Kobiety same sobie szkodzą. I zaraz Ci to udowodnię 

Piszę ten tekst, bo się wkurwiłem i zawachlowałem uszami. 

Czytam wywiad z pisarką Agnieszką Szpilą. Zaczyna się nieźle: „uważam, że biały heteronormatywny ochrzczony Polak szkodzi planecie”. Innymi słowy, to o mnie. Co prawda jestem agnostykiem, ale nie bawmy się w drobiazgi. W to, że nie miałem tutaj większego wyboru też nie. Jak dla mnie mógłbym się urodzić na Jamajce. 

Szpila dwa:

„W dzisiejszych czasach, w tym konkretnym kraju, bycie mężczyzną to jednak obciachowe zajęcie.”

Oraz moje ulubione: 

Szpila trzy: „Do seksu też was coraz mniej potrzebujemy, to i na orgię podczas sabatu się nie załapiecie.”

Co zamiast seksu z kobietami/mężczyznami? Pieprzenie z kaktusami. Przepraszam, tego w wywiadzie nie było, ale o to chodzi. Bo Szpila cztery: „Na świecie ekoseksualność nie jest niczym nowym, to tylko u nas taki wielki skandal i oburzenie. Annie Sprinkle i jej towarzyszka oraz wiele innych osób na świecie uprawiają seks z roślinami i nazywają się osobami ekoseksualnymi.” 

Tak, pani Annie Sprinkle istnieje, ma doktorat, poślubiła ziemię i ziemia jest jej kochanką/iem. 

A ekoseksualność to nowy gender. 

Szpila razi jednak naiwnością, powiedziałbym grubiej, ale się ugryzę w swoją heteronormatywną dupę. 

Oto i wspomniany wywiad. Screenshot wyborcza.pl
Czytaj dalej

Nadeszła nowa cenzura. Nie możesz czytać czego chcesz, ani śmiać się z czego chcesz

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, jeszcze nawet hen przed tym, kiedy Maffashion i Jessica Mercedes były młode i dopiero zaczynały karierę, największą gwiazdą internetu był bloger Kominek. 

Kominek jaki był, każdy widział. 

Raz pisał: „Jeśli mężczyzna zaczyna się od metra osiemdziesiąt… to kobieta kończy się na 60 kg. A także na trzydziestym roku życia, włosach ściętych na chłopaka, żółtych zębach i glanach.” Innym razem: „Nigdy nie zakochuj się w kobiecie, która na pierwszej randce daje ci dupy”, bądź: „bijcie dzieci. Wyjdzie im to na dobre. Gdyby nie stosowano na mnie kar, to ja bym wyrósł na jeszcze większego idiotę niż jestem teraz.” I radził: „co trzeba zrobić, żeby zerżnąć dziewczynę w tyłek…„. No z dzisiejszej perspektywy to nudy, przyznajcie. Na Tik-Toku lecą w co drugim filmiku obecnie mocniejsze tematy.  

Kominek mimo swoich „kontrowersji” był pieszczochem reklamodawców. Kroił przez moment największą kasę w sieci. Burger King dał mu na przykład 100 koła żeby się przejechał do Stanów, inni reklamodawcy czekali w pozie ‘aportuj’. Jeszcze początkujące blogerki modowe wdzięczyły się na jego widok, mrugając rzęsami, a wschodzące i wówczas aktualne gwiazdy internetu przybijały z nim piątki. 

Tylko ja nieco zbijałem z Kominka bekę uważając, że jako bloger lifestylowy nie powinien trzymać whisky w lodówce. 

Nevermind.  

Dwa lata temu Kominek został wypieprzony z hukiem z listy prelegentów drugoligowej branżowej konferencji. Otóż, kilka pań napisało list, w którym zarzuciły Kominkowi, że pisał – uwaga, to będzie dobre –  „z pozycji przywileju i władzy”. Jego słowa były „wtórnie wiktymizujące ofiary przemocy domowej”, popularyzował kulturę gwałtu, „utrwalając maczyzm i mizoginię.” I jeszcze jedno: „Jest jawnym beneficjentem opresyjnych klisz kulturowych, które sam przez lata utrwala.” 

Tu pozwoliłem sobie na wyraźne parsknięcie. 

Kominek był noszony na rękach i hołubiony dopóki był silny i miał zasięgi. Ale nic tak szybko w internecie się nie kończy, jak sława. Kominek zwyczajnie więc padł, bo był już słaby. I zaraz to wyjaśnię. 

Czytaj dalej

Oto fragment mojej nowej powieści, gdzie główny bohater budzi się w tajemniczych i podejrzanych okolicznościach

W niedzielę obudziłem się z potwornym kacem. Jak zwykle usiłując odtworzyć wydarzenia poprzedniej nocy.

Byliśmy na basenie. Później w saunie.

Następnie poszliśmy do Między Bułkami, gdzie zjadłem burgera z
jalapeño. Do tego było jakieś piwo. Następnie Dom Whisky, gdzie piłem Negroni i patrzyłem na kociaki, których było tutaj naprawdę dużo. Patrzeć jeszcze lubiłem. Wieczór skończyliśmy na koniaku w Bristolu.

Teraz jednak coś mi nie grało.

Raz – bolał mnie penis. Dwa – tyłek. I to nie pośladki. Bolała mnie jego centralna cześć. W sensie odbyt. Szczerze mówiąc, to piekł jak cholera.

CO JA ROBIŁEM DO NĘDZY WCZORAJ WIECZOREM I CZY KTOŚ POSUWAŁ MNIE W TYŁEK???

(Jeśli budzisz się rano z prezerwatywą w tyłku po spotkaniu z kolegami, to znaczy, że już nie masz kolegów).

Czytaj dalej