Ależ to jest piękna imba.
Na Spotted Albatros napisał:
„Z narzeczoną planujemy ślub w przyszłym roku, ale coraz częściej łapię się na myśli, że może to nie jest dobry pomysł. Wczorajsza kłótnia tylko dolała oliwy do ognia – pierwszy raz naprawdę pomyślałem o zerwaniu zaręczyn.
Pracuję jako programista, dobrze zarabiam. Moi rodzice są już starsi, mają niskie emerytury i nie są w stanie dorabiać. Dlatego co miesiąc przesyłam im trochę pieniędzy – zazwyczaj ok. 500 zł, czasem więcej, np. 4000 zł na opał przed zimą. Nie są to żadne fanaberie, tylko podstawowe potrzeby.
Kiedy narzeczona się o tym dowiedziała, uznała, że „to nie mój problem” i że nie powinienem im pomagać.
Szczerze? Nie rozumiem tego podejścia. Mam własne mieszkanie, samochód, sporo odkładam, nie brakuje mi niczego.
Skoro mogę ulżyć rodzicom, czemu miałbym tego nie robić?
Najbardziej boli mnie jednak to, że ona próbuje rozporządzać moimi pieniędzmi. Potrafi zaproponować wakacje po kilka tysięcy za osobę, kupuje drinki po 30 zł, ale jak ja wysyłam pieniądze rodzicom – to nagle dramat.
Czy naprawdę żyjemy w czasach, gdy łatwiej wydać 400 zł na kolację w restauracji, niż pomóc własnym rodzicom kupić lepsze jedzenie?
Nie czuję, żeby mi czegokolwiek brakowało. Wręcz przeciwnie – czuję się źle, gdy wiem, że oni liczą każdą złotówkę. A teraz zaczynam mieć wrażenie, że narzeczona staje się coraz bardziej roszczeniowa. We wrześniu wydaliśmy razem około 2000 zł tylko na wyjścia, więc to nie tak, że oszczędzam na niej, żeby wspierać rodziców.
Ale widzę, że w jej oczach pieniądze, które zarabiam, to już „nasze” pieniądze – i chyba chciałaby mieć nad nimi kontrolę. Nie wiem, czy to ja przesadzam, czy ona.
Ale pierwszy raz od dawna naprawdę zastanawiam się, czy ten związek ma sens.”
Czytaj dalej
