Historia tego brodatego mężczyzny zajmie ci osiem minut życia. Na pewno chcesz jej wysłuchać?

Bo Jedidiah Jenkins nie jest zbyt przystojny. Nie jest zbyt umięśniony, ani wysoki. Z całą pewnością nie jest typem kolesia, na którego widok laski mdleją z nagłego odwodnienia. Ma brodę, dość rzadką. Jest szczupły. Twarz? Po prostu twarz. Większość z nas minęłaby go na ulicy nie zwracając żadnej uwagi. Jedidiah ma, jednak, w sobie coś, czego nie ma większość ludzi na świecie.  Chce mieć własne życie.  

Dlatego, Jedidiah Jenkins zrezygnował z pracy w organizacji non-profit Invisible Children. Mimo, że ją lubił. 28 sierpnia 2013 roku po prostu się spakował. I wsiadł na rower w miejscowości Florence w stanie Oregon. Pedałował przez 10 tys. mil. Szesnaście miesięcy później wylądował w Patagonii na pograniczu Argentyny i Chile.

Kiedy podjął decyzję, że zrezygnuje z pracy i wsiądzie na rower miał 30 lat. Dlaczego rzucił wszystko w cholerę? Przełomem była chwila kiedy przeczytał cytat  z Johna Muir’a: „Tracę moje drogocenne dni. Zmieniam się w maszynkę do robienia kasy. Nie uczę się niczego w tym męskim świecie pełnym banałów. Musze to przerwać. Muszę iść w góry, aby nauczyć się czegoś nowego”.

Obiecałem sobie, że zrobię coś całkowicie innego. Zrobię coś takiego, co mnie przerazi i zobaczę, czy to mnie zmieni –wyznał Jenkins.

To duże bohaterstwo, kiedy potrafisz przyznać, że się boisz.

Szybko minęło

Jedidiah poznał w swoim życiu wiele starszych osób.  Nauczycieli. Dziadków. Łączyło ich jedno. Mówili: och moje życie minęło tak szybko. Wczoraj miałem 18 lat i dziś nawet nie wiem gdzie ten czas uciekł. Błysk! I nagle miałem osiemdziesiątkę.

Ale nie chodziło tylko o to.  Jedidiah chciał przede wszystkim przerwać rutynę swojego życia.

Kiedy jesteś dzieckiem wszystko jest zaskakujące, wszystko jest nowe. Świat jest fascynujący. Przez każdą sekundę uczysz się czegoś nowego. Odkrywasz. Przeżywasz. Życie jest gęste. Napakowane. Ćwiczysz swój mózg. Emocjami, doznaniami, widokami, znajomościami. Rozwijasz się.

Kiedy, jednak, dorastasz, twój mózg zaczyna cię wrzucać w koleiny. Tak się kończy szkołę, takie są sposoby aby poznać kogoś do łóżka, tak trzeba zrobić jeśli chce się zarabiać pieniądze.

Wiesz co cię czeka. Szkoła. Praca. Kobieta/ Facet. Kredyt hipoteczny. Mieszkanie/dom. Dziecko. Emerytura.

SZYBKO MINĘŁO.

On chciał się wybić z tej rutyny.

Chcę dożyć 85 roku życia i czuć się wykończony.

Czuć, że żyłem każdego dnia i w każdej chwili.

– Jedidiah Jenkins

Czy się bał jadąc do Panamy czy Kolumbii? Oczywiście, że się bał. Każdy się boi. Ale jechał i trwał w nieustającym zachwycie. Paradoksalnie, było mu łatwiej podjąć taką decyzję.  Ojciec Jedidiah w latach 70 skończył studia. I pomyślał: nie znam swojego kraju.

Co robią ludzie w takiej sytuacji? Nic. Przechodzą nad tym do porządku dziennego. Jego ojciec opuścił Nowy Jork i poszedł, na piechotę, do Nowego Orleanu. Szedł dwa lata.  Kiedy doszedł, poznał przyszłą matkę Jedidiah. Uwiódł ją. I razem poszli dalej. Szli razem przez trzy lata. Ze swojej podróży napisali reportaż, który wylądował na okładce National Geographic w 1979 roku.

Zakończyli swój pieszy rajd gdzie? W Florence w stanie Oregon. W miejscu, skąd wyruszył 20 kilka lat później ich syn.

Działajmy. Niewiele czasu nam zostało.

Kilka dni temu przeczytałem na Fejsie, że mój kumpel i jego kobieta rzucili swoje prace i po prostu kupili bilety do Azji.

On jest po 40-tce.

Ona po 30-tce.

Obydwoje mieli uporządkowane życie. Kredyty. Ale wiecie co? To ich nie przestraszyło. Bo kiedy, jeśli nie teraz? Kiedy masz spełniać swoje marzenia? Działajmy. Niewiele czasu nam zostało.

Czy ja was namawiam żeby rzucić wszystko w cholerę i pojechać gdzieś na rowerze? Nie.

To zresztą dla wielu z was niemożliwe. Fizycznie. Mentalnie. Albo po prostu w dupie macie Azję. Ja mówię: kiedy jesteś dorosły wymyślasz przygody, które spotkają cię w dalszym życiu. A każda podróż zaczyna się od małego kroku. I wcale nie chodzi tutaj o żadne rewolucje.  

Wiecie, jakiś czas temu oglądałem wykład Matta Cutts’a. Kolo wygląda jak typowy informatyk. Bo jest informatykiem. Cutts mówi tak: pomyśl o co zawsze chciałaś/chciałeś dodać do swojego życia?

Schudnąć?

Przestać się puszczać?

Zacząć ćwiczyć?

To zrób to. Przez 30 dni. 30 dni to wcale nie jest długo, prawda?

Nawet ty ze swoją słabą, silną wolą kurczaka jesteś w stanie zrobić coś podobnego.

Cutts przez 30 dni, dzień po dniu, robił jedno zdjęcie. Zaskoczyło go to, że doskonale zapamiętał te dni. I każdą chwilę, każdy moment kiedy je robił. Przez 30 dni nie jadł cukru. Owszem, trzydziestego pierwszego dnia zeżarł tonę. Przez 30 dni napisał książkę. Nie była dobra. Ale napisał. Przez 30 dni jeździł do pracy na rowerze. I jeździ teraz dalej. Wzrosła jego pewność siebie. Z kolesia, który siedzi przy biurku przy komputerze zmienił się w gościa, który przyjeżdża na rowerze do pracy. Dla przyjemności.  

I w końcu, pewnego dnia, po kilku takich trzydziestodniówkach… wlazł na Kilimandżaro. Najwyższą górę Afryki.

Na co czekacie? Gwarantuję, że następne 30 dni minie czy tego chcecie, czy nie.

Dlaczego, więc, nie spróbować czegoś, czego zawsze chcieliście spróbować? Przez 30 dni?

– Matt Cutts

Bo nie chodzi o rower, cukier, Kilimandżaro. Chodzi o… wybicie się z rutyny.

Kiedy myślę o wolności mam przed sobą piasek. Lazurową wodę. Niebo o kolorze wściekłego błękitu. Stoję na skale.

Boję się. Liczę.

3

2

1

I nagle skaczę w dół. Uderzam o taflę wody.

Zanurzam się przez chwilę. A później krzyczę z radości.

6981311481_6c900fa9d4_bPhoto by zubrow/CC Flickr.com

Jedidiah Jenkins zebrał na Kickstarterze 42 825 dolarów od 498 osób, które chciały, aby napisał o swojej podróży książkę.

Teraz ją pisze. 

86 uwag do wpisu “Pokonaj swój strach na 30 dni

    1. Tego się chyba nie da zrobić…
      Ja mam to samo, serce pęka gdy obok pary które cieszą się sobą, chwalą jak by wygrali w totka-bo wygrali!
      Ja nie wygrałam, jedynie co myślę to nauczyć się być szczęśliwą tu i teraz ze sama sobą, z dziećmi…

      Życzę i Tobie wyjścia z cienia samotności

      Polubione przez 1 osoba

    2. Nie chce Pan. Gdyby było inaczej napisałby Pan „A ja chcę przestać być samotny…” Niech Pan przestanie oszukiwać siebie i osobę którą Pan Kocha. Pozdrawiam.

      Polubienie

      1. Otóż to Nina, za dużo osób oszukuje siebie nawzajem i pozostaje w związku z przyzwyczajenia, bo tak wypada, bo co inni powiedzą, bo im wygodnie, bo … (tu wpisz milion innych bezsensownych powodów)
        Miejcie jaja i coś zmieńcie, jak warto to się starajcie, a jeśli nie to przestańcie innych unieszczęśliwiać.

        Polubienie

      2. Zgadzam się. Oszukujesz żonę, kogoś kogo kochasz (myślę że tak nie jest- po prostu tesknisz za nią), siebie też. Gdyby było inaczej, nie liczyło by się to co obok tylko cel i zmiana życia z wszystkimi konsekwencjami. Myślę ze z wygodnictwa i strachu przed tym co powiedzą inni i przed zmianą ekonomiczną dotychczasowego życia będziesz tkwił w swoim świecie. W końcu osoba która kochasz zostawi Cię bo kto chce tkwic w zawieszeniu i kłamstwie. Znajdzie osobę która zapewni jej jasne i klarowne relacje i po prostu uczciwość.

        Polubienie

    3. Podobnie. Chciałabym odzyskać swojego męża. Ale mówiąc szczerze już mam dość ciągłej walki, starania się, zabiegania i ogromnego poczucia, że po raz kolejny przegrałam z komputerem, forum internetowym na którym jest gwiazdą. Jeszcze całkiem niedawno był wspierającym facetem, któremu zależało na swoim wyglądzie (ciuchy, bieganie), na tym by posprzątać w domu, zapłacić rachunki, spotkać się z przyjaciółmi. Teraz zależy mu tylko na internetowej sławie i najebaniu się przed kompem (przytył, zapuścił się, wygląda jak menel) i się na mnie obraża, że wymagam by wypełniał swoje obowiązki domowe (odkurzanie, opieka nad kotami, naprawy samochodu). Tak w czerwcu stwierdziłam, że to mnie zabija i większy nacisk położyłam na siebie (dieta, siłownia, nauczenie się spędzania samej czasu wolnego), plus jeżeli dojdzie do rozwodu chcę jednak mieć jakieś szanse na seks 😛 Teraz zaś coraz bardziej uważam, że mimo że ciągle go kocham to jednak bycie samej byłoby łatwiejsze i mniej stresujące. Jak nic się nie zmieni do kolejnej rocznicy ślubu to machnę ręką na włożone w to małżeństwo uczucia, czas, pieniądze i odejdę, by spróbować być znowu szczęśliwą.

      Polubienie

    4. Widzicie… Ja byłam szczęśliwa (nie w małżeństwie) ale myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi… Na szczęście te nogi pokazały bardzo szybko jak są krótkie. Dzisiaj mija 5 miesięcy od tego rozstania z tym z którym marzyłam o domu i dzieciach. Wtedy płakałam, załamałam się, bałam się kolejnego dnia bez niego.. bo jak??! Bez niego? Przecież ja sobie nie poradzę.. Nie wiem co mnie skłoniło, nie wiem jak to się stało, chyba na złość jemu wzięłam się za sobie, schudłam, zaczęłam duużo bardziej o siebie dbać (nie, nie byłam nigdy typem jakiejś tam zapuszczonej kobiety ale wiele mi brakowało do super stanu) Dzisiaj spełniam swoje marzenia za kilka dni wyjeżdżam SAMA z kraju, do miejsca gdzie mogę realizować swoją największą pasję. Dzisiaj wstaję rano i pomimo, że przez chwilę boli złudna samotność to jednak jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Wierze w siebie bo to ja dla siebie jestem najważniejsza…
      Śmieszą mnie komentarze ludzi typu : Jak Ty tak możesz, powinnaś znaleźć męża. Dziewczyno jesteś taka ładna, taka pasja nie jest dla ciebie. Śmieszy mnie to, że ktoś na siłę wsadza mi swój typ życia mąż,dzieci, robota… patrzę się na nich i w głębi duszy widzę ludzi, którzy są kompletnie puści, ludzi, którzy zapomnieli o sobie, zapomnieli żyć! Chciałabym podziękować mojemu ex mimo tego jak bardzo mnie skrzywdził, to jednak dzięki niemu zrozumiałam jak bardzo uszczęśliwiałam innych kosztem siebie. Bądźmy zdrowymi egoistami, najpierw JA potem wszystko inne…

      Polubienie

    5. Udało się? Ja mam podobnie tyle, że nawet gorzej… bo ze strachu przed samotnością w zwiąku wybieram samotność samemu i od 3 lat nie angażuje się w głębsze relacje, a jesli juz jakas sie pojawie to daje krok do tyłu.

      Polubienie

  1. Najgorsze jest to, że każdy z nas chce się tak wybić, tylko niby nie umie. Chciałam stać się odpowiedzialnym urzędnikiem, a później trafiłam gdzieś na stary sezon „Wyprawy Robinson” i od tamtej pory nie myślę o niczym innym, jak o tym, żeby wyjebać gdzieś w środek buszu, chłeptać wodę z kałuży i jeść tylko to, co się upoluje.

    Polubienie

  2. Och, potrafisz wpędzić w nostalgie i zmusić do sprawdzenia poziomu szczęścia z życia. Może wypróbuję ten 30 dniowy sposób Matta.
    Trzeba natychmiast żyć. Jest później niż się wydaje.

    Polubienie

  3. SUPER! Ależ mnie ten artykuł zmotywował, dziękuję! 🙂

    To prawda, boję się ja, Ty, wszyscy odczuwamy lęk przed nieznanym i tkwimy w rutynie, a życie nam o tak mija.

    KONIEC TEGO! Działajmy! 🙂

    Polubienie

  4. Oj dziś słaby tekst.
    Facet który pracuje i zapewne nadziany kasą robi coś co dziś jest w modzie wolność
    ze wsiada i jedzie a z czego żyje? przecież to dziś taka moda uciekanie od tego świata bo jest otwarty
    ze każdy może, totalne bzdury.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Koleżka przytoczony we wpisie miał do tego możliwości dlatego to zrobił. Pojechał na wycieczkę. Ja czy też Ty nie mamy takich możliwości. Przykładowo ogranicza nas brak kasy. Ale to nie o to chodzi. Równie dobrze możemy zacząć wstawać wcześnie rano i chodzić do piekarni po świeże bułeczki. Choćby przez 30 dni tylko po to żeby się wyrwać z rutyny. A może po tych dniach nam się to spodoba i w jakiś sposób wpłynie na nasze życie. Dajmy na to że po drodze do piekarni codziennie spotykasz cytatą blondynkę i pewnego dnia przez roztargnienie na siebie wpadniecie. Rzucicie wszystko i wyjedziecie w Bieszczady. Taki to głupi przykład ale na prawdę nie potrzeba wielkich nakładów żeby stać się choć trochę wolnym.

      Polubione przez 1 osoba

    2. Ludzie, ktorzy martwia sie o kase, nigdy nie rzuca pracy i nie pojda w swiat. O to chodzi. Ludzie boja sie zycia z dnia na dzien i niepewnosci finansowej dlatego pracuja. Wloczenie sie po swiecie wiaze sie z dorabianem kiedy sie da i jak sie da w miejscach gdzie sie da, a jak sie nie da to czasem trzeba poglodowac troche…

      Polubione przez 1 osoba

    1. Może właśnie chodzi o to, aby zmienić jedną rutynę na drugą. Człowiek z natury jest rutyniarzem i szybko przyzwyczaja się do wygodnych warunków. Po jakimś czasie one zaczynają go nudzić. Wtedy następuje moment decyzji: zmienić obecną rutynę na „nowy model”, czy zatrzymać się, przyjżeć się swojemu położeniu i wyciągnąć z niego pozytywne strony. Proponuję tą drugą opcję. Jeśli pozytywów nie ma. Dopiero zmienić. Jednak w większości przypadków ludzie popadają w stany otępienia, wypalenia, rozdrażnienia.

      Polubienie

  5. Nasz mózg jest rutyniarzem. Jesteśmy biologicznie fanami rutyny, ponieważ nasz mózg jest z natury leniwy. To przez to i dzięki temu nie mamy wrażenia że robimy wszystko pierwszy raz i możemy spokojnie prowadzić samochód jednocześnie rozmawiając z drugą osobą. Ale wystarczy drobna zmiana przyzwyczajenia, by ową rutynę przełamać. Wyobraźmy sobie teraz że mamy poprowadzić samochód w Wielkiej Brytanii. Na pewno na początku cholernie ciężko by się to robiło. Co nie znaczy, że mniej przyjemnie. Dlatego uważam, że powinniśmy jak najczęściej przełamywać rutynę i swoje stare, często oklepane nawyki zastępować nowymi, lepszymi.

    Polubienie

  6. Treść treścią, ale warto zadbać o prawidłową interpunkcję. Przeciniki w polskich zdaniach powinny być w innych miejscach niż w zdaniach angielskich, a napisanie Muir’a zamiast Muira…

    Polubienie

  7. Właśnie jestem na takim etapie życia, w którym muszę powiedzieć sobie wóz albo przewóz w pewnych kwestiach. Gorączkowo i nagle potrzebuję zmian. Nie będzie to 30 dni, najprawdopodobniej tydzień, max dwa..i boję się i mam masę wątpliwości, ale idę prosto przed siebie.
    Kiedyś wyłącznie mówiłam o tym co zamierzam, co planuję. Na mówieniu się kończyło. I tu wcale nie chodzi o to czy ma się kasę na tego typu zmiany czy nie, przecież nie muszą to być jakieś spektakularne rzeczy. Chodzi o nas samych, o zmianę podejścia.

    Polubienie

  8. Świetny, inspirujący tekst. Moim zdaniem tutaj wszystko sprowadza sie do strefy komfortu (ch*jowo ale stabilnie), którą strach opuścić; nie rzucę pracy bo przecież w tej firmie pracuję już 10 lat, nie zerwę z nią/nim bo jesteśmy ze sobą od dawna, nie potrafię zmienić stylu odżywiania bo te pączki są takie pyszne. Często łatwiej jest znaleźć wymówkę niż zabrać się do działania. W takim przypadku dobrze jest otaczać sie ludźmi, którzy zmotywują, kopną w tyłek i wykrzyczą prosto w twarz ‚po prostu to zrób, młodszy/młodsza już nie będziesz!’ Kilka miesięcy temu podjęłam decyzję, która zaskoczyła mnie samą: postanowiłam wyjechać do pracy na drugi koniec świata. Już wtedy, od kilku miesięcy, mieszkałam w Ameryce Północnej (co rownież było wynikiem spontanicznej decyzji) jednak myslalam, ze wrócę do kraju żeby ‚naładować baterie’ i pomysleć co dalej. Z dnia na dzień zmieniłam zdanie i kupiłam bilet do Indonezji. Poleciałam sama, nie znając nikogo na miejscu i nie wiedząc czy się odnajdę w nowym środowisku (o tyle o ile lecąc do Stanów nie nastawiałam sie na szok kulturowy, to w drodze do Indo wiedziałam, ze może nie być lekko). Wkrótce miną 2 miesiące od kiedy przeprowadziłam się na Javę i mimo, ze tęsknię za rodziną i znajomymi to wiem, ze decyzja którą podjęłam była strzałem w dziesiątkę. Mieszkam w mieście, które nie należy do popularnych destynacji turystycznych, wiec mój europejski wygląd sprawia, ze to ja jestem atrakcją dla ‚tubylcow’ (smieję się ze znajomymi, ze jestem jedyną blondynką w promieniu kilkunastu kilometrów ;)) a zapytania o selfie, przez osoby kompletnie mi nie znane, są na porządku dziennym. Mimo wszystko: dałam radę i odnalazłam sie w tym kraju, w nowym środowisku, w nowym miejscu pracy. W tym momencie zakończę swój monolog i powiem tylko, ze trzymam kciuki za wszystkich, którzy właśnie podjęli decyzję o zrobieniu czegoś, co zawsze chcieli zrobić ale na co nigdy nie mieli odwagi.

    Polubienie

  9. Ja trzy lata temu bedac juz jakis czas wegetarianka, postanowilam zmienic swoją diete I sprobowalam weganizmu. Na początku Wlasnie powiedzialam sobie, ze tylko na miesiąc. Ale po miesiacu zostałam na tym Stylu zywienia na stale. Teraz ten wpis mi o tym przypomnial , pora na jakieś nowe wyzwanie.

    Polubienie

  10. Na 30 dni spróbować być w pełni szczęśliwym człowiekiem. Nikt nie ma lekko, ale może warto przestać przejmować się duperelami. Powiedzieć sobie, dam radę! Podjąć próbę naprawienia błędów. Przestać narzekać na to na co nie mamy wpływu, że pada, że za ciepło, że korki po 17 w centrum, że fajki za drogie. Cieszyć się każdym wschodem słońca o poranku, że widzimy, że mamy dwie ręce i obie nogi. W końcu zacząć dostrzegać to co mamy od życia, od innych, co jest efektem naszej pracy, a przestać zauważać tylko to czego nam brakuje. Uśmiechać się. Odsunąć od siebie problemy, zwłaszcza innych. Zakochać się w sobie – w fantastycznym człowieku, który zawsze dotrzyma nam towarzystwa – ot co, szczypta zdrowego egoizmu jest nieszkodliwa! Powiedzieć o sobie, że jest się wartościowym człowiekiem. Uwierzyć w to co się mówi, bo nie mówi tego byle kto! Zamienić „muszę” na „mogę” – zasadniczo n i c nie „muszę”, za to „mogę” w s z y s t k o. Zacząć być sobą. Ż Y Ć ! 🙂

    Co szkodzi spróbować? Najwyżej wejdzie nam w nawyk, a wyjdzie tylko na lepsze 🙂 Do zobaczenia, za 30 dni 🙂

    Polubienie

  11. Lubimy rutynę bo jest bezpieczna. A bezpieczne jest to co znane. A to co znane staje się nudne. A to co jest nudne nie jest fajne… ale jest bezpieczne.
    Żeby odejść od tego, co bezpieczne trzeba się odważyć i mieć motywację. Bo bardzo często kończy się to na marudzeniu – ona/on tak (bo ma możliwości, kasę, nie ma zobowiązań etc.), ja nie(bo nie mam możliwości, bo zobowiązania, bo rodzina, bo kredyt…). Na pewno każdy może wymienić 150 powodów dlaczego nie, ale sztuką jest wymienić jeden powód dlaczego tak.
    Tak na prawdę nie chodzi o rutynę czy o zmianę, ale o życie w zgodzie ze sobą, bo tylko to zapewni szczęście. Jedni potrzebują zmian, innym wystarczy odskocznia od codzienności np.: hobby czy weekend w spa.

    Polubienie

  12. A Ty, Piotrze zrobiłeś już jedną 30-dniówkę?

    Każdego dnia sama staram się żyć tak, jakby nie miało być jutra. Niektórzy uważają to za dziecinne, głupie, infantylne albo bezmyślne. Patrzę im w twarz i jestem w stanie wymienić kilka rzeczy z ostatniego miesiąca, na które ich nie było stać psychiczne albo fizycznie, bo wciąż stoją w miejscu i zadowalają się codzienną rutyną: praca-dom-praca. Ja od życia nie oczekuję niczego, ale oczekuję od siebie. Może dlatego potrafię docenić to co mam, jacy ludzie są wokół mnie, inspirować innych i żyć według własnego scenariusza… Sami jesteśmy odpowiedzialni za swoje szczęście.

    Polubione przez 1 osoba

  13. Genialne! Zawsze boimy się stawiać przed sobą nowych wyzwań a tu taki tekst: „30 dni i tak minie”. Takie banalne a jednak trafia. Trzeba żyć chwilą nie bać się ryzykować, nawet wziąć kredyt. Ja z mężem właśnie staramy się realizować swoje marzenia o mieszkaniu. Baliśmy się że sobie nie poradzimy ale stwierdziliśmy że jak nie spróbujemy zmian to staniemy w miejscu. Tak więc poszliśmy do doradcy finansowego (PS. Polecamy Łukasza Mendochę z Lublina) i okazało się że nie taki diabeł straszny jak go malują! 🙂

    Polubienie

  14. Piękny akt odwagi. Zauważyłem, że coraz częściej spotykam się z artykułami na temat ludzi, którzy porzucili swoje dotychczasowe życie i zrobili coś wyjątkowego. Może ludzie w końcu zaczynają rozumieć o co tak naprawdę w życiu chodzi?

    Polubienie

    1. Nic się nie zmieniło. Od zawsze tak było, jest i jeszcze jakiś czas będzie. Typowo ludzie około 35-40 dojrzewają do opuszczenia korpo/poprzedniego modelu życia(no chyba że udało im się wkręcić w management i naprawdę dużą kasę)…coraz częściej się spotykasz bo zaczynasz wybierać okresloną tematykę. To tak jak babka która jest w ciąży, nagle zaczyna wszędzie wokół widzieć matki z dziećmi, portale z poradami, przedszkola etc etc.
      Kwestia zogniskowania optyki, mózg robi to sam 🙂
      A o co w życiu chodzi…następny level to jest dorośnięcie(i to się już naprawdę niewielu udaje) do poglądu, że w życiu…o nic nie chodzi :). Nie masz tu żadnej misji, nie jesteś tu z żadnego powodu, nie wysłały cię ani nie oczekują twojego powrotu żadne bóstwa. Niedojrzali boją się takiej myśli, część pielęgnuje w sobie destrukcyjną myśl że wtedy „nie byłoby sensu”, co bardziej uzależnieni od przeróżnych ideologii myślą że to nihilizm.
      Nic bardziej błędnego. Jesteśmy częścią procesu zwanego życiem, sam fakt naszego zaistnienia to szczęście o prawdopodobieństwie o rzędy wielkości niższym niż wygrana 5x pod rząd w lotto(ze wszystkich możliwych kombinacji DNA zaistniało akurat twoje, wygrana na „kosmicznej loterii”).
      Dla mnie sam fakt że istnieję jest mega prezentem od losu, uważam to za wielkie szczęście i cieszę się życiem. Wiem że kiedyś umrę – to pocieszająca myśl, biorąc pod uwagę nieuchronne biologiczne zużycie organizmu.
      Odrzuciłem ambicje typu super fura, wypasiony dom, wczasy w tym samym hotelu co wszyscy i miejsca które trzeba odwiedzić…z mojej perspektywy to już śmieszne, choć przyznaję że pierwszych 5 lat pracy zawodowej byłem tak ogłupiony że to mi się wydawało „celami” i tylko się dziwiłem że kolejne wyjazdy po czasie to tylko fotki i mgliste wspomnienia a więcej satysfakcji mam z upojnej nocy z fajną kobietą niż z myśli „veni, vidi…i z powrotem do kołowrotka”.
      Szczęście to stan umysłu. Nie coś co trzeba zdobyć, nie coś po co trzeba sięgnąć, to żaden zewnętrzny byt. To specyficzna konfiguracja prądu i chemii w mózgu…odkryłem że odczuwam taki sam zachwyt oglądając prześwitujące promienie wschodzącego słońca w czasie przejażdżki „bez celu” albo spacerku po lesie, jak oglądając wnętrze jakiejś kolejnej „do zaliczenia” świątyni.
      Odkryłem że więcej szczęścia mi daje zaspokajanie drobnych potrzeb typu dobra kawa czy drzemka w porę niż dowolne komercyjne cele…
      A najwięcej szczęścia dało mi odkrycie, ze ludzie zawsze gadają, zawsze oceniają, cokolwiek zrobisz będziesz mieć hejterów – więc najlepsze do siebie co tylko można zrobić, to przestawić swoją wajchę w głowie na stan „cenię sobie twoją opinię, ale jest w poprzek tego co MI daje satysfację, więc robię po swojemu i niczego nie żałuję”.
      Teorie o strefach komfortu, opuszczaniu ich, celach życiowych, jakieś tam ’30dniówki’…może komuś się to sprawdzi. Jeśli tak, to pewnie warto. Ja wiem, że receptę na MOJE szczęście mogę wystawić sobie tylko ja, bo nikt inny nie wie czego chcę i co mnie uszczesliwia. Ale może inni mają inaczej 🙂

      Polubione przez 1 osoba

      1. Wiele osób nie jest świadomych tego, że mogą zacząć żyć inaczej, tym bardziej jeśli ich życie przygniotła rutyna. W pewnym wieku zmiana nie dotyczy tylko jednej osoby, więc tym bardziej nie ułatwia to dokonania decyzji. Nie często spotyka się taką parę/rodzinę, w której jedna strona może liczyć na 100% wsparcie drugiej, 100% zaufanie co do podejmowanych kroków itp. Trudno się tego podjąć, wiedząc, że skoncentrowanie się wyłącznie na sobie jest niemożliwe, jednocześnie nie majac pewności jak wpłynie to na drugą osobę, na której powinno nam zależeć. Fajnie, że są tacy ludzie jak Ty, którzy zwyczajnie w świecie przez „literki” potrafią pokazać, że się da – niekoniecznie 30-dniówką. Zwyczajnie. Jednak ile jest innych ludzi, którzy takiej umiejętności nie mają? Może to taki mały krok do przodu, zmian w swoim życiu, przejścia do innej strefy komfortu, bez większego tornada w szufladkowym życiu. Pozdrawiam 🙂

        Polubienie

      2. Kłopot w tym, że po śmierci nie znikniesz. Rozczarujesz się srodze. I nie będzie już możliwości biologicznego zużycia organizmu. Nie będzie szansy na ulgę i myśl, że to się kiedyś skończy, jaką masz teraz. Co w takiej sytuacji byś zrobił?

        Polubienie

    2. Kłopot w tym, że jedyną rzeczą która mnie realnie przeraża, z tych które są wyobrażalnymi koncepcjami(a mam raczej bogatą wyobraźnię) – to wieczne życie bez możliwości wyłączenia.
      Gdyby cokolwiek mnie tak urządziło, to rzecz jasna – natychmiast po stwierdzeniu faktu odszukałbym pozostałych wrogów tego czegoś, i przyłączyłbym się.
      Na szczęście „życie po śmierci” to wyłącznie koncepcja, jakich na tym świecie mrowie. A w zasadzie „multikoncepcja” bo samych pomysłów na życie wieczne/reinkarnacje etc jest bardzo wiele.
      Jeśli o mnie chodzi, wierzę w życie przed śmiercią. I mam powody oraz dowody.
      Będziesz miał coś podobnego, daj znać. A nie – kończymy temat bo to tak czy inaczej nie miejsce na to.

      Polubienie

  15. no dobra, mam 25 lat. Bez kredytów, zony, dziecka. Mam rower, duzy plecak i namiot. Pojechalbym do Chorwacji bo tam podobno jest pieknie. Czuje sie jak zyciowa ciota wiec boje sie tej podrozy. NIe wiem czy dam rade dojechac, jednak rzucilem monetą i wypadlo ze musze to zrobic. Skad wziac kase by wyzyc te 30 dni

    Polubienie

    1. Może wcale nie potrzeba kasy na taki wyjazd wystarczy wziąć rower i namiot i jechać a życie samo zaprowadzi Cię gdzieś jak dojedziesz to dobrze jak nie to też dobrze bo pewnie i tak wiele zobaczysz i przekonasz się czy było warto.

      Polubienie

    2. Próbowałem podać linka, kilka razy – bezskutecznie. Blog nie przepuszcza linków do innych miejsc.
      Zatem wbij sobie w google „banita rowerem dookoła praktycznie” i to powinien być pierwszy wynik.
      I ja bym zaczął od ćwiartki tego co ona – na przykład po ścianie wschodniej.
      I wziął do serca porady i zdrowy rozsądek.
      A mając już wyrobione mięśnie, żelazny tyłek i umiejętności radzenia sobie w podróży rowerem – zaczął myśleć powoli o Chorwacji. Która może się podobać, a może być nudna jak flaki z olejem, zależy czy kto lubi w kółko oglądać skały w turkusowej wodzie i urokliwe zatoczki 🙂

      Polubienie

  16. Wlazł na Kilimandżaro… Na tą górkę dwóch kolesi wjechało rowerami, więc wyjść na nią to kaszka z mleczkiem dla przeciętnego lamusa. Jeśli dla kogoś jeżdżenie do pracy na rowerze to z początku wyzwanie a potem zdziwienie, że tak można, to co ja mam sobie pomyśleć o stanie ducha i zdrowia oraz trybie życia człowieka, który jedyne, co ćwiczy, to kciuk na plocie od TV w czasie transmisji meczu? Pewnie jeździł do sklepu po bułki swoja terenówką 300 metrów.

    W życiu nie chodzi o to, czy się boisz, czy nie, czy podejmiesz wyzwania, czy siedzisz we własnym domu, z rodziną i w wieku 85-ciu lat zdziwisz się, że to już, a przecież nawet się nie zaczęło.

    Czy w życiu chodzi o jakieś spektakularne, ckliwe osiągnięcia? Najlepiej „pod publiczkę”? Takim czymś można zaimponować tylko ludziom, którzy szukają a nie wiedzą, czego, choć czują, że kasa to nie wszystko. Nie wszystko, ale z kasą się żyje o wiele łatwiej. Można gwoździa wbijać młotkiem, można kawałkiem kamienia. Ludzie porzucający dobrze płatna prace i stabilizację aby coś znaleźć na pewno szukają. Tylko czego? Oni sami nie wiedzą. Są jak ludzie wbijający kamieniem gwoździa, obok nich leży młotek. Poza tym co dla jednego jest osiągnięciem życia (jak wyjście na Kilimandżaro), dla innych jest rutynowym spacerkiem. Albo dojeżdżanie rowerem do pracy – wielkie odkrycie – ja bym i dziś dojeżdżał, gdyby nie to, że mam tam 30 km i na rower to trochę za dużo. Nie, no, dałbym radę, oczywiście, bez trudu, ale mimo wszystko, czasu mało – to zjadałoby mi z doby następne 2 godziny extra i komplikowało pracę. Kiedyś bez roweru się z domu nie ruszałem.

    Owszem, instynktownie czują, że uwolnienie się od mamony im może pomóc odnaleźć to coś. Szukają, ale tak naprawdę, to czy chcą znaleźć? Co komu da, że w wieku 85-ciu lat będzie wykończony? Na co komu chwilowe uczucie na łożu śmierci, że „nie zmarnował życia”, że „świat poznał”, że „dokonał rzeczy wielkich” bo wszedł na łagodną w sumie górę, choć wysoką? I co komu z tego? Można, ale jak to nie doprowadzi go do odnalezienia tego, co spowoduje, że już na następną górę go nie będzie ciągnęło, ani w podróż na bosaka dookoła świata – to takie osiągnięcia są daremne. Nic nie dadzą człowiekowi. Prócz złudnego poczucia „spełnienia” i „pięknego życia”.

    Człowiek żyje, żeby umrzeć. A potem – wieczność. Czy tam będzie miało znaczenie, na ile gór wszedłeś, ile krajów zjeździłeś na starym rowerze i w jakich morzach nie nurkowałeś w wersji „free”?
    Tak naprawdę, to w życiu chodzi o to, żeby znaleźć odpowiedź na jedno, jedyne pytanie – co jest po śmierci? Czy życie polega jedynie na tym, żeby połechtać sobie ośrodki przyjemności w mózgu? Sposobów łechtania jest pierdylion, chwalebnych bardziej lub mniej – od narkotyków przez alkohol, hazard, seks, pieniądze, uprawianie nauki, sport, podróże, społecznikostwo po wolontariat. Każdy ma swój „narkotyk” – a czasem i narkotyk.

    Polubienie

    1. A co, jeśli odpowiedź na to Twoje jedno, jedyne pytanie – znajdzie się w okolicach 30-stki, i brzmi ono: absolutnie nic? Zawaliłby Ci się świat? Tak samo jak po odkryciu że nie ma świętego Mikołaja a rodzice nie są najpotężniejszymi istotami na ziemi? A może po raz pierwszy w życiu poczułbyś się że stanąłeś na własnych nogach i…to jest fajne uczucie.
      Uwolnić się od mamony po to aby zniewolić się iluzją? Można, bo to jeden…bo to tysiące doznały”iluminacji”…
      Dla mnie to jeszcze bardziej bezsensowne niż ta mamona. Bo tę można przekazać, ktos może coś za nią zbudować, wymyslić, nakarmić kogoś…albo chociaż dobrze przehulać.
      A co zrobić z przenoszoną całe życie fałszywą nadzieją?
      Jeśli już w ogóle istnieje jakikolwiek cel w życiu(taki uniwersalny dla gatunku) to jest nim życie samo.
      Można je stworzyć(o ile można). To jest jedyny sens – biologiczny – innego nie ma.
      Inne trzeba sobie samemu stworzyć. Choćby tylko po to, aby mieć motor napędowy, aby zalewać się adrenaliną, serotoniną i endorfinami. Łechtać sobie ośrodki przyjemności…można bezproduktywnie, tak zeby nic z tego nie wynikało dla innych(narkotyki, seks, wyścigi, po górach łażenie albo fotografia for fun…miliony mozliwości), a można produktywnie(fundację założyć, wolontariat uprawiać, naukowcem zostać albo chociaż coachem dla opornych).
      Biologiczny sens życia to przekazanie genów dalej.
      Sens niebiologiczny – każdy musi sobie sam określić, i tak naprawdę nie ma wielkiego znaczenia jaki sobie wymyśli. Byle go raczej uszczęśliwił niż unieszczęśliwił, bo nieszczęśliwi są toksyczni, chcą czy nie.

      Polubienie

    2. Wylazłeś na to banalne Kilimandżaro? Przecież to kaszka z mleczkiem prawda? ;)Nie wydaje mi się, że chodzi o spektakularne zmiany pod publiczkę…nie chodzi o jakieś dziwne wymysły, nielogiczne z punktu widzenia otoczenia. Chodzi o to żeby wyrwać się z rutyny.
      Mamy tylko jedno życie, które nie wiadomo kiedy się skończy…może za lat 50, a może za 5 minut. Nie ma nic dziwnego ani bezsensownego w tym, żeby przeżyć je jak najlepiej się da.
      A co nas czeka po śmierci? Może życie wieczne, a może zupełnie nic…każdy z nas kiedyś przekona się o tym sam…po co za życia się nad tym zastanawiać? Przecież śmierci i tak nie unikniemy.

      Polubienie

  17. Wybić się z rutyny, powiadasz? Schudnąć schudłem, ćwiczyć zacząłem, rozmawiać z kobietami zacząłem, a potem waga wróciła, rzuciłem siłownię i przestałem rozmawiać z kobietami. I jestem tu gdzie byłem, ale co nagadałem, nacierpiałem się jedząc „zdrowe” żarcie i napociłem się w siłowni to moje, nie? A potem zrobiłem coś jeszcze, żeby wybić się z rutyny, coś czego się bardzo bałem, ale sprawdziłem czy to mnie zmieni. I zmieniło. Zacząłem pchać towar, stałem się zimny, może zawsze chciałem taki być? Chuj go wie. Ćpać też zacząłem, wcześniej niż sprzedawać, a potem ćpać przestałem i zacząłem sprzedawać. Już nie sprzedaję, ale powiem ci jedno – straciłem wiele ze swojej duszy, wypaliłem się próbami zmiany, teraz nie chce mi się nic, a właściwie tylko jedno. Siedzieć na dupie, pić gówniane, niezdrowe napoje, obżerać się fastfoodami, zapierdalać w zwykłej robocie fizycznej i oglądać filmy. Odpocząć od zmieniania swego życia, niech sobie trwa jak trwało.

    Polubienie

      1. Głupoty opowiadasz. Gdybym zawsze był sobą, siedziałbym dawno w kiciu. A nie tylko nie siedzę, ale w miarę przyzwoicie i dostatnio żyję(w miarę, bo nie żyjemy na pokaz tylko tak żeby było nam fajnie), w otoczeniu znajomych lubiany, rodzinka zadowolona, kochanka zachwycona. Bo trzymam w ryzach i panuję nad wredną i skłonną do antyspołecznych zachowań częścią mojego ja. Być zawsze sobą wato, jak jesteś słodką kretynką z fajnym tyłeczkiem albo urodzonym mrówką do zarabiania kasy-legalistą. W moim przypadku, o ile nie chcę być pustelnikiem albo jak wspomniałem – siedzieć w kiciu – często warto nie być sobą. Owszem, to sporo kosztuje. Nie przez 30 dni, tylko praca nad sobą dzień po dniu. Ale warto, bo w zamian mam fajne życie.
        Chciałbym mieć takie geny żeby móc być sobą. Ale nie mam więc nie jęczę tylko zaciskam zęby i dokonuję wyborów. I tyle.

        Polubienie

  18. Ok, przekonało mnie to. Przekonało mnie to na tyle, że od jutra będzie przyjeżdżać do mnie catering dietetyczny. Zapłaciłam za miesiąc z góry. I pójdę na siłownię. Przez 30 dni zobaczę jakby to było nie być otyłą kluchą. Pobawię się w sportową laskę, która nie je byle czego. Ciekawe co się stanie?

    Polubienie

  19. Zawsze podziwiałam ludzi, którzy są na tyle odważni, żeby poczynić takie kroki. Zawsze marzyłam, by być jedną z tych ludzi, którzy rzucają wszystko i żyją jak im się podoba, a nie według przetartych szlaków. Dziś mam 22 lata, nie mam pojęcia jak potoczy się moje życie, ale z pewnością nie chcę, by było nudne i monotonne… Mam nadzieję, że się odważę 🙂

    Polubienie

    1. To moja ulubiona bajka, ale Hatifnatów nigdy nie lubiłam. Bałam się Buki ale uwielbiałam z nią odcinki. Jestem z pokolenia ’80 i wiem o czym mówisz.

      Polubienie

  20. Moje życie to seria walk z życiem. Raz wygranych raz przegranych. Walka nieustanna. I wszyscy tak maja więc nie narzekam. Chce napisać o zmianie. Poznalam fantastycznego człowieka. Uwierzyłam bezgranicznie. Zakochałam sie na zabój. Plany, wizje, perspektywa szczęścia… Tylko że złapałam go na kłamstwie- przypadek, zbieg okoliczności. Takie klamstewko które pokazało jak bardzo inne rzeczy okazały się kłamstwem i egoizmem tego człowieka. Dla niego właśnie na próbę, na 30 dni miałam zmienić swoje zycie i zobaczyć czy po 30 dniach nasze życie będzie toczyło się dalej ale wspólnie…. Slyszalam nieustannie że jest uparty w dążeniu do szczęścia, że nie ustępuje, że kocha i będzie kochał mnie do końca życia, że przezylismy coś pięknego, że żyć bezemnie nie potrafi, że przy mnie chce mu się żyć… Więc wystarczyło małe kłamstwo i uświadomienie mu że wiem, że to wszystko było oszustwem, wygodnictwem, strachem przed zmianą żeby zostać sama w tym rozmyślaniu i poczuciu że ktoś wykorzystal moja milosc dla swego egoizmu. Właśnie teraz po tym wszystkim myślę o zmianie swego zycia wg zasad. Zasada nr 1- nie ufać nikomu. Zasada nr 2- jestem niepotrzebna nikomu. Zasada nr 3- nikomu nie mówić o tym co naprawde czuje. Zerwałam z nim kontakt, odcielam się, nie odpisuje na wiadomosci ale nie ma dnia żebym nie myślała o nim, codziennie wpatruje sie w telefon , czytam stare wiadomosci, wypatruje czy nie zobacze go obok mego domu.

    Polubienie

  21. Nie pojechałem do Argentyny na rowerze. Nawet do wioski obok.

    Zrobiłem coś innego.

    Kupiłem sobie motocykl! Taką małą popierdółkę 125cm. Akurat na prawo jazdy kategorii B. Wyremontowałem go i teraz zwiedzam okolicę – właśnie na nim. I do pracy sobie też na nim śmigam. Zawsze chciałem takiego mieć, tylko wiecie, dom, praca, dzieci, żona, obowiązki. Aż pewnego dnia powiedziałem sobie właśnie tak jak ludzie z tego wpisu.

    Jeśli nie teraz, to kiedy?

    I jest zajebiście. POLECAM!

    Polubienie

  22. To jednak nie był kolejny american-motivational-change-your-life-in-a-snap bullshit post. Dyżurny Jenkins wiedział co zrobić z wolniscią, którą wyszarpał, kto wie czy nie w istatniej chwili. Django urodził się wolny 😉

    Polubienie

  23. „Nie rezygnuj z realizacji celu tylko dlatego, że wymaga czasu. Czas i tak upłynie”
    Dzięki tym słowom zakończyłam dwie zajebiście nieprzyjemne dla mnie sprawy i zamknęłam rozdział. Da się.

    Polubienie

  24. Daje kopa, mam 26 lat i życie kopnęło mnie już kilka razy w tyłek,ale do dziś zastanawiam się czy dostatecznie. Czy jest jakaś granica?! Czy wszystko trzeba znosić,a potem dochodzic do wniosku,że nie było tak zle? A terazniejszość zawsze najbardziej przeraża!

    Polubione przez 1 osoba

  25. Taka prawda.
    Dlatego powinniśmy cieszyć się każdym dniem. Wykorzystać go w 100% jak nam się tylko podoba.
    Bo 60 sekund smutku jest minutą szczęścia której nigdy nie odzyskamy.
    Ten stracony czas nigdy już do nas nie powróci. Życie jest zbyt krótkie, ale zawsze jest czas by spełnić swoje marzenia.

    Polubienie

  26. Drogi Piotrze C

    Powiem Ci, że Twoja notka zmotywowała mnie do podjęcia 30 dniowego wyzwania. Otóż postanowiłam, a jest to postanowienie potężne, że przez ten czas nauczę się odróżniać prawą stronę od lewej (nie jest to łatwe gdyż te strony są aż dwie). Obecnie moje życie wygląda tak :

    Rozmowa telefoniczna:
    – O, tak właśnie patrzę i widzę, że znowu choinka mi się przekrzywiła
    – Tak, a w którą stronę Helenko?
    – No, jak to w którą stronę, w stronę telewizora.

    Idę ulicą
    – Helena skręcamy w lewo
    No to skręcam
    – W to drugie lewo Helenko !!!

    W sumie mnie to bawi, ale bywa też męczące (dla innych przeważnie). Spróbuję więc. Może uda mi się to osiągnąć bez radykalnych rozwiązań typu tatuaże na przykład.
    Takie mam postanowienie, ale oprócz niego, mam także marzenie (tzn mam ich więcej ale chciałabym aby to spełniło się w pierwszej kolejności) Od ponad trzech lat mam kontakt z osobą (czy sobie tego życzę, czy nie, a nie życzę sobie), która w nadmiernym stopniu się mną interesuje. Niewiele mogę z tym zrobić, ale znalazłam jeden sposób, może zadziała – jestem nawet skłonna uzyskać odpowiednią wagę aby osiągnąć cel 😉
    /www.facebook.com/208554969229283/videos/916312198453553/?theater

    Tak się jeszcze zastanawiałam, czy opowiedzieć Ci może jakąś historię, ale przypomniałam sobie w porę, że Ty już przecież wysłuchałeś w życiu tylu nudnych historii żeby zaliczyć, że się powstrzymam, chociaż biorę pod uwagę, że mogło Ci się zdarzyć zaliczenie bez wysłuchiwania i może w to miejsce, no ale nie 🙂

    Zamiast tego życzę Ci Mój Drogi abyś zrealizował Swój 30 dniowy projekt, jeżeli go masz oczywiście, a także żebyś mógł być najlepszy w swoich dziedzinach – wierzę, że mógłbyś, nie przepraszam nie wierzę, tylko jestem o tym przekonana 🙂

    Helenka

    Polubienie

    1. Tatuaż chyba nie będzie konieczny, chyba, że chcesz go bardzo 😉 Palec wskazujący i odwiedziony prostopadle kciuk lewej ręki (tej właściwej lewej) tworzy niemal kąt prosty w kształcie drukowanej litery L. L – jak lewa (strona) właśnie. Może to Ci pomoże, powodzenia! 🙂

      Polubienie

  27. a może warto byłoby zacząć od siebie? 30 dni to jest wbrew pozorom całkiem długo, każdy zdoła się 200 razy rozmyślić i namyślić lub nie ponownie. Tekst trochę jak jakiegoś kołcza 😛 w takich wypadkach wolę „regres osobisty” on chociaż bezpośrednio uświadamia człowiekowi, że pie*doli.

    Może ta krytyczna opinia wynikła z tego, że przeczytałam wczoraj „Pokolenie ikrea”. Niechęć do dorastania głównego bohatera mnie zauroczyła. Dzisiaj przeglądam bloga i znajduję pouczenia „mędrca”. Czar prysł. No może nie jest tak źle, ale…

    Polubienie

  28. hah, świetnie. świetna motywacja, szkoda, że zabrakło w tym równaniu kasy. jakoś nie wyobrażam sobie wyjazdu na miesiąc bez pieniędzy, i tego pięknego momentu, w którym zabrakło Ci wody.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.