Jeśli istnieje archetyp powieści dzisiejszych czasów to jest to historia o 17 letniej niewinnej jak lilija nastolatce z włosami sięgającymi tyłka, która na koncercie jej ulubionej grupy wyrywa wokalista tej grupy. On jest bardzo przystojny, ma długi włosy i kaloryfer na brzuchu i oczywiście okazuje się tysiącletnim wampirem.

A później?

A później po prostu się pierdolą na 456 wymyślnych sposobów.

Jeśli zaś jest archetyp mieszkańca stolica (patrz warszawiak) to jest to wygolony na łyso koleś z brzuszkiem w koszulce na krótki rękaw w szpic, owłosioną klatą, klapkach i spodniach typu rybaczki kończących się w połowie łydki jeżdżący skodą octavią combi (wersja economy) albo paskiem (wersja upgradowana).

A po lesie w kasku rowerowym.  Nie zapomnijmy o kasku.

Do jednego i drugiego archetypu mam taki sam stosunek jak do niemieckiej motoryzacji, Edyty Górniak i prezerwatyw w spreju.

Czyli każdy kiedyś ogląda telezakupy Mango ale trudno to nazwać teatrem telewizji prawda?

Warszawiak w akcji scena 1.

Siedzimy w restauracji  w pensjonacie.  Sztuk koło 10 chłopa.  Jedzenie podłe.

Podchodzi kelnerka.

Warszawiak numer jeden robi szkolenie z tego jak powinno się wymawiać słowo „cava” – chodzi o wino musujące.

Obecni odczuwają szósty stopień zażenowania.

Następnie warszawiak numer jeden dowiaduje się, że w restauracji nie dolicza się jedzenia do rachunku, tylko trzeba płacić na miejscu co go frustruje, tak że ma ochotę walnąć drzwiami obrotowymi.

Na koniec kolacji – wstaje i mówi, że idzie po portfel aby zapłacić za siebie i swoje kolegę czyli warszawiaka numer dwa. Zbywamy to wzruszeniem ramion.

Zamówiłem rybę, konkretnie sandacza. Kończę tę rybę, która jest tak samo cienka jak polska reprezentacja w koszykówce ale dodatkowo sandacz ma panierkę jak koło od tarpana.

Po pół godzinie warszawiak numer dwa  za którego miał zapłacić warszawiak numer jeden, który wyszedł i zaginął zaczyna się mocno denerwować, pocić i wiercić na krześle jakby ugryzła go czyjaś pchła.

Do domku w którym mieszkają i z powrotem jest mniej więcej no tak jeśli ktoś idzie wolno 2 minuty i 15 sekund.

Wspólnie się zastanawiamy gdzie warszawiak numer jeden zginął– w sumie jest usprawiedliwiony jeśli złapała go sraczka typu struś pędziwiatr.

W końcu się  kolega warszawiak numer dwa się podrywa i mówi że idzie sprawdzić co z warszawiakiem numer jeden i po portfel żeby zapłacić.

Siedzimy, chcemy już iść ale z uprzejmości czekamy na warszawiaka numer dwa  aby nie wprawiać w stupor obsługę, że rachunek za dwóch nie zapłacony a wszyscy się zwinęli.

Czekamy, czekamy, czekamy, mija kolejne pół godziny i co? I CHUJ.

Nikogo nie ma. Najprawdopodobniej po drodze umiejscowiła się czarna dziura, która wsysa wszystkich idących ścieżką. Potencjalnie do pensjonatu przyjechała reprezentacja Szwecji w porno kobiet i ogłosiła, że daje za darmo.

Przepraszamy obsługę, która jest wyrozumiała za kolegów i wracamy do  siebie. Przed domkiem siedzi kolega warszawiak numer jeden i kolega warszawiak numer dwa i mając wszystko i wszystkich w dupie spokojnie ciągną wino.

Problem niezapłaconego rachunku jest dla nich problemem obsługi.

Cos w nas jest dziwnego.  Cos butnego, chamskiego i aroganckiego co powoduje, że kiedy mieszkaniec innego miasta widzi stołeczne blachy myśli: o debil jedzie.

Ale jednocześnie nie ma miasta w tym kraju gdzie pracuje się więcej zarabia więcej i w błyskawicznym tempie wydaje na bzdety

Gdzie pól miliona kredytu nie robi na nikim wrażenia a dwukrotność średniej krajowej z trudnością wystarcza na normalne życie.

Gdzie  pierwszymi potrzebami w piramidzie Masłowa jest internet, żłobek na Wilanowie za 1.6 tys. zł miesięcznie oraz nowy smartfon.

Warszawa to trochę taki Nowy York. Taki sam jak Wrocław to trochę San Francisco. Kocham to miasto, kocham swoją dzielnicę. Nie mógłbym mieszkać w tym kraju gdzie indziej.

0272_bd60

84 uwagi do wpisu “Warszawiak

    1. Właśnie miałem pisać, że nie tylko mi ostatnio weny brakuje, ale ostatecznie autor się wybronił. Diss na niemieckie samochody w pełni rozumiem, liczą się tylko włoskie. Za to błędów mogłoby być mniej 😉

      Polubienie

    2. Abraham pochodził z rosyjskich żydów, więc można nazwisko przeczytać słowiańsko. Widziałam zamiast Michaiła Barysznikowa – Mikhail Baryshnikov, no ludzie….

      Polubienie

    1. A ja się już przyzwyczaiłam. Teraz nawet gdyby tych błędów nie było, to nie było by to w stylu Czarnego. Ważny jest przekaz. To, że zmusza do refleksji.

      Polubienie

      1. @czytelnick:
        No tego, żebym nic nie robiła, to akurat nie mogę o sobie powiedzieć 😉 Wg mnie, autor, który pisze z błędami i nie zadaje sobie trudu, żeby wkleić tekst do Worda czy użyć innego programu, który skoryguje błędy, lekceważy swoich czytelników. Drażni mnie, kiedy bloger sadzi błąd za błędem – po pierwsze, źle się to czyta. Po drugie – czuję się olewana, potraktowana jak półmózg, który łyknie wszystko, nawet jeśli będzie to grafomania.

        Jeszcze jakieś trzy miesiące temu, kiedy zaczęłam czytać Ikeę, błędów było zdecydowanie mniej. Na tyle, by móc przymknąć na nie oko. Ale teraz po prostu wymiękam. Także dziękuję i pozdrawiam 🙂

        M.

        Polubienie

    2. Ja wymiękłam po „kasku” 😉 Czy ten blog jest pisany przez autora książki „Pokolenie Ikea”? Jeśli tak, to wszystko jasne – „Pokolenie Ikea” to przykład typowej grafomanii szarogęszącej się w pseudoblogowej sferze w ostatnich latach. Naprawdę nie wiem, kto takie książki wydaje,kto je czyta i kto je lubi. Nie wiem też, kto je redaguje, ale szacun dla typa. Sama też nie rozumiem, dlaczego tę książkę kupiłam. Na szczęście, pani w bibliotece dostała orgazmu, gdy oddałam tego bękarta literatury polskiej w zamian za anulację kary za przetrzymywanie książek…

      Polubienie

      1. Super! Brawo! Winszuje tupetu. Pojechałas zarówno autorowi jak i rzeszy jego czytelników. Ludzie leczcie swoje kompleksy gdzie indziej, a nie w komentarzach.

        Polubienie

      2. Tu nie chodzi o kompleksy, tylko o pieniądze, które nieopatrznie można wyrzucić w totalne gówno. Ogarniają mnie szczere wyrzuty sumienia względem polskiego czytelnictwa, kiedy wspieram materialnie produkcję takiej tandety. Tymczasem dobra literatura, bez przekleństw albo z ilością wystarczającą, z sensem i z poprawną składnią leży odłogiem i nie ma takiej rzeszy fanów, co Zmierzchy, Pokolenia Ikea, Paula Koelja i inne badziewia.

        Polubienie

      3. „Pat
        Przypominam starą, mądrą prawdę dotyczącą kultury – zła moneta wypiera dobrą.”

        To prawda. Dlatego słowo „anulacja” w niektórych nadętych głowach wypiera „anulowanie”.

        Polubienie

      4. Co do ego autora, rozdętego czy nie…jest to dość wdzięczny temat do obserwacji. Od jakiegoś czasu nawet ciekawszy niż sam blog. Więc nie posądzam, obserwuję. Ego w tym wszystkim jest mniej ciekawe niż ewolucja poglądów, dokonująca się pod wpływem rys na płaskiej powierzchni stereotypowego, uogólnionego postrzegania świata i ludzi. Powiedzmy, że interesują mnie początki kryzysu tożsamości i syndromu wypalenia 😉
        Autor nie jest typem intelektualisty, jest w tym jakiś autentyzm jako wartość dodana.

        Polubienie

      1. Dokładnie. To jest zwykła zazdrość. Najlepiej szukać dziury w całym by kogoś do czegoś zniechęcić. Bo skoro literówki są w życiu najważniejsze…

        Polubienie

      2. Dla mnie też, ale tu nie o ortografię chodzi, tylko o grafomański styl i źle złożone zdania. Ja pisałam w ten sposób w gimnazjum, a koleś śmie publikować swoje wypociny i żądać za nie pieniędzy. Nigdy nie odżałuję tych dwudziestu kilku złotych 😀

        Polubienie

      3. @pat to po cholerę tu zaglądasz skoro twierdzisz, ze to grafomanstwo???? Sama sobie przeczysz. A moze lubisz zwracac w ten sposob na siebie uwagę, bo w życiu nic innego nie masz do roboty?
        A co do autora to mam nadzieje, ze nie bierze tego do siebie. Haters make u famous! 🙂

        Polubienie

      4. Hola hola, literaturę trzeba krytykować, bo szambo zaleje księgarnie i trudno będzie znaleźć coś cennego. A co do przyczyn mojej obecności tutaj – I blame Facebook. Ktoś zamieścił link, ja kliknęłam, przeczytałam parę zdań, zakumałam o co chodzi i przypomniałam sobie złe parę godzin mojego życia. Emocje odżyły, wiesz… Trauma. Zemsta. Itp…

        Polubienie

      5. Pat, brawo! Masz rację. Nie umiem pisać- nie piszę. Dzisiaj każdy pisze bloga i zaśmieca nasz język. Propaguje niepoprawną polszczyznę. Na naukę nigdy za późno 🙂
        Aha, PS pisze się w ten sposób „PS” i bez kropek i małych liter, i innych dziwnych wersji, a widziałam już mnóstwo wersji. To nie krytyka – po prostu ja uważam , że warto na to zwracać uwagę i warto się uczyć. Pozdrawiam!

        Polubienie

  1. Zgadzam się z komentarzem Ewki. Ja bym dodał opcję w stylu „Mieszkam w Londynie/Edynburgu/Dublinie (niepotrzebne skreślić) i nie uważam już Warszawy za pępek świata i szczytowe osiągnięcie wielkoświatowości. A opisani kolesie są faktycznie burakami”

    Polubienie

  2. Jak wygląda prezerwatywa w spray`u i skąd ta awersja do niemieckich samochodów? 🙂

    Mieszkałem w Warszawie przez 3 lata studiów po czym przeniosłem się na 2 lata do Poznania i zaobserwowałem ciekawy stosunek reszty kraju do stolicy.
    Może to ze względu na kompleksy mniejszego miasta w cieniu Warszawy, może ze względu na drużyny piłkarskie, nie wiem, ale Warszawa (miasto, ludzie, generalnie trudno wywnioskować o co chodzi) jest strasznie nielubiana w takim Poznaniu czy Gdańsku, jest obiektem częstych drwin i żartów, najgorszych opowieści i uprzedzeń. Na początku myślałem, że to tylko pojedyńcze przypadki kiedy w Poznaniu pierwszy raz usłyszałem „Na wschód od Konina, Azja się zaczyna” albo gdy pan profesor powiedział na jednym z wykładów „W takiej Warszawie to nawet trzeba mieć depresje bo gdy nie jesteś pedałem lub nie masz depresji to jesteś spychany na margines społeczny w hipsterskiej stolicy kraju zwanego Polandią” i takich przykładów można podawać w nieskończoność, to się tyczy nie tylko Poznania ale równieżinnych mniejszych lub większych miast na mapie Polski i ta antypatia uwypukla się w wakacje kiedy stolica rusza na wakacje na Mazury, morze czy w góry.

    A Warszawa? Mam wrażenie, że ma wyjebane w reszte kraju.

    Polubienie

    1. Paweł , zgadzam się! To nie ludzie z Warszawy dzielą kraj na Warszawę i resztę, tylko właśnie ta reszta spoza Warszawy. Tak strasznie to podkreśla! I opowiada sobie niestworzone historie… Często slyszę o tym jak się źle jeździ w Warszawie. Hmmm jako kierowca (płci żenskiej) muszę powiedzieć ,ze uwielbiam jeździć po Warszawie, tutaj każdy wie co to korek i każdy wpuści jak musisz przeciąć 3-pasmówkę. W małej mieścinie, możesz stać na podporządkowanej do us… śmierci. Nie zderzą się kulki!

      Polubienie

  3. @Paweł, owszem, jazda samochodem jest charakterystyczna. 😉
    @Ikea, Post stargetowany na resztę miast hejtujących Warszawę? „Warszawiak wstaje i idzie po portfel”? Myśle, że treściwsze byłoby, nie wiem „Mój kolega 22 letni”, bądź „Mój znajomy niedojrzały 30latek”, czy też „ten kretyn, którego znam z … ” itd.
    Poznałem w Warszawie rodowitych warszawiaków, przyjezdnych zyjących tu od 10 lat i od 2 lat. Nie widzę żadnej korelacji do płacenia swoich rachunków i twierdze, że to ma zwiazek z czymś zupełnie innym niż pochodzeniem. 🙂
    Albo po prostu – post na siłę.

    Polubienie

    1. jako niewarszawianka zgadzam się z treścią posta. Rzeczywiscie odbiór Warszawiaka jest jaki jest. Autor pisze o pewnym zjawisku, oczywiście, że są i inne, w innych miastach też…
      Dlaczego uważasz, ten post za hejtujący? na końcu autor napisał, że to jest Jego miasto!

      Polubienie

  4. to nie Warszawiacy – to korpo chuje z pięciocyfrowymi wypłatami których przerasta wydatek 200 pln w momencie kiedy nie jest refundowany lub nie można go wrzucić w koszta. Znam ich, przyjeżdżają furą za 200k i czekają na 1 pln reszty.

    Polubienie

  5. ‚Warszawa to trochę taki Nowy York. Taki sam jak Wrocław to trochę San Francisco.’ – napisz: Tak samo jak Wroclaw to troche San Francisco, bo piszesz, jak nie przymierzajac, warszawiak przez male w. A pewnie, ze da sie zrozumiec, tylko po cholere odwracac uwage od sensu przekazu analizujac przypadki i co poeta mial na mysli?

    Polubienie

  6. jak cie nie stac na korekte to przysylaj teksty przed publikacja do mnie, bo w sumie to troche wstyd i brak szacunku dla czytelnikow, nie sadzisz?

    Polubienie

  7. Boźe nie znam żadnego, warszawiaka , który jeździ w kasku. Żadko zapina pasy…. (tzw mniej żadziej niż ktos w wiosce na traktorze , ale ma tu duzo wiecej ścigajacych za to ).. łokieć przez okno obowiązkowo. Co ja gadam.. przecież to nie warszawiacy… warszawiacy maja 80 lat .. pamietaja zburzoną warszawę, nosili beret i śmiało kiwaty żonom, z takich potem sie urodzili cisi mieszkancy patrzacy na ten cały przyjezdny wyścig szczurów. To tak jakby mowić o JEdi .. znajac tylko Sithów.

    Polubienie

  8. Stereotyp Warszawiaka jest fatalny przez przyjezdnych – to im woda sodowa do głowy odbija przez wysokie pensje, które tu zarabiają. Nie mówię,że nie ma chamów Warszawiaków, wszędzie się trafi bydło. Zła renoma tego miasta niestety powstaje przez tych co się dorobili, kupili sobie fury na warszawskich blachach i im sie wydaje, że są „Panami Świata”. Wyżej opisany Pan raczej mi się kojarzy z kimś z Radomia, bądź Otwocka, którzy się dorobili w Wawie…(Nie chce obrażać tych miast, raczej chce pokazać inny stereotyp, którzy rodowici Warszawiacy mają w głowach)

    Polubienie

  9. Z własnej woli nie pojechałabym do Stolicy nigdy, ale niestety to jedno z miejsc, gdzie są najlepsze koncerty, więc decydowałam się (kilkukrotnie) na wycieczkę.

    Z Warszawiakami za dużo kontaktu nie miałam – pod halą koncertową raczej spotyka się ludzi z każdego innego miejsca niż ze Stolicy, ale mam jedno spostrzeżenie: jakbym mieszkała w mieście któe wygląda jak po wybuchu bomby atomowej, to też bym próbowała sobie to jakkolwiek zrekompensować.

    Miasto jest okropne (dla mnie konkuruje tylko z Łodzią), Warszawiacy niekoniecznie.

    (a sama mieszkam w mieście skąpców i ziemniaków. Poznań pozdrawia.)

    Polubienie

  10. Jestem Warszawianką. Od urodzenia, z pochodzenia. Kocham to miasto, znam je z punktu widzenia pieszego, rowerzysty (jeżdżę w kasku, bo dałam parę razy na beret, a że mam parę tysięcy rocznie km na liczniku, więc i prawdopodobieństwo spore, asfalt nie jest przyjazny), kierowcy. Chodzę po własnych śladach, na każdym rogu czyhają jakieś wspomnienia z różnych etapów życia i tego brakuje tym, którzy tu dopiero przyjechali i tym, którzy tu nie mieszkają. Dla nich to tylko bloki, cegły, asfalt.
    Nie umiem obiektywnie odnieść się do Warszawy. Bo ona jest we mnie, w środku. Byłam w wielu miastach Polski – Krakowie, Wrocławiu, Gdańsku, Gdyni, Olsztynie, Bydgoszczy, Katowicach, Toruniu etc. Są ładne, są ciekawe. Jak eksponat na wystawie. Ale żeby pooglądać, nie żeby żyć. Ja mogę żyć tylko w swoim mieście, wszędzie czułabym się obco. Nie rozumiem tych drwin z Warszawy. Tak jak stoi w ankiecie – bydło jest wszędzie. To że go więcej tu, bo W OGÓLE jest tu więcej ludzi…Nie jestem hipsterem, nie jestem lemingiem (którzy w większości są przyjezdnymi, nie warszawiakami). Jestem zwyczajnym człowiekiem, który chodził do warszawskich szkół, skończył warszawską uczelnię i pracuje w Warszawie. I nadal uwielbia to miasto, cieszy się z każdego postępu, interesuje się wydarzeniami, co się nowego dzieje. To nie znaczy, że czasem coś wkurza – pewnie, że mogłaby już być ta druga linia metra i mniej meneli na ulicy. Ale ja się z tym zżyłam, ja to akceptuję. Tak jak się kogoś kocha. Miłość wymaga akceptacji drugiego człowieka. Tak samo miłość do miasta.
    Drwienie z tego tylko zaniża poziom drwiącego. I odkrywa jego własne kompleksy.

    Polubienie

    1. Bardzo ładnie 🙂
      I pisze to Wrocławianka z urodzenia i z wyboru. Mam identyczne podejście do mojego miasta. A w Warszawie kilku cudownych znajomych i rodzinę (Warszawiaków z urodzenia), podobnie jak w paru innych miastach świata.
      Pozdrowienia!

      Polubienie

  11. Oj, bo facet ze wsi wyjdzie, ale wieś z faceta – nigdy. Opisani przez Autora goście to archetyp słoika, który się dawniej zainstalował w stolycy i mu odbiło. Między innymi dlatego wielu Warszawiaków dawno wyniosło się gdzieś na zabitą dechami wiochę i resztę świata mają głęboko w dupie. Ci bogatsi wynieśli się w ogóle z Polski – można ich zobaczyć na południu Francji, Włoch czy Hiszpanii. Niektórzy w UK, ale to za pracą.
    Co do samochodów to powiem, że po Warszawie rewelacyjnie jeździ się samochodem z rejestracją z jakiś odległych okolic. FZA, FMI, ZGL (sprawdziłem osobiście!). Coś pięknego. Ale odwrotnie – masz przerąbane, bo to jedzie ten Warszawiak, drogowy cham i swołocz. Chociaż w takim Toruniu lepiej mieć rejestracje warszawskie niz bydgoskie;).
    Uważam jednak, że Warszawiacy nie jeżdżą źle. Najgorsi z literką „W” to WSZ i WRA, po części także WWY i WOS.

    Polubienie

    1. „Ci bogatsi wynieśli się w ogóle z Polski – można ich zobaczyć na południu Francji, Włoch czy Hiszpanii.” – to chyba naprawdę jednostkowe przypadki, typu Czarnecki + Pieńkowska. Tak poza tym to 99.9999999% (włącznie ze mną) wyjechało właśnie za pracą i perspektywami, dostrzegając przy okazji, że światowość Warszawy to światowość przez bardzo, bardzo małe „ś”.

      Polubienie

  12. Porównywanie Warszawy do NYC jest delikatnie mówiąc naciągane, acz przystające do tzw. warszawskiego stanu umysłu 😉 Ot takie nasze korytko, gdzie zaściankowe myślenie chowamy pod dywan, na weekendowe powroty do domu.

    Jak już szukać porównań to Łódź jest trochę takim Detroit i to chyba najbardziej adekwatna, choć smutna prawda.

    Polubienie

  13. ee, wszędzie i zawsze będzie stereotyp… wszędzie są takie stereotypy… ja z miasta uciekłam, przynajmniej częściowo, bo mieszkam poza nim.. i tak mi najlepiej. Ale nie neguję, że komuś może być lepiej w centrum miasta z całym tym hałasem i kurzem…

    Polubienie

  14. moja babcia mieszkala w Warszawie przed wojna i mam zdjecia z tego okresu.Babcia paraduje w jakimś czarnym futerku , kapelusz rękawiczki obok dziadek w kapelindrze .na tych starych fotkografiach jest ukazane piekna ulica z domami kamienicami wszystko jest tam inne bo dawne ale wcaeale nie gorsze.powiedzialabym nawet lepsze i spokojniejsze i cichsze.W tle dorożka . no poprostu obrazki jak z andersena . Pomyślmy jaka bylaby ta Warszawa gdyby ominal ja wiatr wojenny. Poprostu bajka . te wieżowvce betonyy to jednak zupelnie inna bajka.:) czy lepsza ? to sie okaze

    Polubienie

  15. Super! Brawo! Winszuje tupetu. Pojechałas zarówno autorowi jak i rzeszy jego czytelników. Ludzie leczcie swoje kompleksy gdzie indziej, a nie w komentarzach.

    Polubienie

    1. Ja miezszkam w nie tak wielkim ale urokliwym miasteczku .Moja babka tez zamienial w koncu wojenną Warszawę na cichszy rejon.W malym domku podmiejskim cicho i leniwie plyna życia chwile.Ja jestem zbyt delikatna na wielkie metropolie .poza tym mam kolo mnie przepiękne jezioro i wielki las. I wogóle czuje sie u siebie naj;lepiej mój lokalny grajdolek. a do m\etropolii zawsz emozna na brykanko pojechac , wystarczy bryke odpalić .Dla warszawiaka Warszawa to jego poetko które ceni i niech tak zostanie każdy ma ciagoty do stron reodzinnych.;)

      Polubienie

  16. Sami Warszawiacy postrzegają się przez pryzmat zarobków, niby takich wysokich na tle reszty kraju i myślę że to właśnie,między innymi, denerwuje całą resztę. Odwieczny dylemat Mieć czy Być. Osobiście nie potrzebuję pięciocyfrowej wypłaty aby czuć się spełnionym, nie mówiąc już o 12h w pracy. Mam znajomego, który mieszka w miejscowości gminnej zarabia ponad 2tyś. i jeszcze z tego odkładana na fajne wczasy, bez wyrzeczeń oczywiście, zna ludzi z okolicy mówi im dzień dobry, ma czas z nimi porozmawiać, nigdzie się nie spieszy i niczego mu nie brakuje. Też bym tak chciał, niestety ja mieszkam w tym pięknym mieście porównanym do San Francisco i takie zarobki to pozwoliły by mi co najwyżej przeżyć. Myślę że z zarobkami w Warszawie sprawa ma się analogicznie. Jazda samochodem po stolicy? nie widzę w niej nic innego jak we Wrocławiu czy innym większym mieście, standardowo większość leci 100 na ograniczeniu do 50 i trzeba mieć oczy dookoła głowy. Buraków w każdym mieście znajdziemy bez liku. W Warszawie najwięcej bo jest największa i chyba dlatego często jak się spotka buraka na wczasach to z Warszawy. Zgodzę się z Panią Olgą (Pozdrawiam) ,że dla mnie to tylko skupisko bloków o wątpliwej urodzie a dla niej cały wszechświat wspomnień a to zupełnie zmienia postrzeganie miejsca i ludzi. Na koniec powiem że nie sądzę aby wszyscy nie lubili Warszawiaków tylko za to że nimi są, obawiam się że to sami Warszawiacy się nie lubią. Wrocław ma bardzo podobną strukturę społeczną większość to mieszkańcy napływowi ale u nas nie ma takich określeń jak słoik czy leming. Do Wrocławia wystarczy przyjechać na 2-3 lata i już jesteś tutejszy z tego co wiem to w NY jest bardzo podobnie niestety w Wawie tak nie jest. Jeżeli twój dziad nie zginął w powstaniu toś słoik i dlatego chyba Wro bliżej do SF niż Wawie do NY.
    P.S. A Łódź to Detroit. Oczywiście
    Pozdrowienia dla Warszawiaków, słoików, lemingów,łodzian i oczywiście naszych sąsiadów z krainy kwitnącego ziemniaka, których darzymy szczególną sympatią.

    Polubienie

    1. Jak ktoś uważa, że Warszawiacy to same chamy i słoiki – zapraszam, chętnie posłucham. Znaczy się o tym stereotypie, bo jednak – choćby na moim przykładzie – niewiele on ma wspólnego z rzeczywistością. Nie jestem jedyna – fakt, że może nietuzinkowa – ale moi znajomi, również wielu Warszawiaków z urodzenia i pochodzenia, mają bardzo podobne podejście. I chociaż narzekają czasem (taka to polska cecha) to jednak wrośli w to miasto, są jego tkanką. Najlepszym dla mnie sposobem wyrażenia uczuć w stosunku do Warszawy są fotografie analogowe – nadal mi się to nie znudziło, nadal mogę bez końca chodzić po mieście i znaleźć coś wartego uwagi. Mam świadomość, że nie mam porównania do innych miast, szczerze mówiąc nie porównuję zarobków, bo moje są bardzo przeciętne – ale z wyboru, bo pracuję na uczelni. I jest mi z tym dobrze. Ale wydaje mi się, że to temat nie bezpośrednio związany z miastem tylko z ludźmi. Jedni będą gonić za tym pieniądzem (i to oczywiste, że będą wtedy ciągnąć do Warszawy, stąd takich ludzi jest tu więcej), dla innych to tylko środek do osiągnięcia celów. Uwierzcie mi, są jeszcze tacy, dla których pieniądze nie mają wielkiego znaczenia. Przychodzi ten moment, kiedy człowiek dostanie od życia prosto w twarz i żadne pieniądze nie są w stanie tego zmienić.
      Wrocław mi przypominał Paryż, bo te mosty i taka atmosfera. Łódź faktycznie jest trudna do kochania, bo industrialna i po prostu zaniedbana. Tak samo jest z Poznaniem, ale strasznie zazdroszczę Poznaniakom tylu starych kamienic i uliczek…Kraków to Kraków, mnie chyba najbardziej zdziwiło to że jest dwa razy mniejszy od Warszawy. Ot, taka właśnie różnica punktów odniesienia…A Gdańsk? Zazdroszczę starówki, mariny i bliskości morza! Tak samo jak Rzeszowianom bliskości Bieszczadów…Ale o żadnym mieście nie powiedziałabym, że jest brzydkie i że jacyś mieszkańcy specjalnie źli. Ani dla kogokolwiek, ani dla Warszawiaków.
      Stereotypy, ot, stereotypy…
      „Im wyżej, tym widoczniej” – to jest ten problem. Nikt nie będzie mówił, jak to Bydgoszczanie to chamy i prostaki. Bo Bydgoszcz to mniejsze miasto i nikt nie zwraca na nie uwagi. A Stolica jest na świeczniku.

      Polubienie

  17. Sorki, ja mieszkam w mieście, któremu Warszawa to może co najwyżej obciągnąć pod każdym względem i po prostu jako mieszkańca Wiednia wkurwia mnie to jak Warszawiacy się panoszą w całej Polsce, chuj z tego, że ja pracując cały etat zarabiam więcej niż oni zapierdal.. codziennie po 12 godzin, ale oni i tak uważają się za lepszych bo mieszkają w Warszawie, raz takiego zgasiłem takim tekstem, stary a ty umiałbyś się przesiąść na 2 linię metra w Wawie? xD

    Polubienie

  18. Misiek, w porównaniu do przeciętnego mieszkańca Warszawy (nie, nie takiego jakim go autor opisał), to Ty masz jakąś gigantyczną i do tego prostacką potrzebę udowadniania „kto jest lepszy”. Większość mieszkanców Warszawy żyje tak po prostu zwyczajnie. Pracuje, dzieci wychowuje, je, pieprzy się, śmieje, bawi a czasem wkurwia. W korpo pracuje tylko jakiś procent ogółu, z czego tylko niektórym odbija palma.
    Ludność Warszawy to 4.44% ogółu mieszkańców Polski. Czyli co 23-ci Polak mieszka w Warszawie. Czyli co 23-ci burak z Polski mieszka w Warszawie. Co 23 pirat drogowy też. Z prostej arytmetyki wynika że MUSZĄ być bardziej widoczni niż mieszkańcy innych miast.
    Chamsko-buraczane podejście jakie zaprezentowałeś, nie pomaga. Nikomu. Wierz lub nie, ale nie jest fajnie ruszyć się gdziekolwiek i na dzień dobry być postrzeganym jak cham i cwaniak. Z racji wpisu w dowodzie.
    Jako światowy człowiek, powinieneś to rozumieć, w końcu Polacy na zachodzie długo nie mieli(nadal nie mają) najwyższych not. A czy TY pracowałeś na negatywną opinię o ogóle? Sam sobie odpowiedz.
    BTW…gdybyś mnie zapytał – owszem, umiałbym się przesiąść na 2 linię metra w wawie. Gdyby już była oddana do użytku. A tak swoją drogą…ile z tego Wiednia którym się tak brandzlujesz, istnieje dzięki tobie? Z czego właściwie jesteś taki dumny?

    Polubienie

    1. Jest dumny z tego ze sam posiadajac kompleksy wielkosci Mount Everest moze innemu zakompleksionemu kolesiowi ktory jest importem do Warszawy albo i nie . Ale jest takim samym bucem i mentalnym „warsiowiokiem” jak on . Mentalnosc nie zalezy od miasta .

      Aha , WARSZAWA RZONDZI !!! 111

      😉

      Polubienie

    2. Przez Warszawiaków raz musiałem się wstydzić tego iż jestem Polakiem i tłumaczyć znajomemu Austriakowi, że nie wszyscy mieszkańcy Polski tacy są. Co do płacenia to ja, moi rodzice i dziadkowie dość dołożyli się do odbudowy Warszawy (fundusz odbudowy stolicy to moi dziadkowie i rodzice) ja znów płaciłem w Polsce podatki, które szły między innymi na metro w Wawie, na Stadion Narodowy i na milion innych inwestycji, które tam powstają, a nie w moim rodzinnym regionie, który jest najbardziej zasiedlonym regionem w Polsce, a jego stolica nie może się obwodnicy doczekać, A o ilości wiednia która istnieje dzięki mnie, to cóż płacę w tym mieście podatki, wydaję moje pieniądze i po prostu żyję…
      A co do Brandzlowania się Wiedniem, to może pierwsze odwiedź to miasto a przekonasz się, po drugie, cel wyjazdu chyba jest jasny, skoro odległość taka sama, a Wiedeń na pewno tworzy większe możliwości niż Warszawa, o czym chyba nie muszę przekonywać, bo w tej kwestii to nasza piękna stolica jest daleko z tyłu…

      Polubienie

      1. Odniosłem się do stwierdzenia „ja mieszkam w mieście, któremu Warszawa to może co najwyżej obciągnąć” i tyle. To co piszesz dalej to częściowo truizmy (to co dziadkowie i rodzice), częściowo prawdy ludowe nie mające pokrycia w rzeczywistości. Może to uległo zmianie, ale jeszcze niedawno miasto Warszawa więcej oddawało do budżetu Państwa niż z niego dostawało więc nic tu nie jest oczywiste. Stadion Narodowy nie jest jedynym stadionem postawionym w Polsce w tym samym czasie i równie dobrze mieszkańcy Warszawy mogą mieć żal o finansowanie imprezy sportowej w dyscyplinie która nie wszystkich dotyczy. Zamiast n.p. wybudowanie o wiele bardziej potrzebnego mostu przez Wisłę, mostów jest w tym mieście jak na lekarstwo.
        Ja mieszkałem w kilku różnych miastach, każde z nich ma swoją specyfikę, klimat, problemy i bonusy dla mieszkańców. Nie zaryzykowałbym stwierdzenia że któreś jest gorsze czy lepsze.
        Ważne z punktu widzenia mieszkańca wydaje się – na poziomie ogólnym dla miasta – żeby dbać i angażować się w miarę możliwości w to na co się ma realny wpływ – sprawy osiedla, najbliższej okolicy, rady mieszkańców etc. Poprawianie stanu obecnego i wpływ na przyszłe życie.
        A historyczność miasta – na jednych robi to wrażenie na innych nie.
        Sydney z przyczyn oczywistych żadnej poważnej przeszłości mieć nie może, i co z tego? Z opinii mieszkańców wiadomo że żyje się tam fajnie, miło i całkiem ładnie.

        Polubienie

  19. Porównanie Łodzi do Detroit jest po prostu świetne. Co do tego miśka z Wiednia – dziennikarze, którzy regularnie przyjeżdżają do Wiednia twierdzą, że to jest dziura i szczerze wolą Monachium lub Londyn.
    Co do dwóch linii metra i przesiadki to tu Cię zgaszę, bo w sierpniu to zrobiłem. Dlaczego? Bo na czas budowy linia była w dwóch częściach – Kabaty – Politechnika i Ratusz – Młociny. Dlatego Warszawiacy żartują, że mają już dwie linie metra. Na tej samej zasadzie, jak Wrocławianie podczas powodzi stulecia witali się: „jak ci się powodzi?” a odpowiedź była „no mi się nie przelewa”. Autentyk. Także argument wsadź sobie w oko saurona.
    Poza tym Warszawa ma również coś na kształt S-bahn (na razie takie sobie, ale od czegoś trzeba zacząć). Tu nie żartuję. I normalne połączenie autostradą przez Stryków z Zachodem (wyjeżdżasz pod Okęciem i do Poznania autostrada).
    Gdyby Warszawę ominęła pożoga wojenna, być może nasze miasto dziś by wyglądało jak Mediolan. W obu miastach obok naprawdę ładnych domów z historią potrafią wpieprzyć jakiegoś szklanego gniota. Na pewno nie byłoby jak Londyn, bo mentalność ludzi jest zupełnie inna.

    Polubienie

  20. Co do Dziury z Wiednia, trzeba wiedzieć co i jak i Wiedeń nie jest żadną dziurą, a poza tym, co to za problem wsiąść w pociąg i za 4 godziny być w Monachium na Weekend? A co do Sbahnu, to żadna nowość, w Wiedniu od ponad 50 lat funkcjonuje. Zresztą nie ma o czym dyskutować, skoro Wiedeń co roku wygrywa rankingi na najlepsze miasto do życia na świecie. Zresztą sorki, ale Historią, i znaczeniem Politycznym, to Wawa niestety nigdy nie dorówna Wiedniu, bo jakby nie było Miasto Cesarskie, stolica przez wieki wielkiego Cesarstwa, a w obecnym czasie min. siedziba Opec, ONZ i wiel innych organizacji, A Warszawa żadnych organizacji na śwaitowym poziomie nie ma, a prawdziwie królewskim miastem w Polsce, to raczej Kraków jest, Warszawa, była w ostatnich 20 latach budowana bez składu i ładu, zresztą jak każde Polskie miasto, myślenie włodarzy polskich miast jest kilka dekad za tym co myślą ludzie władający miastami na zachodzie (oddać miasto ludziom, a nie samochodom) xD

    Polubienie

  21. „rozwalają mnie zniewiennie” komenty typu: omg, hihi, haha, hoho lub emotikony. świadcza o nieustajacej potrzebie klepania w klawiaturę nawet jeśli nie ma się nic do powiedzenia- to chyba choroba cywilzacyjna

    Polubienie

  22. Szanowny Mr Ikea, czy jest Pan SŁOIKIEM? Pytam z czystej, kobiecej ciekawości, która nad polskim morzem jest zintensyfikowana przez nadmiar wdychanego codziennie jodu.

    Polubienie

    1. Pan Ikea chyba jest sloikiem…
      2 lata temu przeczytałam wszystkie wpisy ze starego bloga (dziękuje za super lekturę) i wyczulam ze jest z Plocka….
      Czy Pan Ikea moze potwierdzic?

      Polubienie

  23. Panie IKEA, jest duża różnica między osobami które się w Warszawie urodziły, a osobami które do Warszawy się sprowadziły. I to chyba od tego należy zacząć, kogo nazwiemy Warszawiakiem, bo opisanego powyżej zachowania spodziewać się należy raczej po osobie która się do Warszawy sprowadziła a nie od osoby która się w Warszawie urodziła…

    Polubienie

  24. @Urodzona w Warszawie
    To na prawdę nie ma znaczenia gdzie się kto urodził, to jest kwestia kultury, dobrego wychowania, . Mieszkam w Wawie od 7 lat – czy jestem gorsza od Ciebie? Aha i zawsze płacę rachunki. Bzdury straszne są w tym poście. Stereotypy i uogólnianie – odnośnie typu człowieka.
    Natomiast odnośnie otoczenia, zgodzę się ,że tylko w Warszawie niektóre rzeczy są możliwe…niektóre absurdy… i to smutne … ” Gdzie pól miliona kredytu nie robi na nikim wrażenia a dwukrotność średniej krajowej z trudnością wystarcza na normalne życie.”

    Polubienie

  25. You can also enjoy the guided tour of the lighthouse.
    But when you hear the words, South Beach, you might immediately think all-night party and
    lots of drinking. Miami may be best known as a party destination for the young and beautiful, but the Top 5 Family Friendly
    Attractions offer fun for visitors of all ages.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.