W pisaniu nie chodzi o pieniądze. Oczywiście pieniądze są w porządku. Z chęcią za pieniądze zarobione na książkach wymieniłbym sobie furę na coś lepszego. Ale powiedzmy sobie szczerze – to dodatek.
W pisaniu chodzi bowiem o sławę, popularność, tani fejm, chodzi o to że widzisz na ulicy, w autobusie kogoś kto czyta coś co urodziło się w Twojej głowie a nie o prozaiczną kaszankę. Chodzi o mentalny onanizm, kiedy otwierasz laptopa i kiedy opowiadasz znajomym nad czym właśnie pracujesz. Chodzi o moment, kiedy wchodzisz do księgarni i widzisz jak stoisz na półce (swoją drogą ostatnio mnie mocno z Empiku wymiotło szanowni czytelnicy jeśli pracujecie w tym miejscu – popracujcie nad tym, ogłaszam nową ogólnokrajową akcję, przestaw w księgarni Czarnego na bardziej widoczne miejsce, dziękuję za uwagę).
Co nie oznacza owszem, że pieniędzy tutaj nie ma. W rankingu Forbesa – najlepiej zarabiających autorów roku 2013 na pierwszym miejscu jest pani E.L. James – nędzne 95 mln dolarów (tyle to nawet Brad Pitt za trzy filmy nie bierze).