziesz i walczysz sam z sobą. Metr za metrem. Zostawiając krwawe ślady na chodniku.

Na 40 km o 4 nad ranem wchodzisz na teren browaru Duvel w Breendonk, (znaczy się sponsor nr. 1) gdzie możesz dostać piwo za darmo.  Później na 50 km jest browar Palm w Steenhuffel (znaczy się sponsor nr 2).

Znów browar za darmo. Kiedy wujek Olgi wkroczył na teren piwo piły jednak może ze trzy osoby, Za to przy darmowej wodzie było ich zatrzęsienie. Belgowie jhak widać nie mają presji obalenia darmowego browara. W Polsce byłoby wiele osób, które wystartowałyby w czymś takim żeby tylko wypić piwo za darmo.

Jeśli chodzi o czynności fizjologiczne w sensie lanie w trakcie chodzenia nie ma problemu. Gorzej z twardszym towarem. Jeśli kucniesz możesz już nie wstać.

Tak mniej więcej od połowy wujek Olgi zastanawiał się czy zmienić skarpetki. To znaczy miał tak zdarte stopy, że obawiał się, ze zdejmie je razem ze skórą. Tak szedł jeszcze dychę i zastanawiał się zaryzykować czy nie.

Zdjął.

I się zdziwił bo nogi wyglądały jakby spędził noc sylwestrową tańcząc w za ciasnych szpilkach na 12 cm obcasie. Całe krwawe z popękanymi odciskami wielkości pięści.

Założył nowe skarpety, włożył buty i jęknął przy tym drugi raz. I poszedł dalej.

Jego syn oraz kumpel syna padli na 50 km – mimo, że byli lepiej przygotowani. Młodsi faceci są jak widać słabsi psychicznie niż ich ojcowie i wujkowie, choć mają lepsze dżinsy i żel do włosów. Nie mają motywacji. Jeśli o coś trzeba walczyć poddają się, wychodząc z założenia, że przecież zawsze można wgrać save’a i zacząć grać od początku.

Wujek źle wyliczył odległość. Wydawało mu się, że zostało mu tylko 50 metrów do końca, a w rzeczywistości było 300. Gdy wyłonił się zza zakrętu i zobaczył ile jest w rzeczywistości przeżył największe załamanie. Chciał paść na ziemię tuż przed metą.

Ale nie padł. Szedł dalej.

Gdy doszedł na miejsce poczuł, że jest Bogiem. Przez dwa dni co prawda nie mógł chodzić i zasypiał w każdym miejscu w którym siedział dłużej niż 30 sekund ale było warto.

Najbardziej jednak spodobał mu się przypadek pewnego uczestnika przed 80 tką, który skończył marsz, spojrzał na zegarek stwierdził że na pociąg do domu to jeszcze musi poczekać kilka godzin  więc idzie tam na piechotę.

60 km.

Bum tada es!

2281_6df4_500