Był koniec lutego, kiedy obudziłem się w środku nocy. Nie mogłem oddychać. Czułem jakby ktoś chwycił mnie za gardło i z małpią złośliwością zaciskał na nim palce. Wstałem i przez pół nocy siedziałem na kanapie, łapiąc z trudem oddech. Chyba masz zapalenie oskrzeli chłopaku, pomyślałem. 

Przez kilka dni oddychałem jak bułgarski opiekacz. Nie miałem siły. Czułem się rozbity. Pracowałem z domu. Pięć dni później poszedłem na siłownię. Coś tam jeszcze szmerało po płucach, ale dawało się z tym wytrzymać. Tydzień później siedziałem w samolocie do Portugalii. Wróciłem już zdrowy. Inne powietrze mi pomogło. 

Może to było zapalenie oskrzeli. Może to była grypa. A może słowo na k. Nie wiem. Przekonam się pewnie za kilka miesięcy, kiedy będzie wiadomo czy mam przeciwciała. 

 Czy teraz bym zrobił coś inaczej? Tak. Tyle, że ocenianie przeszłości z punktu widzenia teraźniejszości nie zawsze ma sens. Zawsze jesteśmy strasznie mądrzy już po. Zawsze  jesteśmy strasznie głupi przed.

Dzień Świstaka

Pamiętacie to powiedzenie: „wszędzie dobrze ale w domu najlepiej?” No, to tak jakby straciło obecnie na znaczeniu, nieprawdaż?

To tak, jak ze stałym związkiem albo małżeństwem. Na początku jest boom, emocje, pewna ekscytacja i pieprzenie na wszystkich meblach. Każdy dzień niesie coś nowego. A później zaczyna się codzienność. 

Teraz też ona się zaczęła. 

Całe to życie w kwarantannie, które potrwa najmarniej do końca kwietnia sprawia, że po raz pierwszy od dawna zadaję sobie pytanie: jak, do nędzy, wytrzymać z sobą samym?Czuję się jak pingwin na wrotkach, na pustyni, startujący w nowym sezonie “Tańca z Gwiazdami”, do pary z Julią Wieniawą albo Wiktorią Gąsiewską. Czyli – jakby ktoś jeszcze nie zauważył – nie na miejscu.

Śnię koszmarne, plastyczne historie. 

Piję więcej. Nie tylko ja. Kumpel, mecenas, stwierdził niedawno ponuro, że popada w alkoholizm, bo w weekend zrobił w ramach long baru 1.5 litra whisky. To już waga ciężka. Ja stanowczo musza, ale alkohol zmienił funkcję.

Z rozrywkowej na zagłuszającą. 

Czuję jakbym wpadł w niekończący się mroczny tunel z pracą. Bez żadnych przerw. Coś mnie wessało i nie puszcza. A nie pracuję wcale więcej.

Kiedy kończy się praca, zaczyna się film albo serial. 

Dzień Świstaka. 

Każdy jest dokładnie taki sam. 

To efekt tego, że skończyły się wszelkiego rodzaju ubarwienia rzeczywistości. Kino, wódka z kumplami, wypady na siłownię, do teatru (tak dla niepoznaki) i na basen. Nagle nic. Nie ma resetu. Pustka, jak do niedawna na dziale ze środkami do dezynfekcji, albo na półce z drożdżami. 

Kilka osób się pociesza, że przynajmniej teraz wyszło na jaw, że instagrameki są kompletnymi idiotkami, od siebie dając jedynie reklamy i wyreżyserowane, wyfotoszopowane kawałki życia prywatnego (na to aksamitna pianka z filiżanki pumpkin soya latte decaf) .

Jak u nastolatki na Spring Break w Stanach, która odmawiając opuszczenia plaży mamrotała do kamery „If I get Corona, I get Corona. But I’ll die partying”!

No, jak dla mnie, to nie jest to teza specjalnie świeża. Prawdziwy świat zawsze jest i będzie luksusem. W końcu większość ludzi maski nosi od lat. Teraz doszła po prostu druga.

Ale na serio. 

Nie ma co ściemniać. Możesz to być ty, mogę to być ja. W każdego to trafi. Na różne sposoby. Zakazi się ok. 60 proc. z nas. Cała gra toczy się o to, aby to nie nastąpiło w tym samym  momencie, bo wtedy zesra się cała nasza służba zdrowia, którą przez lata wszyscy mieli w dupie. 

Część z nas umrze. I to nie jest statystyka, nie są to procenty, tylko ludzie, których będzie brakowało ich przyjaciołom i ich rodzinie. W każde ich urodziny i w każde święta. 

Gospodarka się wali, ludzie seriami dostają wypowiedzenia z roboty, a głos tej drugiej osoby, która jest obok ciebie nie wydaje ci się już tak słowiczy. Związki się będą sypać. Ludzie będą bez kasy, już wpadają w depresję.

 Jak to ujął TS Eliot: „i tak się kończy świat. Nie hukiem ale skomleniem”. 

W głowie rodzi się bunt

Powtarzam sobie: nie utknąłeś w domu. Jesteś tu bezpieczny.

Powtarzam sobie: masz dobry widok z okna, a dres to wygodny strój. Motyl też nie byłby motylem, gdyby nie izolacja, nie? 

Powtarzam: zobaczyłeś mnóstwo ciekawych miejsc na świecie. Masz co wspominać. Otwórz zdjęcia, których nigdy nie oglądałeś. 

Powtarzam sobie: pandemie przychodzą i odchodzą, a później o nich zapominamy.

W 1971 roku w Polsce szalała grypa z Hongkongu. Zachorowało ponad 6 mln osób. Zmarło prawie 6 tys. Kto dziś o tym pamięta? 

Powtarzam sobie: stary, w ostatnich latach świat przeszedł przez potężny kryzys finansowy, zamachy terrorystyczne, kilka wojen, ludzie ciągle umierają z głodu, w kopalniach w kongijskiej Katandze dzieci wydobywają kobalt, po to, aby w Europie i USA można było jeździć elektrycznymi samochodami, a ty nagle odkrywasz, że jest chujowo, bo nie możesz się wódki w knajpie napić. Weź się stuknij rondlem w łeb. Najlepiej z rozbiegu. 

Powtarzam sobie: moje pewne rytuały się skończyły, nie zdążyłem jeszcze wyrobić tych nowych, które polubię. Po prostu pobudka 7.30, dużo pracuję, dużo spaceruję a w międzyczasie robię pompki i podciągam się na stole. I kiedy z tym wszystkim osiągam jakąś rutynę, wówczas wychodzi jakiś polityk i mówi “Potrzymaj mi piwo, zaraz zobaczysz”. 

I następuje kolejne pierdolnięcie. 

Szczyt epidemii miał być w kwietniu. Później w maju. Teraz mówią nam o wakacjach. Maseczki najpierw były nieskuteczne. Teraz mamy je nosić cały rok. Albo i dłużej, do szczepionki.

Dawniej czułem ulgę kiedy zdejmowałem po całym dniu pracy buty. Teraz jeszcze większą ulgę czuję jak w domu zdejmuję maseczkę. 

Być może za jakiś czas okaże się, że panikowaliśmy. Że to, co robiliśmy było całkiem nieadekwatne. Ale teraz tego nie wiemy. Mądrzy będziemy za chwilę, gdy to się skończy. Ludzie są tym wszystkim zmęczeni. Ludzie są wkurwieni. I nie rozumieją dlaczego.

 A ja się zastanawiam jak wytłumaczyć swojemu bezrobotnemu kumplowi, że powinien się cieszyć bo może wyjść do lasu. Tyle, że ja wiem i on wie, że jak nie masz pracy, a na głowie ratę kredytu za mieszkanie, to masz w dupie drzewa i rozkoszne łapki wiewiórek.

Liście nie zapłacą ci rachunków.

Dziki nie skoczą do Biedry i nie przyniosą ci żarcia. Po prostu potrzebujesz nowej roboty.

Naszym życiem kierują pory roku

Moja babka Lodzia, przed drugą wojną światową wiodła bardzo dostatnie życie. Miała z dziadkiem Mańkiem piękne mieszkanie na warszawskiej ulicy Długiej. Mieli auto. Chodzili nawet do kawiarni, a wtedy nie każdy chodził do kawiarni. Fą, fą, fą. 

A później wybuchła II wojna światowa i zabrała im wszystko. Krewni umierali. Lodzia i Maniek głodowali, uciekając po Powstaniu Warszawskim z miasta. 

Kiedy babka jeszcze żyła, zapytałem ją, czy nie żałuje tego wszystkiego, co przepadło. Domu, samochodu, dostatniego życia. Świata. Bo później było przecież dużo gorzej. Dużo biedniej.

Machnęła tylko ręką i powiedziała: “I tak fajnie było. Byłam młoda, nic mnie nie bolało. Dopóki człowiek nie jest chory, to nie ma na co narzekać. Rzeczy przychodzą i odchodzą. Trzeba się nimi cieszyć kiedy są. Przyjaciół tylko szkoda. Szkoda, że tak mało spędziliśmy razem czasu.”

Ona przeżyła. Oni nie.

annie-spratt-g9Ap6zpNvzY-unsplash
Wszystko mamy tylko przez chwilę bo jesteśmy tu na chwilę.

Czasami wydaje nam się, że wszystko w życiu się posypało. Miłość życia odeszła, bo byliśmy zbyt głupi. Kasy brak, czasu brak, dupa rośnie, możesz tylko leżeć przed tv i mieć za złe. I nagle rok później okazuje się, że jednak wszystko zaczyna się układać. Pojawia się ktoś nowy. Pojawia się praca. 

Bo naszym życiem kierują pory roku. Jest jesień i zima, ale też po zimie zawsze nadchodzi wiosna. Tak jest zorganizowany świat. 

Epidemie pojawiają się i same wygasają. Do XIX w. na żadną z chorób zakaźnych nie było skutecznego lekarstwa. Nie było żadnego grona ekspertów, nie było laboratoriów naukowych, co najwyżej lokalna wiedźma zamieszała parę razy chochlą w garnku. 

Epidemia była karą za grzechy. A później przechodziła. Czasami przez pewne rzeczy trzeba właśnie przejść. Mimo strachu. Mimo apatii. Mimo zmęczenia. Rany nie zagoją się z dnia na dzień. Niektóre są głębokie. Ale pewnego dnia zamiast nich pojawiają się blizny. 

Zaczynamy wracać do normalności

Gdzieś w czerwcu będzie można pójść do fryzjera. Gdzieś w czerwcu będzie można pójść do restauracji. Może jeszcze w tym samym miesiącu można będzie iść na siłownię, albo do kina czy teatru. 

Że to mało? Tak, mało. Ale będą truskawki. Będzie słońce. Ba, może gdzieś za rok będę mógł wsiąść w samolot. Owszem, świat będzie trochę inny. 

 Rozpoznawanie twarzy przez telefon, jakby stało się na moment towarem niezbyt pierwszej potrzeby. Będziemy miesiącami chodzić w maskach. Trochę jak muzułmanki, które na twarzy mają nikab, tak, że widać tylko oczy. Kobieta nie będzie mogła uśmiechnąć się do mężczyzny, a mężczyzna do kobiety. To znaczy może, ale i tak nie będzie tego widać. Cóż, może po prostu będziemy do siebie mrugać. Prognozuję wielką popularność wszelkiego rodzaju kosmetyków do oczu. 

Poza tym dekolty i minispódniczki zawsze działają. 

 Zastanawiam się jednak, czy będziemy chcieli się socjalizować? Czy będziemy chcieli się znowu poznawać? Czy będziemy chcieli siedzieć na mieście długo w ciepłą noc?

Czy raczej będziemy się bać siebie nawzajem? Czy będziemy omijać ludzi jak zarazę, skoro przez ostatnie tygodnie cały świat uczy nas, że trzeba trzymać się z daleka od siebie? 

Myślę, że nie. Na koniec każdy człowiek tęskni za dotykiem. 

Obyśmy zdrowi byli. Teraz naszym jedynym celem jest przeżyć. 

jorge-salvador-vVINLKZtGOI-unsplash
Siedzisz w domu  i cały czas kasa wpływa ci na konto? Doceń. Setki tysięcy osób przestały mieć ten komfort

 

 

18 uwag do wpisu ““Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej” jakby straciło na aktualności, co?

  1. Według mnie przeżyć to za mało. Życie nastawione tylko na przetrwanie jest pozbawione sensu. Jak dla mnie okres pandemii jest cennym doświadczeniem, który warto docenić, niezależnie od tego jak będzie trudno. To wcale nie musi być zły czas, tylko trzeba to dobrze wykorzystać.

    Polubienie

    1. Życie generalnie pozbawione jest sensu, nawet jeśli nastawione jest wyłącznie na gimnastykę artystyczną. Na szczęście o tym nie mówi się głośno ani w TV, ani w mediach społecznościowych, nie prezentuje słupków pokazujących poziom absurdu i nie zamyka lasów z tego powodu. To wywołałoby szok u abonentów i użytkowników dużo większy niż modna obecnie choroba.
      Jesteśmy wściekli na wirusa, że się tak bezczelnie rozmnaża, a my jesteśmy dokładnie tym samym, przetrwanie i prokreacja to nasze główne zadania (całe szczęście to drugie jest przyjemne). Co z tego, że ktoś w tzw. międzyczasie napisze kilka wierszy? Jakie to ma znaczenie? Ładnie o tym śpiewa Lubomski w piosence „Żeby”. Można sobie szukać pretekstów do istnienia, czasoumilaczy, ale w ogólnym rozrachunku, to i tak niczego nie zmienia.

      Polubienie

      1. Prawda. Dlatego życie ma sens taki, jaki sam mu nadasz. Czy to będzie uprawianie „gimnastyki artystycznej”, pisanie poezji, budowanie imperium finansowego, wieczna sława – sam decydujesz.

        Polubienie

        1. „Życie to stek bzdur” i żadne kompulsywne sklejanie modeli samolotów tego nie zmieni, nawet jeśli głęboko w to uwierzysz. Oczywiście, to może uczynić życie przyjemniejszym, ale w ogólnym rozrachunku, o czym wspomniałam wcześniej, to jest mało istotne. Jesteśmy tu po to, żeby przekazywać geny. Reszta to tylko zasłona dymna, nasze projekcje i chęć znaczenia coś więcej. A to i tak wszystko po to, by uczynić seks jeszcze bardziej wyrafinowanym zajęciem. Albo robimy coś, co mocno podbudowuje nasze ego, albo robimy to samo i czekamy, aż ktoś zechce nas dostrzec i tym samym podbudować nasze ego. To wszystko czyni nas lepszymi kochankami. Tylko tyle, nic ponad. Tym tylko jesteśmy.
          P.S. Jestem kobietą, (dlatego tak chętnie rzygam czcionką do Ciebie, inaczej już dawno zabrakłoby mi weny)

          Polubienie

  2. Dzizas ludziska! Artykul jeszcze OK ale Wasze komentarze…nic tylko podciac sobie zyly w goracej kapieli. Nie mowie ze tak bedzie, ale jest przeciez calkiem mozliwe ze chociaz jedna, a moze nawet kilka z ponizszych rzeczy sie wydazy:
    Ludzie przewartosciuja troche swoje priorytety i wycieczka z przyjaciolmi lub rodzina w Bieszczady bedzie wazniejsza od kolejnego plastikowego bibelotu czy duzego TV;
    Tak zatesknimy za bliskoscia innych osob, ze znow zaczniemy sie zauwazac i mniej czasu spedzac z oczami spuszczonymi do wysokosci smarfona;
    Natura i jej ochrona stanie sie wazniejsza od Produktu Swiatowego Brutto;
    Aktorzy, celebryci, instagwiazdki i pilkarze przejrza na oczy. Zauwaza ze nie sa najwazniejszymi obywatelami Ziemi i zarzadaja natychmiastowej obnizki swoich wynagrodzen w celu przekazania zaoszczedzonej kasy dla tych, dzieki ktorym ten swiat sie powoli jednak jeszcze kreci, dajmy na to pielegniarkom;
    Anglicy naucza sie wreszcie chodzic jedna, konkretna strona chodnika, lewa lub prawa, obojetnie do kurki nedzy. To ostatnie to moj tylko taki prywatny pet peeve.
    Ja trzymam kciuki za wybor innego symbol sukcesu niz GDP.

    Polubienie

  3. Bardzo emocjonalny rzekłabym wpis jak na Ciebie…jakbyś się nawet wzruszył czy cuś.. zwykle puenta była taka z jajem, a teraz jest taka, hmm, wręcz ludzko-przyswajalna.. Czyżby mocna psychika zaczęła dostawać porządnie w kość?Dziwię się, że moja „doleczona” w zeszłym roku depresja jak na razie nie powiedziała mi znowu „cześć”- nie to, żebym chciała, ale prawdą w tym momencie będzie jednak stwierdzenie że co Cię nie zabije (koleżanka-Depresja) to Cię wzmocni..
    ściskam wszystkim gorąco!
    K.

    Polubienie

  4. Fragment z życia Twojej Babci i to co powiedziała ,po tym jak stracili z Twoim Dziadkiem wszystko rozłożyło mnie na łopatki. Jaki człowiek potrafi być silny i mimo wszystko odnaleźć pozytywy w najgorszych z możliwych sytuacji. Skopiowałam sobie ten fragment. To dla mnie ogormna inspiracja.Skopiowałam to sobie,żeby nie zapomnieć i pamiętać.

    Polubienie

  5. Słucham tych wszystkich narzekaczy że w domu źle, że bez bez wyjścia na kawę i lunch źle, siłowni też odpada – koszmar, piątunio nad wisełką w lecie martwy.. dramat. A jeszcze niedawno jęcznie że tyle spraw, zalatanie i nie ma kiedy na spokojnie usiąść ze sobą. Po prostu słabi mentalnie ludzie potrzebują zewnętrznej struktury, aby KTOŚ im zdefiniował modus operandi: masz iść do biura i siedzieć tam 8h, masz ubrać się elegancko, potem masz opcje kolacji/drinka/sportu, w wolne masz ‚doświadczać’ innych krajów a tak naprawdę wkręcać się w konsumpcje i zaśmiecania świata co2. Powtórzyć przez 40 lat i doczołgać się do emerytury. Wszystko można ale trzeba mieć drive, nie masz siłowni to nawet w kawalerce możesz ćwiczyć do upadłego ze sprzętem za grosze z programem od najlepszych ekspertów za darmo z youtube’a – ale to wymaga wysiłku, lunch możesz urządzić odświętny u siebie dla kilku osób, spotkanie przy kawie też – al ciemnota wysilić potrafi się tylko na dawanie suba i lajka, przewijanie kolejnego śmiesznego filmiku, scrollowanie onetu i co powiedziała instagramerka.
    Ewentualna wojna szybko odchwaszczy świat ze słabeuszy.

    Polubienie

  6. Nie wiem, kto narzeka, ze w domu najgorzej? Trzeba sobie zrobić tak w domu, żeby było najlepiej i tak , że raczej nie chce się z niego wychodzić. Ja tak zrozbiłam, dla mnie korona niczego nie zmieniła. Kasa leci na konto, zapasy żywnosci czy środków czystości zawsze robiłam na pół roku, więc nie musze sie spinać w kolejkach w sklepach, gdzie ludzi teraz traktuja jak zaraze. Nawet jak je zamkną to przeżyję. Zawsze tak robiłam, co było uważane za dziwactwo. Mam ogródek, który uprawiam, przed koroną zrobiłam zapasy róznych rodzajów ziemi i doniczek. Sezon jest więc zaczynam warzywa uprawiać, drzewka owocowe już kwiaty dały, niedługo będa owoce. Robie kursy online, ucze sie tego co zawsze chciałam sie nauczyć, a nigdy nie miałam czasu. Pisze książkę. Cwicze swoje ciało. Teraz mam cisze i spokój, ludzie mi swoją obecnościa i nachalnością d… nie zawracają. Cisza, spokój i relaks dla rozwoju samego siebie to jest kwintesencja tej kwarantanny. Wcześniej żyliśmy w strasznym hałasie, rozpraszani przez gównorzeczy, teraz wreszcie nasze zmęczone mózgi mogą odpocząć i wreszcie znależć czas i energie na samorozwój, tylko trzeba to sobie uzmysłowić. Dla mnie ten czas jest niebem. Kontakt z innymi ludzmi tylko oddala nas od samych siebie, stajemy sie kimś kim nigdy nie byliśmy i nie chcieliśmy być, bo inni to na nas wymuszają. Zapominamy co dla nas jest ważne, napędzając interesy innych. Dla kogoś kto dał sie wciągnąc w gównorzeczy i interesy innych a nie widział co tak naprawde jest ważne, ten czas jest piekłem, który będzie prowadził do depresji i koszmarów i pustki, dla tych co wiedzieli co w życiu jest naprawde ważne, ten czas jest niebem, ciszą i ulgą…

    Polubienie

  7. Ciebie autorze całe życie mama prowadzała do lekarza, bo myślała, żeś Ty chory a Ty tylko głupi. Ostatnie Twoje wpisy to czyste, czerwone, stalinowskie PISOSTWO. Paszoł Won.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.