To pytanie zadała mi w swoim liście M. I  zanim zacząłem czytać dalej, przypomniał mi się suchar, jak to pewien facet, po 20 latach małżeństwa, chciał poprosić żonę o sól, ale wyrwało mu się: „Spierdoliłaś mi życie, dziwko”. A później list przeczytałem i pomyślałem po raz drugi, że to będzie dobre ostrzeżenie.

Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30-tki?

To ci powiem (życie moje + obserwacja znajomych). Masz lat 20 i za sobą jakieś tam pierwsze miłosne doświadczenia – lepsze, gorsze.

Poznajesz jego/ją. Jest spoko. Jakieś tam motyle i inne sraty pierdaty. Lecą wam lata, przyzwyczajacie się do siebie. Motyle już dawno odleciały, ale myślisz sobie – Boże, mam JUŻ 25 lat. Gdzie ja kogo lepszego poznam? A, weźmy ślub, przecież tyle lat razem nie może iść w pizdu, wszyscy tak robią.

I zakładasz tą suknię księżniczki, wynajmujesz bryczkę i zapraszasz ciotki, których nie znasz, no ale przecież byłaś na weselu ich córki gdy miałaś 5 lat, więc wypada zaprosić. Wrzucasz zdjęcia na fejsa i koleżanki singielki zazdroszczą, a Ty rośniesz w piórka, bo Tobie się udało, a im nie. 

Potem wiadomo, że robisz dzieciaka, bo przecież wszyscy tak robią, a i rodzina naciska przy każdym świątecznym obiedzie. Ciąża super extra, sesja z brzuszkiem i baby shower, żeby poczuć nieco amerykańskiego świata. Rodzisz. I wtedy się zaczyna piekło.

Dziecko zbliża? No way. Kolki, nieprzespane noce, obowiązki, a przyjemności brak. Baba skupia się na dziecku, facet idzie w odstawkę. Oczywiście jest zdziwiony, że już nie pojedziecie na Sunrise. Padacie na pysk o 21.

Seks? Czasem, w jednej pozycji. Ona nie połknie i powie, że naoglądał się pornosów i żąda cudów, on jej nie zwiąże, bo „A daj spokój, Greya żeś się naoglądała i wymyślasz”. Jesteście coraz dalej od siebie, chociaż siedzicie na jednej kanapie. Tyle lat wspólnych, a stajecie się dla siebie obcy.

Dobiegasz 30-tki. Wkurwiacie się nawzajem, kontakt ogranicza się do prostych komend „kup pieluszki, wyrzuć śmieci, znowu wychodzisz?”. Toczysz bój o wszystko. Facet ucieka z domu przy każdej okazji, kobieta frustruje się siedzeniem w domu, bo nie ma komu dziecka podrzucić. 30-tka stuka – wiesz już, że to nie ta/ten, że mogło być inaczej. Że, kurwa, każdy wydaje ci się lepszy niż to, co masz w domu.

A co jest dalej?

Dalej jest ratowanie związku.

Kobieta się stara, zapierdala w tych 15 cm szpilach, zakłada stringi, które są w chuj niewygodne (wiem, dostałem kiedyś niby męskie w prezencie, założyłem raz i pomyślałem: „No chyba kogoś pojebało”).  Wypina w tych stringach dupę do telefonu, aby zrobić zdjęcie i jemu stanął a tu nic.  Zero uwagi.

I kiedy tej uwagi nie ma przez dłuższy czas, to niemal na pewno pojawi się ktoś, kto kobiecie  tej uwagi dostarczy. Kto tak dobrze ją zrozumie. Kto zobaczy w niej coś więcej, niż babę w dresie. Zresztą, czy można zdradzić osobę, z którą łączy cię już tylko miejsce zamieszkania???

Dziki seks, och, jakie porozumienie, och jakie przeciwieństwo męża/żony! Och, nie wiedziałam, że nowości są takie ekscytujące. Z żoną/mężem to by nie przeszło. Pojawiają się motyle, których nie było od 10 lat. I co… rozwód ? Gówno. Boisz się.

Bo inni uznają cię za skończonego kutasa albo zimną sukę, która rozbiła rodzinę. Wszyscy się od ciebie odwrócą. Dziecko przecież najważniejsze.

Trochę pobzykasz, trochę popłaczesz, trochę się poużalasz nad swym marnym losem. Trochę odżyjesz, czasem przy spotkaniu w aucie ukrytym w lesie. Trochę masz wyrzuty sumienia (miną przy pierwszej lepszej awanturze, bo kupiłeś zły makaron i jesteś nieudacznikiem) ale generalnie chcesz, być chociaż na chwilę szczęśliwy, więc romans trwa.

W końcu jednak pójdziesz po rozum do głowy i zostajesz w małżeństwie. I wiesz, że wszystko spieprzone, ale pojedziesz z rodziną nad Bałtyk w wakacje. Tak ładnie razem wyglądacie, tak fajną rodzinkę tworzycie. Szkoda, że tylko na pokaz…

Przecież tyle lat nie może iść w pizdu. Kredyt na mieszkanie, pensja 2000 brutto i pińcset złotych alimentów przy dobrych wiatrach nie brzmi zachęcająco (zwłaszcza jak lubisz buty z Kazara i gardzisz CCC).

Kochasz dziecko nad życie, męża/żonę już nie. I po co Ci to było? Czujesz, że życie marnujesz, ale nie zrobisz nic. Bo tak jak wypadało wziąć ślub i mieć dziecko, tak wypada ciągnąć małżeństwo. A czy jesteś szczęśliwy? Kogo to obchodzi… Masz dać dziecku pełną rodzinę – przecież wszyscy tak robią.

Ps. „Pokolenie Ikea” i „Brud”- pierwsze książki, które kupiłam od 10 lat. Warto było ;)”

Dlaczego już nikt nie chce się we mnie zakochać?

Jest wiele piosenek i filmów o tym, jak oni się poznali.

I co jest później, też mniej więcej wiadomo.  Żyli długo i szczęśliwie. O tym, co to konkretnie znaczy to ‘długo i szczęśliwie’ to komedii romantycznych już nikt nie robi. Prędzej już jakiś dramat, że ktoś kogoś zranił, zdradził, skoczył z mostu, bądź zwyczajnie za to szczerze nienawidzi.

Jesteśmy mistrzami początków, i to od wieków.

Piersi jej delikatnie otoczyłem dłonią 

Świeżością skóry, czarem młodości olśniony 

I pieszcząc całe ciało śliczne, jasne włosy 

Muskając lekko, męskiej dałem upust mocy.” 

To Archiloch, poeta grecki, I połowa VII wieku przed naszą erą. Swoją drogą jako jeden z pierwszych opisał w formie poezji proces dawania przez kobietę przyjemności mężczyźnie ustami i dłońmi.

/co robisz, jak jesteś ze swoim facetem w windzie i słyszysz komunikat wygłaszany przez automat: „going down” ?/ 

Ale nie o tym.

Cały ten wiersz wyżej to zachwyt mężczyzny nad młodą kobietą. Mężczyzny, który patrzy i nie może uwierzyć. Który dotyka i wie, że zaraz dotknie więcej. Tkwi w momencie pomiędzy pożądaniem, a spełnieniem.

I za takim uczuciem tęsknimy.   

Pragniemy początków.  Początki są fajne, a dopiero po nich przychodzi rutyna, która jest już niefajna.

Wszystko mija, a miłość już szczególnie szybko. Czasami zdawało się, że rano jeszcze jest, a po południu już jej nie było. I nasz skrypt tego nie obejmuje. Ludzie się, więc, szarpią.

Kobieta się boi, że już nikt nie powie, że jest piękna.

Że nikt nie będzie chciał jej już uwieść.

Że nie zobaczy ognia w oczach innego mężczyzny, który właśnie oszalał, bo odkrył jej brzuch i piersi.

Że już nikt nie będzie jej kochał. Marzył o niej i tęsknił za nią.

Dlaczego dajemy się tak robić w chuja?

Stop

Nie dajemy.

Ja tam głęboko wierzę, że to, w jakim jesteśmy obecnie miejscu, zależy od decyzji, które podjęliśmy wcześniej. A reszta to po prostu wmawianie sobie, że życie się tak potoczyło. I czasami komuś dzięki takim wymówkom jest łatwiej.

A jak wygląda prawda? („Jak wygląda kaczuszka? Kaczuszka wygląda oczkami.”)

Ludzie wybierają partnerów na całe życie, kiedy nie są na to w ogóle gotowi. Dwie osoby coś ustalają, a nagle się okazało, że dla jednej to były plany, a dla drugiej bajki. Wierzymy, że coś jest miłością, kiedy jest tylko zauroczeniem. Później jest płacz. Za utraconym uczuciem. Choć tak naprawdę, nie można stracić czegoś, czego się nigdy nie miało.

Ludzie bardzo często dobierają się na zasadzie deficytów. Skoro ja jestem słaba, to szukam kogoś silnego, kto da mi bezpieczeństwo.  Ewentualnie mogę sama dać sobie orgazm, sama wymienić żarówkę, zadzwonić po hydraulika, ale mieszkać sama nie chcę.  

Ludzie nie wierzą, że mogą być kochani. Albo żyją w stanie obawy, że może jednak wybrali źle. Cały czas zachowują się, więc, asekuracyjnie, wychodząc z założenia, że to wcześniej czy później pierdolnie.

Ludzie pozbawiają się życia poza związkiem. Prosta sprawa: odmawiasz znajomym/przyjaciołom kilku spotkań, kilku imprez, w końcu przestajecie się widywać, ale przecież warto, bo on/ona jest najważniejszy/a.

Ludzie sami ze sobą zawierają coraz więcej kompromisów, o których w młodości mówili, że nigdy. Że na pewno nie. Na koniec wtykają sobie kij w dupę i piją butelkę wina każdego wieczora.

Gotowe. Życie jest spieprzone.

Czy warto uciec ze związku?

I wtedy powstaje pytanie: uciekać czy ratować? Odgrzewać starego kotleta czy ubijać nowego? I tu nie ma łatwych odpowiedzi.

Ludzie czasami mówią: „Nigdy nie byłabym z kimś tylko ze względu na dziecko”. Ludzie mówią: „Nigdy nie będę błagał/a, żeby on/ona został/a”. Odpowiem: w dupie byliście, gówno widzieliście.

Ocenianie ludzi, gdy się nie przeżyło czegoś podobnego, to wyjątkowo komfortowe zajęcie. Można mieć wtedy bezkompromisowe poglądy.

Jak to ładnie stwierdziła nasza noblistka z Krakowa:

„Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.”

Sąsiadka z bloku moich rodziców, kiedy umarł jej mąż, z którym była ponad 40 lat, wyprała pościel, wywiesiła do wywietrzenia kołdrę i z satysfakcją powiedziała do mojej matki: „Wreszcie nie będzie w nią pierdział. Zaczynam nowe życie”. Sąsiadka miała wtedy 68 lat.

I ja wiem, że lepiej późno, niż wcale, ale z drugiej strony 68 lat to 68 lat. A poza tym, nie każdy może mieć takie szczęście, że ta druga osoba wykituje tak szybko.

Z drugiej strony ostatnio słyszałem historię, jak to pewnego dnia rodzina, przyjaciele i znajomi obudzili się rano i zobaczyli, że pewna Kasia, która dotychczas wyglądała na bardzo szczęśliwą, zostawiła swojego męża, zostawiła swoich znajomych i przyjaciół. Uciekła z kolesiem poznanym dwa miesiące wcześniej. Przeprowadziła się 300 km od rodzinnego miasta, zrywając kontakty ze wszystkimi. Kasia, która twierdziła, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie, Kasia, która przekonywała, że ma cudownego męża.

Wszystkim opadła żuchwa. Najbardziej mężowi. Nie kumał, o co chodzi. Nikt Kasi tak naprawdę nie znał.

Ludzie zajebiście udają. Zresztą mężczyźni często nie wiedzą, co ich kobiety mają w głowach, bo ich to zwyczajnie nie interesuje.

Czy Kasia zrobiła dobrze, czy źle? Odpowiem: nie wiem. Wiem za to, że ona też jeszcze tego nie wie, bo to się okaże dopiero po czasie.

Czy będzie mądrzejsza i szczera sama ze sobą? Nie wiem. Bez tego za moment znajdzie się w tym samym miejscu, w którym już była.

Bo w sytuacji w jakiej znajduje się Kasia, problemem nie był jej związek tylko ona sama. 

I że pojadę tutaj banałem, choć z banałem to zazwyczaj jest to problem taki, że jest to prawda, którą wszyscy powtarzają a mało kto się słucha, jeśli nie potrafisz się cieszyć z małych rzeczy to nie potrafisz i z dużych. A życie składa się z drobnych momentów, które trzeba nauczyć się kolekcjonować.

Jak nie lubisz siebie to będziesz udawać kogoś kim nie jesteś, aby tylko cię zaakceptowano. Nikt nie będzie w stanie cię naprawdę poznać. Nikt więc nie będzie w stanie cię pokochać. 

Jeśli nie masz przyjaciół nie będziesz też mieć związku. Bo nie wiesz jak to się robi. A to przyjaźń rozwija nas emocjonalnie.

Jeśli nie rozmawiasz z ludźmi, żyjesz w instagramie. Nie potrafisz budować relacji. Zadowalasz się pozorami.

Będziesz wymieniać jeden związek na drugi i z każdego uciekać bez satysfakcji. Ile razy można zaczynać od początku? Dużo. 

Kimkolwiek jesteś, jakąkolwiek decyzję podejmiesz, życzę Ci dobrze.

Chcesz dostawać powiadomienia o nowych notkach?

Chcesz więcej takich opowieści? 

Nadciąga „Solista”

https://www.empik.com/solista-czyli-on-ona-i-jego-zona-c-piotr,p1284827987,ksiazka-p

Komedia nieromantyczna

I KILKA LAT PÓŹNIEJ.

Relacja autorki cytowanego listu, gdzie odpowiada, czy było warto:

„Pamiętam jak pisałam tamten tekst. Pamiętam jak bałam się rozwodu, bycia samemu z dzieckiem. Pamiętam jak się bałam braku miłości.

Pamiętam, że bałam się biedy. Pamiętam, że byłam tak wkurwiona na siebie, męża, cały świat i jego niesprawiedliwość. I pytałam, dlaczego kurwa ja?

Minęło 5/6 lat. Co bym powiedziała tamtej sobie? Skoro już się dowiedziałaś, że świat jest chujowy to weź się w garść i przestań przeklinać. Nie proś o miłość. Do tanga trzeba dwojga, a do małżeństwa tym bardziej. Bycie samemu jest ciężkie ale nie niemożliwe i uczucie gdy w domu nikogo nie wkurzasz samą obecnością i tym, że oddychasz jest nieocenione. Majątek możesz podzielić, a pracę zmienić żeby nie przymierać z głodu i wciąż kupować sobie fajne buty. Dzieci szybko rosną, może nawet za szybko więc ciesz się póki jeszcze chcą spędzać z tobą czas i się przytulać. Nie bój się. Jesteś silniejsza niż myślisz.

Czy dojrzałam? Oczywiście. Czy jestem szczęśliwa? Bywam. Czy mniej przeklinam? Nie.

Pisząc tamten tekst były we mnie emocje, dużo emocji. Pisząc teraz nie czuję wiele. I nie wiem czy to jest dobre. Myślę, że w dniu rozwodu umarła część mnie. Nie potrafiłam odejść, ale nie potrafiłam chyba dostatecznie też o nas walczyć. Nie potrafiłam wybaczyć zdrady. Myślę, że związek nie zawsze jest do uratowania. Nie chcę się nad tym tu dłużej zastanawiać bo po prostu stało się… Jestem 33letnią rozwódką. Winę zapewne ponosimy oboje.

Ludzie żyją w nieudanych związkach i szczerze… gdyby nie decyzja eks to pewnie też bym w takim tkwiła. Ze strachu. Po prostu. Rozwiodłam się 2 lata temu. Ogarniam dom, dziecko, pracę, tak jak napisałam- bywam szczęśliwa ale bywam też bardzo zmęczona i …. samotna. I tutaj nie chciałabym zachwalać rozwodów, rozstań i „hej ludzie, samemu nie jest źle”. Nie otworzyłam szampana po rozwodzie, nie zrobiłam imprezy, nie uważam, że „śmieci same się wyniosły”. Ale…

Tutaj chciałabym tylko zostawić takie pytanie dla każdego- kobiety, mężczyzny, którzy są w związku, w którym nie są szczęśliwi: co wolisz- być samotnym z kimś, czy samotnym bez kogoś? Życie to sztuka wyboru. Wierzę, że nasz wybór był dobry i wierzę, że dla mnie też kiedyś wyjdzie słońce. I eks też tego życzę.
Pozdrawiam Cię Piotrze bardzo serdecznie. Drodzy Państwo- ludzie piszą te listy sami! Z imienia i nazwiska wciąż się nie podpiszę ale zostawiam literkę M. 😊”

jose-chavez-62218

 Photo by Xavier Sotomayor on Unsplash

144 uwagi do wpisu “Wiesz jak spieprzyć sobie życie nie mając jeszcze 30tki? 

  1. To ja jednak wole byc tym od spontanicznych spotkan z zajetymi dziewczynami i mezatkami…Dziekuje za uswiadomienie :).

    Dzisiejsze zwiazki to i tak tylko zawieranie pewnego paktu,ktory polega tylko na wspolnym seksie i dzieleniu pewnych interesow :). W one night standach obydwie osoby przynajmniej wiedza na co sie pisza.Nam nie lezy w naturze monogamia i nigdy nie bedzie, ale tutaj mozna nature oszukac jesli zachce sie pracowac nad soba i nad wspolnym projektem takim jak rodzina, zwiazek,malzestwo etc :)…
    .

    Polubienie

  2. Tak, to prawda. Właśnie, w wieku 52 lat stwierdziłem że nic się już nie ułoży (do tej pory tak uważałem) i w rzeczywistości jestem sam. Mam żonę która pędzi do teściów czasem koleżanek. 26 letniego syna – idiotę (fizycznego,kibola) , bez znajomości posługiwania się sztućcami oraz córkę egoistkę. Typowa rodzina Kiepskich, tyle że zawsze uciekałem od tego typu klimatów. Mam już dość. Mając na uwadze uciekający czas, wolę chyba zostać sam

    Polubienie

      1. Charakter dzieci to w większości dzieło środowisk w jakich one się wychowują – a nie jak zostaną wychowane przez rodziców. Jestem w podobnym wieku co syn BIRDEMIC i jestem pewien, że gdyby nie przyjaciele, z którymi wspólnie wpływaliśmy na siebie nie byłbym tak wykształcony jak jestem.
        Prawda jest w powiedzeniu „z kim przystajesz, takim się stajesz”.

        Polubienie

  3. Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
    twierdzą, że nigdy nie ma miłości szczęśliwej.
    Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.

    Polubienie

  4. Uważam, że wybory i decyzje jakie podejmuje każdy człowiek to kwestie bardzo indywidualne. Czy ratować czy budować nowe? To decyzje na które wpływają sytuacje w których rozważa się wszystkie i „za” i „przeciw” – często nie tylko myśląc o sobie. Część artykułu opisuje „Kasię”. Uwagę moją w tym przykładzie zwróciły stwierdzenia, typu: „Nikt Kasi nie znał”, oraz „Kasia, która twierdziła, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie, Kasia, która przekonywała, że ma cudownego męża”. Serio? Gdyby tak było – to dalej byliby razem. Myślę, że to „inni” Kasię tak widzieli, a ona sama niczego nie”twierdziła”. Może wiedząc, że odejdzie pisała „kocham cię” do męża, a potem odeszła – kochając, wiedząc że to najlepsze wyjście z dwojga na tamta chwilę „złego”. Może teraz cieszy się, że mąż odnalazł swoją ścieżkę życia, a nie żył tylko „jej życiem”. Może wcale nie odeszła od przyjaciół swoich tylko przyjaciół męża? Sprawy widzimy, takimi jakie są dla nas tylko oczywiste. I podejmujemy decyzje nie zawsze zgodne z tym co sami chcemy, ale co chcemy dać innym, bliskim nam osobom – które po prostu na to zasługują. Nie zna się człowieka, z którym się nie rozmawia.
    Prędzej czy później małżeństwa nie będzie, jeśli nie ma partnerstwa. Żona nie powinna być „matką” swojego męża i odwrotnie. Nie na tym polega partnerstwo. Jego brak wzmaga uczucia pustki, braku zrozumienia, a czasem i popadania w depresję. Dzieci? dzieci jak najbardziej wiążą ludzi – dlatego rodzice są ze sobą bardzo często „ze względu na dzieci”. Liczy się dobro dzieci wówczas, a nie „fajne życie dorosłych”. Przy zdrowym związku w którym istnieje zrozumienie i partnerstwo nie ma często tak trudnych wyborów i przemyśleń typu „jak spieprzyć sobie życie przed 30-stką). A jeśli coś pójdzie nie tak – w końcu nie jesteśmy idealni – możemy „udawać” przed znajomymi, że wszystko jest okej i żyć z brakiem zaufania do siebie nawzajem (bo np. „ratujemy małżeństwo”), albo dać szanse sobie i drugiej osobie na „inne życie” – w wyniku czego bardzo często owi przyjaciele przestają nimi być, a o tym, które odchodzi powiedzą „jak on/ona może? przecież on/ona tak kocha?” Wyzwą od najgorszych. „Poszkodowanemu” będą współczuć. A z tym, co odszedł – to nawet słowa nie zamienią – ale wiedzą wszystko :).
    Szacujemy i oceniamy często mylnie. Też nieraz mi się to niestety przytrafiło. I myślę, że zamiast tego… powinno się częściej bywać wśród „żywych” ludzi, rozmawiać, uczestniczyć w życiu… a z partnerem życiowym – umieć być razem, a jak się coś „spieprzy” – to mieć odwagę podjąć decyzję w dalszej perspektywie najlepszą dla obojga- nawet jeśli boli.

    Polubienie

  5. Nie mam 30 ale wiele już w życiu przezylam, a jeszcze więcej przede mną. My daliśmy sobie szansę, chcieliśmy się zmienić, dotrzeć mimo, że już watpilismy. Najgorszy kryzys był spotęgowany min. problemami finansowymi „na swoim”. Wiadomo dziecko kosztuje, ja nie mam do dzis możliwości pójścia do pracy. Jednak te wszystkie małe i duże wojny i sytuacja która nas zmusiła do tego by mąż pracował w delegacji doprowadziły nas już jakiś czas temu do porozumienia. Znów jesteśmy tymi ludźmi z przed kilku lat. Jednomyślni, kompromisowi, wspieramy się i szanujemy. Wiadomo bywają kłótnie mniejsze i większe, najgorsze jak między nas wejdą nieproszeni goście. Jednak oboje cenimy siebie jeszcze bardziej. Kochamy się mimo wad. U nas odgrzanie kotleta się opłacało. Niestety u bliskiej mi osoby okazało się straszna klapą. Niestety nie ma jednej recepty na szczęście. A co do charakteru dzieci mam rodzeństwo i każde z nas jest inne mimo, że mamy tych samych rodziców.

    Polubienie

  6. Kochać można wiele ludzi, przeżyć długie piękne w pełni szczęśliwe życie tylko z jedną na mln „Bo nie wystarczy być fajnym żeby być ze sobą „Kocham siebie i kocham jego, dlatego przez 8 lat walczę o charakter, osobowość, własne zdanie mojego faceta, on też się stara na tyle ile jest nauczony i potrafi, wie gdzie jest problem, wie czego nie widzi ale nie nadajemy na tych samych falach, przynajmniej częściowo. Dlaczego to robię? Bo życie polega po części na doskonaleniu, z miłości, w miłości, pielegnowniu nie wyrzucaniu, dawaniu a nie tylko braniu, podnoszeniu, nie dobijaniu. Nie wiedzieliśmy jak różnymi osobami jesteśmy gdy już zdążyliśmy siebie pokochać. Każdy dzień, to piękna ale trudna walka o następne dni. Sex i itp tylko jak by to był pierwszy raz nawet po czasie. Życie codzienne zupełnie różne, dwie skrajności. To zabrzmi zabawnie wyszłam z Matrixa On nie potrafi. Wiem, że daje mu szczęście, chciałabym dać mu też życie i wszystkie barwy z mojego świata. Nie wrzucę miłości do kosza ale męczyć się emocjonalnie nie jest łatwo. Zostawić kogoś za błędy wychowawcze rodziców w procesie socjalizacji, też nie jest łatwo, karać za to co nie jest jego winą. Bo kocha mnie na swój sposób tak jak potrafi. Następny związek, kolejne ryzyko. Oczekiwania, to coś okropnego. Łatwo jest siebie zranić gdy dochodisz do wniosku, że jednak pewne rzeczy są niemożliwe do zrobienia, chociaż jesteś przyzwyczajona/ny do tego, że nie ma rzeczy niemożliwych. Niestety nie jesteś wstanie tego przeskoczyć, zmienić pewnych złych rzeczy. Wcale się na to nie pisałeś/aś. Nie tylko przyjaźń rozwija nas emocjonalnie. Empatia, to dość zapomniana kwestia ale najlepiej uczy się jej od rodziców/ludzi którzy nas wychowują. Niestety nie kazdy tego doznaje, ubolewam nad tym częściej ludzie są uczeni mieć niż być. Niektórzy dopiero gdy spadną na dno doznają olśnienia w wielu kwestiach, szkoda że dopiero wtedy wreszcie zmuszaja się do walki o swoje życie. Są też tacy co giną i już nie wstają. Gorzej, bo wiem, że z miłości i z obowiązku chronie, a wiem, że muszę puścić. Warto walczyć, chociaż od jakiegoś czasu przygotowywuje się do zmian, choć w tym systemie już nauczyłam się żyć i doceniać każdą sekundę. Trudne by odejść od osoby pomimo miłości, niestety zbyt różnej…

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Edzia Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.